"Po drugie, obniżenie wieku emerytalnego do 60 lat dla kobiet i 65 lat dla mężczyzn" - tak w listopadzie mówiła podczas sejmowego expose Beata Szydło. Prezydencki projekt ustawy przywracający poprzedni wiek emerytalny (kobiety 60, mężczyźni 65 lat) ugrzązł w Sejmie.
Sprawdź koniecznie: Kukiz chce zrównania kwoty wolnej od podatku posłów i obywateli. PO, .N i PSL przeciwko [INFOGRAFIKA]
W rozmowie z "Rzeczpospolitą" wicepremier i minister rozwoju Mateusz Morawiecki zapewnił, że "to bardzo twarde zobowiązanie przedwyborcze". - Dlatego będziemy obniżać wiek emerytalny - dodał.
Okazuje się, że reforma emerytalna nie oznacza, że w przyszłości Polacy będą krócej pracować. Morawiecki wyjaśnia, że rząd chce "wprowadzić takie bodźce, by ludzie chcieli jak najdłużej pracować. Dobrowolnie".
- Praca rok, dwa lub trzy lata po osiągnięciu wieku emerytalnego będzie się po prostu opłacać. Czyli pozostawimy ludziom wolny wybór, ale jednocześnie damy silną motywację, by pracowali dłużej - zdradza Morawiecki. Jaką? Tego polityk PiS nie precyzuje.
Czy taka podnoszona dodatkowo emerytura nie oznacza zmiany systemu emerytalnego, w którym dziś wysokość świadczeń zależy od wartości składek odprowadzanych przez lata pracy? - pytał dziennikarz "Rz".
- Nie bałbym się wprowadzenia do niego kolejnych zmian. Jeżeli to tylko przysłuży się ludziom - stwierdził wicepremier. Zdaniem Morawieckiego jeżeli ktoś pracował ciężko fizycznie 42 lata od 18 roku życia, to możliwość emerytury w 60. lub 65. roku życia zwyczajnie mu się należy.
Źródło: "Rzeczpospolita"