Jakub Olszewski, współprowadzący program "Ekonomia z ludzką twarzą": Szkoła powinna nas uczyć finansów - Czy w Polsce w ogóle istnieje coś takiego jak edukacja finansowa?
- Niestety, u nas praktycznie ona nie funkcjonuje. Po pierwsze, Polacy nie uczą swoich dzieci zarządzania finansami, a to dlatego, że sami nie potrafią nimi zarządzać, bo również ich nikt tego nie nauczył. Po drugie, system oświatowy, mimo reformy szkolnictwa, nie jest dziś przygotowany do tego, żeby wprowadzać Polaków w dorosłe życie w finansach. Dwie godziny przedsiębiorczości przez jeden rok nauki w szkole średniej to absolutnie za mało i nie wystarcza na tyle, żebyśmy mogli zdobyć odpowiednią wiedzę czy mieć świadomość tego, że czasami warto zająć się właśnie swoimi pieniędzmi i tym, jak będzie wyglądało nasze życie, a mniej interesować się na przykład polityką.
- Dlaczego tak się dzieje, że ta edukacja w Polsce kuleje? Czy to wina dawnego systemu?
- W dawnym systemie faktycznie nie trzeba było dbać o swoje finanse, bo prowadziło nas państwo. Moje pokolenie, urodzone w drugiej połowie lat 80., jest tego ofiarą. Funkcjonujemy w świecie już kapitalistycznym, ale jednak nie na tyle zreformowanym, żeby dosyć sprawnie się w nim poruszać. Wielu moich rówieśników nie do końca wie, jak swoimi finansami zarządzać, nie wiedzą na przykład, jaki wybrać fundusz emerytalny, że są możliwości zaoszczędzenia pieniędzy na dobrej lokacie, nikt absolutnie o takich rzeczach po prostu nie myśli.
- Czyli taka wiedza ułatwiłaby nam życie?
- Na pewno podniosłoby to kulturę pracy instytucji finansowych, ponieważ wiedzielibyśmy, czego od nich oczekiwać. W tej chwili jest tak, że to raczej instytucje finansowe sterują nami - wielu spraw do końca nie rozumiemy. Ale najważniejsze jest to, i taka jest rola między innymi naszego programu, żeby przede wszystkim zainteresować Polaków kwestiami ekonomicznymi. Z ekonomią ma do czynienia każdy z nas przy codziennych transakcjach, których dokonujemy, i nie uwolnimy się od niej. W krajach zachodnich ludziom żyje się lepiej dzięki temu, że na przykład mają odłożone pieniądze na swoją dodatkową emeryturę i mogą ją spędzać, podróżując po świecie, a nie zastanawiając się, czy wystarczy im na leki. My również powinniśmy mieć świadomość, że warto oszczędzać. I to między innymi pokazujemy w naszym niedzielnym programie. Staramy się dotrzeć właśnie do tych wszystkich zwykłych Polaków, których tak naprawdę ta gospodarka i wszystko co dzieje się "na górze" dotyczy, i w prosty sposób wyjaśniać im kwestie ekonomiczne.
- Kto powinien zająć się naszą edukacją? Czy taki przedmiot powinien pojawić się na przykład w szkole?
- Myślę, że w mikroskali można ją wprowadzić już na poziomie przedszkolnym. Później powinna być kontynuowana. Niestety, dziś to kuleje, a wszyscy przecież powinniśmy zainteresować się ekonomią i swoimi finansami, żeby było nam lepiej.
Grzegorz Gajda - współprowadzący program "Ekonomia z ludzką twarzą": Przekazujemy widzom praktyczną wiedzę - Co Polacy wiedzą o ekonomii?
- Przekonałem się, że niewiele. Po każdym spotkaniu z ludźmi, po każdej sondzie ulicznej okazuje się, że wiemy stosunkowo mało, i to nawet o rzeczach takich, które wydawałyby się podstawowe. Na pewno tej wiedzy jest za mało.
- Dlaczego tak się dzieje?
- Przez wiele lat po prostu lekceważyliśmy tę dziedzinę, bo wydawało się, że jest ona zupełnie niepotrzebna, interesowaliśmy się innymi sprawami, nie uczyliśmy i do tej pory nie uczymy w szkole ekonomii. To jest takie zaniedbanie edukacyjne i trochę kulturowe, bo potrafimy dyskutować na temat miliona innych rzeczy, a w ogóle nie rozmawiamy o takiej kluczowej dla naszej przyszłości sprawie, jak nasze pieniądze, emerytury czy ubezpieczenia.
- A czy takie programy ekonomiczne, jak na przykład "Ekonomia z ludzką twarzą", mogą to zmienić?
- Wierzę, że tak. Spotykam się z wieloma ludźmi, którzy mówią, że oglądają go z dużym zainteresowaniem, wielu rzeczy się dowiadują i twierdzą, że takich programów powinno być więcej. Rzeczywiście jest ich mało. Szczególnie programów skierowanych do ludzi spoza branży.
- W jaki sposób można mówić o ekonomii, żeby przeciętny Kowalski zrozumiał i nie znudził się po kilku minutach?
- Jestem wychowany na radiu. Zawsze wpajano mi, że to, co chcę powiedzieć, powinienem napisać, a potem wykreślić z tego wszystkie zbędne słowa. Dzięki temu unikniemy patosu i będziemy mówić po prostu ludzkim językiem.
- Jaka jest rola programu "Ekonomia z ludzką twarzą"?
- Naszym założeniem było przekazywanie w tym programie bardzo praktycznej wiedzy. Skutki braku tej wiedzy są czasem katastrofalne, np. ludzie czytają umowy z instytucjami finansowymi bardzo pobieżnie, a to najczęściej okazuje się najistotniejsze. Później pakujemy się w kłopoty, bo po prostu nie mamy odpowiedniej wiedzy ekonomicznej. Gdyby spróbować się czegoś więcej dowiedzieć o takich kwestiach ekonomicznych, jak np. obligacje, giełda czy fundusz, to można przynajmniej zrozumieć mechanizm ich działania. Niekoniecznie od razu trzeba zarabiać krocie, ale np. gdybyśmy wiedzieli w wieku dwudziestu lat o tym, że wystarczy odkładać 100 zł miesięcznie i mieć fortunę na starość, to może więcej ludzi by to robiło. A tak mało kto o tym wiedział wcześniej i nawet teraz mało kto o tym wie. Po prostu nie interesujemy się tym, co ma kapitalny wpływ na nasze życie, także to późniejsze.
Więcej o wpływie światowej ekonomii na nasze życie w programie "Ekonomia z ludzką twarzą". Oglądaj w każdą niedzielę na antenie TVP Info o godz. 13.15
Krzysztof Lewandowski, dyrektor departamentu sprzedaży Kasy Stefczyka: Kasy stawiają na edukację finansową - Czy instytucje finansowe powinny kształcić swoich klientów?
- Zdecydowanie tak i to z prostej przyczyny - edukacja finansowa w naszym kraju jest na bardzo niskim poziomie. Zwłaszcza w przypadku osób starszych. Kiedyś był jeden bank i wszyscy z niego korzystali. Dzisiaj mamy do czynienia z zawiłą reklamą, która na różne sposoby próbuje nas namówić na różne rzeczy. Nieznajomość spraw finansowych prowadzi właśnie do tego, że ludzie korzystają np. z usług podejrzanych firm, gdzie przepłacają 100 proc. za pożyczkę, zamiast iść do sprawdzonych instytucji finansowych i wziąć pożyczkę na normalnych warunkach. Być może nie otrzymają jej w pięć minut, ale w piętnaście - i dużo więcej zyskają.
- Kasy Kredytowe zajmują się także edukowaniem swoich klientów, ale przecież taka edukacja finansowa nie zawsze jest na rękę instytucjom finansowym. Dlaczego to robią?
- Kasy podchodzą do tego misyjnie. Staramy się obsługiwać osoby wykluczone finansowo i takie, którym ciężko jest skorzystać z oferty bankowej. Tak się składa, że te osoby niewiele wiedzą o finansach, dlatego próbujemy to zmienić. Przeprowadzamy różne seminaria, edukujemy naszych klientów za pośrednictwem gazetek czy w oddziałach, również technicznie, np. nasz pracownik idzie z klientem do bankomatu i pokazuje mu, jak on działa i jak się z niego wypłaca pieniądze. Tłumaczymy, co należy zrobić, jeśli ktoś chce założyć konto. Mamy specjalne stanowiska, które służą do tego, żeby usiąść tam z członkiem naszej Kasy i mu wszystko pokazać. Klient może przychodzić nawet 10 czy 20 razy i za każdym razem dostanie te informacje, których potrzebuje. Zależy nam na tym, żeby potrafił korzystać z narzędzi, które mu oferujemy, bo przecież karta i konto to dzisiaj chleb powszedni i bez nich nie można się obejść. Oprócz tego mamy Spółdzielczy Instytut Naukowy, który przeprowadza przeróżne akcje edukacyjne, np. spotkania w regionach, tzw. dni otwarte. Członkowie mogą przyjść, zadać pytania i wszystkiego się dowiedzieć.
- Skąd wziął się taki pomysł?
- Z obserwacji klientów i informacji, które otrzymujemy od pracowników liniowych. Zauważyli oni, że ludzie, nawet jeśli podpiszą umowę na konto czy na kartę, to i tak w ogóle się nimi później nie posługują. Więc właściwie po co im to dawać? Warto jednak pokazać, że korzystanie z tego jest łatwe. Po co chodzić na pocztę i robić przelewy za 2-3 zł, jeśli można je wykonać za darmo w domu z komputera wnuka czy syna.
- Jak długo trwa ten program szkolenia klientów?
- Od samego początku istnienia SKOK-ów szkolimy naszych klientów. Nie podchodzimy do nich przedmiotowo, tylko z każdym staramy się porozmawiać, każdego traktujemy indywidualnie. Być może nie jesteśmy najszybszą instytucją, ale za to każdy, kto przyjdzie, może usiąść i wszystkiego się dowiedzieć w taki sposób, że wyjdzie z oddziału z przekonaniem, że to zrozumiał.
- Czy to odnosi jakiś skutek?
- Tak, i to widać! Na przykład coraz więcej osób faktycznie korzysta z karty i nie stoi w kolejce do okienka, tylko idzie do bankomatu. Nawet osoby starsze dokonują wielu płatności w sklepie kartą. Z naszych statystyk wynika, że coraz więcej osób korzysta z wielu naszych usług, co świadczy o tym, że edukować warto.