- Analiza decyzji NBP ujawnia, jak trendy rynkowe na rynku pracy wpływają na optymalizację kosztów finansowania działalności gospodarczej
- Utrzymujący się od sześciu miesięcy spadek zatrudnienia stanowi kluczowy czynnik w zarządzaniu ryzykiem dla firm planujących długoterminowy rozwój
- Analiza danych sektorowych potwierdza, że nawet branże o najwyższych zarobkach stają przed koniecznością zmiany swojego modelu biznesowego
- Mediana wynagrodzeń, będąca o ponad 20% niższa od średniej krajowej, realnie kształtuje siłę popytu i płynność finansową na rynku konsumenckim
- Prognozy ekspertów odkrywają, jak tykająca bomba demograficzna wpłynie na przyszłe strategie biznesowe firm i rynek pracy
Zarabiamy więcej, ale wolniej. Dlaczego NBP zaciera ręce?
We wrześniu 2025 roku statystyczny Polak zatrudniony w sektorze przedsiębiorstw zarobił 8750,34 zł brutto. Chociaż na papierze pensje wzrosły o 7,5% w ciągu roku, to po uwzględnieniu inflacji na poziomie 2,9% realna siła nabywcza naszych portfeli, czyli to, co faktycznie możemy za te pieniądze kupić, zwiększyła się o około 4,5%. To już dwudziesty szósty miesiąc z rzędu, kiedy nasze zarobki rosną szybciej niż ceny, co jest najdłuższą taką passą od co najmniej ćwierćwiecza i kluczowym paliwem dla krajowej konsumpcji. Widać jednak wyraźne hamowanie. Dla porównania, jeszcze na początku 2024 roku dynamika płac sięgała 12%, a w szczycie inflacyjnym w 2022 roku nawet 15-16%. Istotnym czynnikiem, który podtrzymuje wzrost średniej krajowej, zwłaszcza w gorzej opłacanych branżach, jest styczniowa podwyżka płacy minimalnej do poziomu 4666 zł brutto.
Ta stabilizacja tempa wzrostu płac na poziomie około 7,5% rocznie ma bezpośrednie przełożenie na decyzje, które zapadają w Narodowym Banku Polskim. Dla Rady Polityki Pieniężnej jest to kluczowy sygnał, że presja płacowa słabnie, co w połączeniu z inflacją mieszczącą się w celu NBP, otworzyło drogę do dalszego łagodzenia polityki monetarnej. W efekcie, w październiku tego roku RPP już po raz czwarty obniżyła stopy procentowe, tym razem o 25 punktów bazowych, ustalając główną stopę na poziomie 4,5%. Analitycy rynkowi odbierają to jako powrót do normalności po okresie gwałtownych podwyżek napędzanych wysoką inflacją. Mówiąc prościej, gdy gorączka na rynku pracy opada, bank centralny ma więcej przestrzeni do obniżania stóp, co oznacza tańsze kredyty dla firm i konsumentów, mające pobudzić gospodarkę.
Płace w górę, etaty w dół. Dwa oblicza polskiego rynku pracy.
Podczas gdy pracownicy, którzy utrzymali swoje stanowiska, zarabiają coraz więcej, ogólna liczba miejsc pracy w firmach systematycznie maleje. We wrześniu 2025 roku sektor przedsiębiorstw zatrudniał 6409,9 tys. osób, czyli o 52,5 tysiąca mniej niż rok wcześniej, co oznacza spadek o 0,8%. To już szósty z rzędu miesiąc, w którym firmom ubywa etatów, a tylko od sierpnia zniknęło ich 9,5 tysiąca. Ten stały trend pokazuje, że nie mamy do czynienia z chwilowym wahaniem, ale z trwalszym ochłodzeniem na rynku pracy. Potwierdza to bilans od początku roku, w którym sektor przedsiębiorstw skurczył się o prawie 44 tysiące stanowisk.
Skąd bierze się ten niepokojący trend? Przyczyny leżą zarówno po stronie podaży pracowników, jak i popytu na ich pracę. Po pierwsze, Polska mierzy się z kryzysem demograficznym. Z rynku pracy co roku odchodzi na emeryturę znacznie więcej osób, niż wchodzi na niego młodych pracowników. Po drugie, pogorszenie koniunktury gospodarczej ograniczyło apetyt firm na zatrudnianie. Szczególnie odczuwalne jest to w przemyśle nastawionym na eksport i w budownictwie, gdzie liczba ofert pracy spadła do najniższego poziomu od pięciu lat. Spowolnienie w gospodarce Niemiec, naszego kluczowego partnera handlowego, bezpośrednio uderza w polskie fabryki, a spadki w produkcji budowlanej, sięgające w sierpniu 6,9% rok do roku, przekładają się na redukcję etatów.
Od przepaści płacowej po bombę emerytalną. Czego nie widać w statystykach?
Analiza zarobków w poszczególnych branżach pokazuje, że polski rynek pracy to świat ogromnych kontrastów. We wrześniu 2025 roku na czele listy płac niezmiennie znajdował się sektor informacji i komunikacji, gdzie średnia pensja wyniosła 14 395,18 zł brutto. Tuż za nim uplasowało się górnictwo (11 844,94 zł) oraz działalność naukowa i techniczna (11 803,45 zł). Na drugim końcu skali znaleźli się pracownicy hoteli i restauracji (sektor HoReCa), zarabiający średnio zaledwie 6 520,27 zł. Co ciekawe, tradycyjnie kojarzone z wysokimi zarobkami górnictwo odnotowało najwolniejszy wzrost płac w skali roku, bo zaledwie o 1,0%, i jednocześnie największy spadek zatrudnienia, aż o 3,8%. To sygnał głębokich problemów strukturalnych tej branży. Z kolei sektor IT, choć wciąż najlepiej opłacany, przechodzi fazę normalizacji po latach boomu, co widać po wyhamowaniu wzrostu pensji do 5-6% i spadku liczby ofert pracy o 36%.
Warto też pamiętać, że dane o przeciętnym wynagrodzeniu dotyczą wyłącznie firm zatrudniających powyżej 9 osób i nie oddają pełnego obrazu zarobków Polaków. Znacznie lepiej rzeczywistość opisuje mediana, czyli wartość środkowa, która w kwietniu 2025 roku wyniosła 7262 zł brutto. Była ona o ponad 20% niższa od średniej, co oznacza, że połowa pracujących w kraju zarabiała poniżej tej kwoty. To jednak tylko część wyzwań. Na dłuższą metę polski rynek pracy boryka się z niedopasowaniem kompetencji, gdzie ponad 4 miliony osób pozostaje biernych zawodowo, podczas gdy firmy bezskutecznie szukają specjalistów. Sytuację pogarsza tykająca bomba demograficzna. Prognozy ZUS i Komisji Europejskiej są jednoznaczne i wskazują na drastyczny spadek stopy zastąpienia. Oznacza to, że przyszłe emerytury dzisiejszych 30 i 40-latków mogą stanowić mniej niż jedną trzecią ich ostatnich zarobków.
Polecany artykuł:
