Od niemal roku zmagamy się z pandemią koronawirusa. Niestety wirus z ogromną siłą uderza także w gospodarkę. Pełzający lockdown polegający na częściowym i czasowym zamykaniu różnych sektorów gospodarki sprawia, że wiele firm liczy gigantyczne straty. Z jednej strony polski rząd wspiera firmy tarczami antykryzysowymi, a z drugiej raczy dodatkowymi podatkami. Dla porównania, władze innych państw, jak np. Czech, Niemiec, Austrii, Danii, Hiszpanii, w czasie pandemii ograniczają pobieranie danin. U nas sytuacja wygląda dokładnie przeciwnie. W Polsce od stycznia tego roku obowiązuje kilka nowych podatków dotyczących przedsiębiorców. Od 2021 r. wchodzi miedzy innymi nowy podatek handlowy od sprzedaży detalicznej, który będą płaciły sklepy, których przychody miesięczne przekroczą 17 mln zł. Są dwie stawki podatku. Pierwsza to 0,8 proc. i obejmuje miesięczny przychód nieprzekraczający 170 mln zł. Natomiast stawką 1,4 proc. jest opodatkowana nadwyżka przychodu ponad kwotę 170 mln zł. Podatek handlowy obejmuje sprzedawców detalicznych, za których uważa się osoby fizyczne i prawne, jednostki organizacyjne niemające osobowości prawnej, a także spółki cywilne, które dokonują w ramach prowadzonej działalności gospodarczej sprzedaży detalicznej. Najprościej rzecz ujmując, podatek handlowy miały płacić duże zagraniczne sieci. W rzeczywistości nie ominie on polskich firm, które w czasie pandemii borykają się z ogromnymi kłopotami finansowymi i walczą o zachowanie miejsc pracy dla swoich pracowników. Na podatku handlowym wprowadzonym w czasie pandemii suchej nitki nie pozostawiają eksperci. Wprowadzanie podatku handlowego w momencie pandemii i kryzysu gospodarczego, jest zupełnie bez sensu. W konsekwencji zapłacą za to konsumenci, bo będzie to skutkowało podwyżkami cen w sklepach – ocenia ekonomista Marek Zuber.
Waloryzacja emerytur oraz 14.emerytura w 2021 r. Sejm zdecydował
Podobne stanowisko ma Przemysław Ruchlicki zastępca dyrektora Biura Polityki Gospodarczej w Krajowej Izbie Gospodarczej: - Ten podatek jest wprowadzany w najgorszym możliwym dla gospodarki momencie. Wysoki dług publiczny i podwyżki w sklepach napędzą inflację. Brak pomocy dla zamkniętych rozporządzeniem przedsiębiorców będzie generował wzrost bezrobocia.
LOT zwraca krocie za niewykorzystane bilety
Pomimo olbrzymich, niespotykanych dotąd funduszów unijnych w wysokości 170 miliardów Euro, które zaczną płynąć do Polski już w tym roku, rząd szuka środków do budżetu u przedsiębiorców, którzy ponieśli w ubiegłym roku i ponoszą także w tym, straty spowodowane trzykrotnym zamknięciem sklepów w galeriach handlowych na ok. cztery miesiące. Przedsiębiorcy wskazują, że obok hipermarketów spożywczych, które przeżywały oblężenie pomimo kryzysu, są takie sklepy, jak obuwnicze, odzieżowe, AGD czy elektroniczne, które poniosły straty i przed którymi rząd nie przedstawia również klarownej perspektywy otwarcia ich działalności. Choć wicepremier Jarosław Gowin ogłaszał, że jego resort będzie wnioskował o uwolnienie handlu od 18 stycznia, rząd podjął decyzję o przedłużeniu zakazów do końca miesiąca. – Niestety, danina jest zaprojektowana w taki sposób, że w niektórych sektorach przyniesie skutki odwrotne do oficjalnie przedstawianych. Jej konstrukcja sprawia bowiem, że mając podzieloną działalność na wiele spółek, część zagranicznych podmiotów uniknie opodatkowania, podczas gdy polskie firmy, te które funkcjonują pod jednym NIP jako pojedyncze spółki, będą obciążone daniną konsumującą znaczną część ich marży. To w oczywisty sposób naruszy warunki konkurencji – tłumaczy Jakub Bińkowski, Dyrektor Departamentu Prawa i Legislacji, Związek Przedsiębiorców i Pracodawców. To co miało oznaczać wyrównywanie szans, w niektórych segmentach handlu uniemożliwi skuteczną konkurencję polskich firm z zagranicznymi.