Pieniądze na budowę pomnika ofiarowali zwykli obywatele, przedsiębiorcy oraz polska spółka KGHM. Sam pomysł, po raz wtóry (pierwszy raz o upamiętnieniu bitwy z 1683 roku wspominano już rok po jej zakończeniu!), nabrał realnego kształtu dzięki profesorowi Czesławowi Dźwigajowi z krakowskiej Akademii Sztuk Pięknych. To on zaprojektował i wykonał monument wspominający króla Jana III Sobieskiego i zwycięsko poprowadzoną przez niego Odsiecz Wiedeńską, która zdaniem wielu ekspertów, była jednym z przełomowych wydarzeń w historii.
Idea była prosta – pomnik stanie na wzgórzu Kahlenberg pod Wiedniem. To stamtąd król Sobieski dowodził oddziałami, które pokonały turecką armię. No i właśnie ta turecka armia stała się problemem. Gotowy pomnik kurzy się w Gliwicach, gdyż wybrany 7 czerwca bieżącego roku na burmistrza Wiednia Michael Ludwig widzi w monumencie złe intencje wobec Turcji. Władze Wiednia poinformowały, że teraz nie jest czas na stawianie militarnych pomników.
- Pomnik jest częściowo realistyczny, a częściowo abstrakcyjny. Jest król Jan III Sobieski na koniu, zrywający się do szarży, wskazuje buławą kierunek natarcia, a za tym idzie cała taka forma rzeźbiarska długa na 8 metrów. Ale nie ma nigdzie nawet półksiężyca, nie ma żadnych symboli tureckich czy islamskich. Zaręczam absolutnie nic takiego nie ma – zarzekał się dla RMF24 autor monumentu, profesor Dźwigaj.
- Trzeba tu zaznaczyć, że w Wiedniu istnieją dwa pomniki konnicy tatarów Krymskich, które uczestniczyły w odsieczy Wiedeńskiej i walczyły ramię w ramię z Janem III Sobieskim, na obu są napisy przypominające tę bitwę, a także to że dzięki temu wydarzeniu uratowano Europę. Nigdzie nie ma wzmianki o Polakach i polskim królu. Ponadto na tablicy na kościele świętego Józefa w Wiedniu jest napis, że głównodowodzącym armii chrześcijańskiej był Jan III Sobieski, ale zwycięzcą był cesarz Leopold – zauważa w rozmowie z portalem artysta.
Z jednej strony można zrozumieć wiedeńskie władze – to tak, jakby dziś Czesi i Węgrzy chcieli postawić pomnik upamiętniający ich zwycięstwo nad Polską i zajęcie Śląska. Z drugiej dochodzimy do pytania – czy kosztem poprawności politycznej nie zapominamy o własnym dziedzictwie?