Niemieckie ministerstwa przekazują na konta partyjnych fundacji środki, aby te mogły prowadzić badania czy działalność oświatową. Portal rp.pl, powołując się na Transparency International, twierdzi jednak, że sposób rozliczania tych pieniędzy pozostawia wiele do życzenia, a mowa o niemałych kwotach, bo tylko w 2015 r. było to 500 mln euro.
ZOBACZ TEŻ: 12 zł stawki minimalnej. PiS sam ostrzega: ludzie mogą przez to tracić pracę
Niemieckie partie polityczne w coraz większym stopniu liczą też na państwowe dotacje. Spada bowiem liczba członków partii, a tym samym wpływy ze składek, wycofują się też prywatni sponsorzy. Sympatycy ugrupowań w zeszłym roku zasilili ich konta kwotą 25 mln euro (ok. 111 mln zł), a niemieckie partie, prócz tego, co wydały ich fundacje, same miały do zagospodarowania aż 500 mln euro.
Niemieckie subwencje
Skąd więc wzięły się te pieniądze? Ze wspomnianych wcześniej subwencji. „Nie ma lepszego sponsora niż państwo. Finansuje ono w sposób bezpośredni partie w mniej więcej jednej trzeciej, w zależności od wyników wyborczych w wyborach do parlamentów krajowych, Bundestagu i Parlamentu Europejskiego” - pisze rp.pl. Portal dodaje, że to sami niemieccy parlamentarzyści z roku na rok, wedle własnego uznania, podnoszą limit państwowych wydatków na partie.
ZOBACZ TEŻ: Gowin: Studia medycyny powinny być płatne! Koszt: 500 tys. zł
W ciągu kilku lat maksymalna kwota takich subwencji urosła ze 133 mln euro (ok. 594 mln zł) do 157 mln euro (ok. 701 mln zł). Do tych ogromnych pieniędzy dochodzą jeszcze dodatkowe państwowe środki m.in. na pensje partyjnych urzędników. Tylko na ten cel państwo wydało w zeszłym roku 172 mln euro (ok. 770 mln zł).