
- Rządy Szkocji i Wielkiej Brytanii spierają się o pokrycie kosztów blisko 24,5 mln funtów za zabezpieczenie prywatnych wizyt Trumpa i Vance'a w Szkocji.
- Szkockie władze domagają się zwrotu kosztów, argumentując, że wizyty stanowiły ogromne obciążenie operacyjne i finansowe, zwłaszcza dla Policji Szkocji.
- Rząd brytyjski odmawia zwrotu, twierdząc, że wizyty miały charakter prywatny, a koszty ochrony są pokrywane tylko w przypadku oficjalnych zaproszeń.
- Wizyta Trumpa, mimo prywatnego charakteru, obejmowała spotkania z kluczowymi politykami, a w szczytowych momentach wymagała zaangażowania 4000 policjantów dziennie
Ile kosztowała ochrona Trumpa i Vance'a w Szkocji?
Wizyta prezydenta USA Donalda Trumpa w lipcu oraz wiceprezydenta J.D. Vance'a we wrześniu wygenerowała olbrzymie koszty, które teraz są przedmiotem ostrego sporu między Edynburgiem a Londynem. Jak podał szkocki rząd, łączne wydatki na zabezpieczenie obu wizyt wyniosły dokładnie 24,49 mln funtów. Lwią część tej kwoty, bo aż 21,35 mln funtów, pochłonęła ochrona czterodniowego pobytu Donalda Trumpa. Zabezpieczenie wizyty J.D. Vance'a kosztowało z kolei 3,14 mln funtów. Gigantyczne koszty wizyty Trumpa i jego zastępcy, z czego aż 24,1 mln funtów przeznaczono na operacje policyjne, w szczytowych momentach angażowały nawet 4000 funkcjonariuszy dziennie.
Stanowisko Szkocji: „Znaczące obciążenie dla służb publicznych”
Władze w Edynburgu nie mają zamiaru samodzielnie pokrywać tych wydatków. Szkocka minister finansów Shona Robison wystosowała oficjalny list do brytyjskiego wiceministra finansów Jamesa Murraya, w którym domaga się pełnego zwrotu poniesionych kosztów. Podkreśliła, że wizyty były „znaczącym operacyjnym i finansowym obciążeniem dla szkockich służb publicznych, w szczególności Policji Szkocji”. W swoim piśmie Robison wezwała do ponownego rozważenia decyzji i zwrotu pieniędzy, pisząc: „zwracam się z prośbą o ponowne rozważenie tej decyzji i zapewnienie pełnego zwrotu kosztów tych wizyt”.
Odpowiedź Londynu: Dlaczego rząd brytyjski nie chce zapłacić?
Rząd w Londynie pozostaje jednak nieugięty. James Murray, wiceminister finansów, w odpowiedzi mediom wyjaśnił, że stanowisko Wielkiej Brytanii jest jasne i niezmienne. Kluczowy jest tu status obu wizyt, które według Londynu miały charakter prywatny. „Wizyty prezydenta i wiceprezydenta były prywatnymi wizytami w Szkocji, a kwestie związane z ochroną porządku publicznego należą oczywiście do kompetencji rządu szkockiego” – stwierdził Murray. Dodał również, że rząd Wielkiej Brytanii pokrywa koszty ochrony tylko w przypadku oficjalnych wizyt odbywających się na podstawie formalnego zaproszenia, a tym razem tak nie było. W związku z tym, zdaniem Londynu, nie ma formalnych podstaw do przekazania Szkocji blisko 24,5 mln funtów.
Prywatna wizyta czy spotkania na szczycie? Tu leży sedno sporu
Argument o „prywatnym charakterze” wizyt jest jednak podważany przez faktyczny przebieg pobytu amerykańskich polityków. Donald Trump, choć oficjalnie odwiedzał swoje pola golfowe w hrabstwach Ayrshire i Aberdeenshire, znalazł czas na serię spotkań na najwyższym szczeblu. W przerwach między rundami golfa spotkał się z szefową Komisji Europejskiej Ursulą von der Leyen, brytyjskim premierem Keirem Starmerem oraz pierwszym ministrem Szkocji, Johnem Swinneyem. Te rozmowy nadają wizycie wyraźnie polityczny wymiar, co komplikuje narrację Londynu. Ostatecznie spór o rachunek za wizytę uwypukla nie tylko finansowe, ale i polityczne napięcia na linii Edynburg-Londyn, stawiając pod znakiem zapytania, gdzie kończy się prywatna podróż, a zaczyna międzynarodowa dyplomacja.