Odmrażanie gospodarki: Jak działają kina w trakcie pandemii?

2021-02-16 8:01

- To jak w najbliższym czasie będą działać kina, zależy w dużej mierze od dostępności repertuaru. A to nie wygląda dobrze. Zarówno kina, jak i dystrybutorzy spodziewali się późniejszego terminu otwarcia - mówi Krzysztof Bil-Jaruzelski prezes zarządu kin Cinema Lumiere.

 Rząd nieśmiało, ale stopniowo odmraża gospodarkę. W ubiegłym roku wielu widzów praktycznie nie miało szansy odwiedzić kina. Czy teraz kiedy z pewnymi obostrzeniami otwarto kina, wreszcie rozrywka filmowa wraca do normy?

Do normalności jest jeszcze bardzo daleko, ale próbujemy teraz wykonać pierwszy krok na tej drodze. Okres walentynkowy, zawsze uważałem za najszczęśliwszy w roku. Zarówno ze względu na święto zakochanych, jak i z perspektywy biznesowej, bo widzowie chętnie odwiedzali kina. To był jeden z dni o największej frekwencji. W tym roku tak radosnej atmosfery nie ma, ale próbujemy grać. Oczywiście, zdrowie ludzi jest najważniejsze, ale odczuwamy już nacisk na próbę normalizacji tej sytuacji, także w kinach. Dlatego przygotowaliśmy się pod względem sanitarnym, tak żeby było u nas bezpiecznie.

Problemem jest to, że wiele dużych kin nie zdecydowało się na otwarcie. I trudno się dziwić. Logistycznie otwarcie tych obiektów i zaopatrzenie bufetów wymaga dużych finansów, frekwencja prawdopodobnie nie będzie wysoka, a wiele zasad - jak np. sprzedaż na wynos - wciąż jest niejasnych.

Jak wygląda "odmrażanie" państwa kin?

Zdecydowaliśmy się zagrać w naszych dwóch kinach - w Suwałkach i nowym w Szczytnie. To drugie, to prawdopodobnie pierwsze kino, którego otwarcie, pechowo, przypadło na okres pandemii. Chcemy już wrócić do normalności jako spółka, a pracownicy chcą wrócić do pracy. A przede wszystkim nasi widzowie chcą znów oglądać u nas filmy. Mamy świadomość, że od strony finansowej to może nie być strzał w dziesiątkę, ale trzeba to już zacząć i zachęcać pozostałe kina do pójścia w nasze ślady.

Wracają państwo do pracy w pełnym zakresie?

To jak w najbliższym czasie będą działać kina, zależy w dużej mierze od dostępności repertuaru. A to nie wygląda dobrze. Zarówno kina, jak i dystrybutorzy spodziewali się późniejszego terminu otwarcia. Informacja nas zaskoczyła. Z jednej strony, wszyscy chcą grać i pracować, tak jak przed pandemią, ale z drugiej, w naszym przypadku wygląda to zupełnie inaczej niż w innych branżach. Nie pojedziemy przecież do hurtowni, aby zakupić towar, który będziemy sprzedawać następnego dnia. Dostępność  filmów jest obecnie mocno ograniczona. Do tego najbardziej oczekiwana premiera - kolejna część "Listów do M" - została udostępniona w Playerze i nie trafi do tradycyjnej dystrybucji. Światełkiem w tunelu jest premiera nowego "Bonda", ale wciąż nie znamy daty premiery. Wszystko dlatego, że prognozowaliśmy otwarcie kin na okres po Wielkanocy. W efekcie dziś możemy grać, ale nie mamy dużego wyboru tytułów.

Jaki repertuar państwo przygotowali na start?

Zdecydowaliśmy się m.in. na niezależną komedię "Palm Springs". Kontynuujemy wyświetlanie "25 lat niewinności. Sprawa Tomka Komendy", ponieważ jest wiele powodów by wrócić do tego filmu. Mamy też polską komedię „Jak zostać gwiazdą”. Poza tym zostają propozycje dla dzieci. Uznaliśmy, że to najlepszy repertuar na ten moment i czekamy na dystrybutorów, którzy, mam nadzieję, przyśpieszą pracę nad wprowadzeniem nowych tytułów. Liczymy, że w marcu  otworzą się wszystkie kina. Wtedy dystrybutorzy będą mieli większy zapał do wypuszczania nowych filmów a katalog premier będzie szerszy.

W jakiej kondycji zostawił państwa ten rok?

Mamy za sobą pół roku zamknięcia i pół roku, mówiąc kolokwialnie, grania "na pół gwizdka". Nawet wrzesień i październik, kiedy wydawało się, że wszystko wraca do normy, przyniosły wyniki poniżej oczekiwań. Tylko "25 lat niewinności. Sprawa Tomka Komendy" i "Pętla" Patryka Vegi przyciągnęły dużą widownię. Trudno w takiej sytuacji mówić o komforcie. Wszystkie prace, jakie prowadziliśmy uległy zahamowaniu. Nie będę ukrywać, że mieliśmy też zapytania inwestorskie o naszą spółkę i stanęły przed nami wyraźne perspektywy rozwoju. Z powodu lockdownu, te niestety trzeba było odsunąć w czasie. Świat kinowy w marcu ubiegłego roku stanął w miejscu i mamy roczną wyrwę w życiorysie, ale jestem przekonany, że to przejściowe trudności. Pewną pociechą jest to, że zostaliśmy uznani przez „Forbesa” za Diamenty roku.

Wspomniał pan o premierze "Listów do M" w internecie. Podobne pomysły mają zagraniczne studia. Np. WarnerBros postanowiło w serwisach streamingowych premierowo grać wysokobudżetowe produkcje jak "Godzilla vs Kong”. Nie boi się pan, że przez ten rok ludzie przyzwyczaili się do domowego ekranu i, skoro mogą na nim oglądać premiery, to do kina już nie wrócą?

Od lat ktoś wieści upadek kina. Były dla nas różne zagrożenia. Tak mówiło się np. Kiedy wprowadzono tak archaiczną z dzisiejszej perspektywy technologię, jak kasety wideo. Potem były różne usługi telewizyjne i internet. A kino jakoś wszystko to przeżyło. Osobiście uważam, że seans w kinie to nie tylko kwestia samego tytułu, ale całego wydarzenia i przeżycia. Proszę wziąć pod uwagę, że producenci o których pan mówi, zainwestowali ogromne pieniądze w produkcje, które są zamrożone i nie mogą się zwrócić. Dlatego szukają różnych sposobów na odzyskanie środków. Teoretycznie z wielu rozrywek można korzystać w domu, a mimo to, ludzi zawsze ciągnie do wyjścia z domu i wspólnego przebywania z innymi osobami. Ostatecznie, ta potrzeba socjalizacji zatryumfuje.

Kinowe hity, które trafią do internetu. Te filmy musisz obejrzeć! #zostańwdomu

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki

Najnowsze