Ufff! Nareszcie skończył się ten brazylijski tasiemiec pt. „Rekonstrukcja". Rząd i ministrowie zamiast zajmować się sobą, na przemian rozpuszczać plotki i je dementować, powinni dynamicznie działać na rzecz obywateli. I myślę, że ta słaba w ostatnich miesiącach dynamika, legła u podstaw wymiany premiera.
Dla niemałej części komentatorów politycznych odwołanie Beaty Szydło, człowieka z twardego jądra PiS, która z sukcesem kierowała kampanią wyborczą najpierw Andrzeja Dudy a później swojej partii, jest niezrozumiałe. Jeszcze bardziej niezrozumiałe jest dla nich powierzenie steru rządów osobie, która do polityki weszła raptem dwa lata temu i dla części PiS-owskich działaczy jest ciałem obcym. Ja tego niezrozumienia nie podzielam. Mateusz Morawiecki wchodząc do rządu otrzymał nie tylko olbrzymi kredyt zaufania, ale też potężne zadanie. I póki co, wzorowo to zadanie realizuje. Proszę spojrzeć na wskaźniki ekonomiczne, pomijając niezadawalający poziom inwestycji, imponujące. Ściągalność podatków, w tym osławionego VAT – imponująca. Oczywiście wiem, że sprzyja mu światowa koniunktura, ale jak mówi porzekadło, szczęście sprzyja lepszym.
Sprawdź także: Mateusz Morawiecki na premiera. Czy to dobra zmiana?
Mateusz Morawiecki wielokrotnie powtarzał, że chce walczyć z Polską resortową, rozbijać skostniałe urzędnicze układy, które hamują rozwój przedsiębiorczości. I tu, moim zdaniem, dochodzimy do głównej przyczyny rządowej zmiany. Projekty Morawieckiego były wielokrotnie torpedowane przez kolegów z Rady Ministrów. Henryk Kowalczyk i Beata Szydło to główni hamulcowi. A ten hamulec był zaciskany tym mocniej, im silniejsze były walki frakcyjne w PiS. Szefowa rządu, zamiast być arbitrem w tych sporach, rozjemcą i osobą, która podejmowałaby ostateczne decyzje, ustawiła się jako strona konfliktu a projekty, jak choćby Konstytucja Biznesu, miesiącami leżały w poczekalni.
Morawiecki pokazał, że jest skuteczny, że bardzo sprawnie porusza się nie tylko w świecie gospodarki ale także w polityce. Sukcesywnie powiększał swoją strefę wpływów stając się w praktyce najpotężniejszym z ministrów. Udowodnił też, że ma dobrą rękę do doboru ludzi, którzy pomagali mu zarządzać tym małym imperium. Bez wątpienia jego atutem jest biegła znajomość kilku języków i międzynarodowe kontakty, które odegrają istotną rolę podczas próby odbudowy dobrego imienia Polski za granicą, które za sprawą choćby takiego nieudacznika, jak Witold Waszczykowski, sporo ucierpiało. Morawiecki rozumie gospodarkę i rozumie biznes. A to właśnie gospodarka, i te tajemnicze PMI i PKB są kluczem do sukcesu.
Czytaj też: Kim jest Mateusz Morawiecki i jego rodzina?
Czy te niewątpliwe atuty wystarczą, żeby być dobrym premierem? Wszak polityka to gra zespołowa, a konflikty frakcyjne na pewno nie znikną. Czy Mateusz Morawiecki, odpowiedzialny za potężny, ale tylko jeden segment państwa, nie mając swojego politycznego zaplecza uniesienie ciężar odpowiedzialności za zdrowie, politykę społeczną i edukację? Kluczem do sukcesu może być oczywiście odpowiedni dobór ludzi – w rządzie zasiadali bowiem ministrowie świetni, jak Elżbieta Rafalska, czy Witold Bańka, ale i totalnie nieudolni, jak Witold Waszczykowski, czy Jan Szyszko. W moim przekonaniu Mateusz Morawiecki premierem – to dobra zmiana. Dobra nie tylko dla biznesu i przedsiębiorców, ale dobra dla całej Polski. A czas pokaże, czy dzisiaj nie wykazuję się zbytnią naiwnością.