Władze najważniejszych banków centralnych na świecie w obliczu pojawienia się zawirowań w sektorze bankowym straciły zapał do ostrego podnoszenia stóp procentowych. Ocena ta dotyczy przede wszystkim Rezerwy Federalnej. To w końcu Stany Zjednoczone są zarzewiem ostatnich napięć, a tarapaty regionalnych pożyczkodawców mogą walnie przyczynić się do ograniczenia akcji kredytowej.
Takie zacieśnienie się warunków finansowych z jednej strony ma podobny efekt do podnoszenia stóp procentowych i może przyczyniać się do hamowania gospodarki. Z drugiej jednak strony istnieje ryzyko, że bez dalszych, ostrych podwyżek – a przecież Fed kilka tygodni temu zaczął oswajać rynki z perspektywą niemal 6-proc. stóp – uporczywa inflacja może być niemożliwa do okiełznania. Niepewność na tym polu pozostaje ogromna i może mieć znaczące konsekwencje dla skuteczności strategii przyjętej przez RPP. Można ją porównać do próby (częściowej) „jazdy na gapę”. Obok podwyżek w kraju, istotną rolę miało przecież odgrywać zacieśnienie kursu przez najważniejsze banki centralne i ogólnoświatowe wygasanie presji cenowej. Dziś stoi ono pod coraz poważniejszym znakiem zapytania.
W Polsce minięcie przez dynamikę cen konsumenckich szczytu to pokłosie efektów bazy statystycznej związanych z potężnym skokiem energii, paliw i żywności po napaści Rosji na Ukrainę. Choć dynamika CPI w marcu wyhamowała z 18,4 do 16,2 proc. r/r, to impet cen nadal musi niepokoić. Koszyk dóbr i usług przeciętnego Kowalskiego tylko w tym roku podrożał o niemal 5 proc. Szczególnie uporczywa jest inflacja bazowa, która m.in. w naszym kraju, ale także Eurolandzie, nieustannie rośnie i osiąga rekordowe pułapy. W marcu jej dynamika w Polsce prawdopodobnie wzrosła do 12,2 proc. r/r.
Zwiększa to prawdopodobieństwo, że zakładany przez prezesa NBP spadek inflacji do ok. 7 proc. na koniec 2023 r. może być zbyt optymistyczny. Nową komplikacją jest także zaskakujące, weekendowe ograniczenie wydobycia ropy przez sygnatariuszy porozumienia OPEC+. Skutkuje ono ok. 5-proc. wystrzałem kursu baryłki na giełdzie w Londynie i zwiastuje niechybne podwyżki na polskich stacjach. W rezultacie obniżki stóp procentowych pod koniec 2023 r. stają się coraz mniej realną perspektywą, co zdaje się dostrzegać także coraz większa liczba członków Rady Polityki Pieniężnej.
Jednocześnie nie liczymy na zaostrzenie retoryki podobne do tego, na które w ubiegłym tygodniu zdecydował się czeski bank centralny. Władze monetarne naszego południowego sąsiada oznajmiły wprost, że rozważanie terminu pierwszych cięć jest zdecydowanie przedwczesne, a dyskusja dotyczy tego, czy zachować obecny koszt pieniądza, czy po trzech kwartałach powrócić do jego podnoszenia. Nastawienie RPP znów stanie się bardziej łagodne niż innych banków centralnych w regionie. Nie widzimy w tym jednak zagrożenia dla złotego. Hamowanie inflacji, bliskość dołka koniunktury i poprawa sytuacji w bilansie płatniczym w dalszej części roku powinny sprzyjać osuwaniu się kursu euro w kierunku 4,50 zł, a mocniej tanieć powinny frank, funt i (przede wszystkim) dolar. Na razie EUR/PLN może jednak nadal pozostawać blisko 4,70.