MATEUSZ ALBIN dziennikarz „Super Biznesu”: – Wszystko wskazuje na to, że zapowiadany od 5 lat podatek handlowy w końcu faktycznie wejdzie w życie. Jakich efektów się państwo spodziewają?
RENATA JUSZKIEWICZ prezes zarządu POHiD: – Handel stara się utrzymać jak najniższy poziom cen, oferując produkty wysokiej jakości. Jest to możliwe przy zachowaniu bardzo niskich marż handlowych i dużym wolumenie sprzedaży. W ostatnim czasie handel dociążono aż 20 różnymi obciążeniami fiskalnymi. W związku z tym każda dodatkowa danina będzie bardzo dotkliwie odczuwalna. Podatek handlowy uderzy mocno w sklepy o niskiej rentowności. Zakaz handlu w niedziele dodatkowo osłabił branżę, jako że centra handlowe i sklepy wielkopowierzchniowe stanowiły miejsca dla rodzinnych niedzielnych zakupów i spędzania wolnego czasu. Według ekspertów należy spodziewać się wzrostu cen i zmian w asortymencie.
Mateusz Albin: – Jak ta sytuacja wygląda z perspektywy producentów?
ANDRZEJ GANTNER dyrektor generalny PFPŻ: – Warto zaznaczyć, że okres, w którym firmy poniosły straty z powodu pandemii, również firmy produkcyjne i dostawcy, nie jest dobrym czasem na wprowadzanie nowych opłat. Mówimy o tym od co najmniej 7miesięcy. Zaznaczmy, że działania rządu nie powinny być przelewaniem z pustego w próżne, na zasadzie „zabierzmy jednym, dajmy drugim”. Gospodarka to system naczyń połączonych. Jeśli próbuje się zniszczyć miejsca pracy w jednej branży, to –tak naprawdę –cierpią na tym inne branże. Wprowadzając podatek i pomagając danej branży, być może stworzymy jedno miejsce pracy, np. w hotelarstwie, ale zniszczymy 20 miejsc pracy, np. wśród producentów napojów. Uważam, że wzorem innych krajów rząd powinien skupić się na tym, aby zmniejszać podatki i wspierać przedsiębiorców, którzy są jeszcze wstanie prowadzić działalność. Nie dobijać ich nowymi podatkami. Rząd planuje ratować gospodarkę przez obciążanie Polaków dodatkowymi podatkami. Ostatecznie wszystkie podatki nałożone na przedsiębiorców i producentów znajdą odzwierciedlenie w cenach produktów. Polska ma najwyższy poziom inflacji w UE, wartość pieniądza drastycznie maleje. Czy to naprawdę rozsądny pomysł, by w tej chwili wprowadzać nowy podatek, który w stu procentach przełoży się na ceny produktów? Dziwna strategia. Solidarne państwo nie polega na tym, że obciąża się obywateli, tylko na tym, że w takiej sytuacji pomaga się im przez obniżanie obciążeń.
Mateusz Albin: – Jak pomysł wprowadzenia nowej daniny wygląda z perspektywy obserwatorów rynku? Faktycznie grozi nam spełnienie tego czarnego scenariusza?
Dr ARTUR BARTOSZEWICZ Katedra Polityki PublicznejSGH: – Rozsądek ekonomiczny pozwala ocenić, czy dany podatek ma cel oddziaływania pozytywnego, czy ma skutki destrukcyjne. Z całą pewnością rozmawiamy o podatku destrukcyjnym. Takim, który w zamierzeniu twórcy ma doprowadzić do zwiększenia wpływów podatkowych, ale wszystko wskazuje na to, że nawet jeśli wpływy się pojawią, to w krótkim okresie. W dłuższej perspektywie będzie to oddziaływało negatywnie na gospodarkę. Przy analizie ekonomicznej, biorąc pod uwagę sumę korzyści i kosztów, to bezwzględnie przewaga kosztów i zjawisk niekorzystnych jest dominująca. Pierwszym aspektem, na który zwracamy uwagę, jest pauperyzacja społeczeństwa. Wynika ze wzrostu cen. Zaklinanie rzeczywistości i twierdzenie, że w jakiś magiczny sposób podatek rozpłynie się w bieżącym wymiarze działalności, jest totalną fikcją.
Mateusz Albin: – Zgodzili się państwo, że ostatecznie podatek zapłacą osoby robiące zakupy. Jak zmieni się życie konsumentów, jeśli podatek handlowy faktycznie zostanie wprowadzony. Które produkty mogą drastycznie podrożeć?
Renata Juszkiewicz: – Liczymy na rozsądek rządu i to, że jeśli ta danina nie może zostać zlikwidowana, to chociaż odsunięta na czas pandemii. Z całą pewnością podatek spowoduje zmiany w strukturze handlu i zaostrzenie konkurencji. Silne formaty, które mają dobrą pozycję na rynku, będą miały większą szansę na przetrwanie. Tu chodzi nie tylko o handel. Mam na myśli cały łańcuch dostaw. Może to spowodować zawężenie półki. Na półkach sklepów mamy 95 proc. polskich produktów. Sklepy wielkopowierzchniowe oferują ponad 60 tys. produktów. W związku z tym, przy zmianie popytu i rentowności, należy spodziewać się, że ceny wzrosną i to nie jest wina handlowców. To mechanizm, na który składa się wiele elementów.
Mateusz Albin: – Zwolennicy tego podatku przekonują, że ma on służyć wyrównaniu szans między małymi polskimi sklepami a ogromnymi zagranicznymi sieciami. Co o tym państwo myślą?
Renata Juszkiewicz: –Na koniec dnia chodzi o klienta. To głos klienta powinien być znaczący. Od zawsze w sklepach wielkopowierzchniowych ceny były niższe niż w małych sklepach. Z prostego powodu. Chodzi tu o wielkość zakupów i skalę działalności. Czy to będzie wyrównanie szans? Już próbowano wyrównywać szanse przez zakaz handlu w niedziele. Okazuje się jednak, że Polacy nadal korzystają z wielkopowierzchniowych sklepów, a konkurencją jest sprzedaż e-commerce. Część konsumentów zrezygnowała z zakupów stacjonarnych z uwagi na duże kolejki lub brak możliwości zrobienia zakupów w tygodniu. Zamknięcie sklepów wielkopowierzchniowych w niedziele nie przyniosło oczekiwanych rezultatów. Zagraniczne platformy e-commerce nie odprowadzają podatków do budżetu polskiego państwa.
Mateusz Albin: – Czy polscy producenci boją się spadku zainteresowania swoją ofertą?
Andrzej Gantner: – Każdy wzrost cen powoduje spadek konkurencyjności na rynku krajowym. Boimy się również, że pod presją rynku będziemy zmuszeni obniżać ceny. Niekoniecznie musi to być winą sieci handlowych. Zauważmy, że kluczem do funkcjonowania na rynku jest utrzymanie konsumenta. Takiego podejścia wiele firm może nie znieść. Nasze marże nie są duże. Niektóre branże, jak np. mięsna, funkcjonują na bardzo niskiej rentowności. Boimy się takiego zawirowania na rynku. Ucierpieć mogą zwłaszcza małe i średnie przedsiębiorstwa bez silnych marek.
Mateusz Albin: – Czy w sytuacji, w której stracą państwo zamówienia krajowe, jest szansa, żeby zrównoważyć to eksportem?
Andrzej Gantner: –To, co jest siłą polskiego przemysłu żywnościowego, to krajowy rynek. 80 proc. produktów żywnościowych w Polsce to towar, który tu wyprodukowano. Dzięki temu, że mamy tak stabilną pozycję, możemy być konkurencyjni za granicą. Przykro mi to mówić, ale od kilku lat mam wrażenie, że rząd dokłada wielu starań, aby nasza konkurencyjność została znacząco obniżona. Już obserwujemy, jak przedsiębiorstwa czeskie czy niemieckie są wstanie z nami konkurować cenowo, właśnie ze względu na większą przyjazność swojego otoczenia fiskalnego.
Mateusz Albin: – Do jakiego modelu powinniśmy dążyć, aby polityka fiskalna była optymalna, uczciwa, ale nie tłamsiła przedsiębiorczości? Czy jakieś przykłady płyną z zagranicy?
Dr Artur Bartoszewicz: –Mówimy o modelu podatkowym, który szanuje podatnika i nie próbuje spowodować, że podatnik – tak samo osoba prawna, jak i fizyczna – staje przed wyborem, czy dalej kontynuować swoją działalność. Proszę wyobrazić sobie branie leków. Do pewnego stopnia może ono być korzystne, ale przy pewnej ilości zaczyna szkodzić. To, czego w Polsce się nie robi, to analiza, jak poszczególne typy danin oddziałują na siebie negatywnie, powodując, że dany podatnik staje się zakładnikiem tych rozwiązań, a w swoim biznesie zaczyna wykluczać podejmowanie działań konkurencyjnych. On staje na pozycji obrony przed państwem i konieczności zarabiania tylko po to, żeby oddać wszystko państwu. To nie jest podejście rozwojowe, które dba o podatnika. A to jest konieczne, zwłaszcza w dobie kryzysu.
Mateusz Albin: – A czy ten podatek będzie ściągalny? Przypomina mi się koncepcja Krzywej Laffera, według której wzrost obciążenia od pewnego momentu skutkuje spadkiem wpływów.
Dr Artur Bartoszewicz: –Doprowadzamy do sytuacji, w której nie analizuje się skutków łącznych wszystkich obciążeń, tylko widzi się pojedyncze obciążenia. Skutkiem podatku może być to, że wyeliminujemy część uczestników z rynku, a przez to spowodujemy podwyższenie cen i wzrosty podatkowe do budżetu. Patrząc generalnie –przy wyższych cenach i mniejszych formatach podatek wzrośnie. Tylko że to spowoduje podwyższenie kosztów funkcjonowania społeczeństwa.
Mateusz Albin: – Czy polityka fiskalna to dobre narzędzie do wprowadzania równowagi na rynku? Czy lepiej zostawić tę kwestię wyborom konsumentów?
Renata Juszkiewicz: –Na pewno to konsument powinien decydować, dokonując wyborów. Z całą pewnością polityka fiskalna nie służy temu, żeby tworzyć równowagę na rynku. Po pierwsze, w niektórych przypadkach jest to dyskryminacja. Podatek handlowy jednoznacznie uderza w zagraniczne koncerny handlowe i został zakwestionowany jako nieuprawniona pomoc państwa. Nadmierna ingerencja państwa w rynek nie jest dobrym rozwiązaniem. To klienci decydują, jakie chcą zrobić zakupy i ile chcą na nie wydać. Staraliśmy się ten poziom cen utrzymać kosztem naszych niskich marż. W nowej rzeczywistości z podatkiem od handlu trudno będzie tę sytuację utrzymać. Jako handlowcy staramy się robić wszystko, żeby wypełniać naszą misję. Podczas pandemii stanęliśmy na wysokości zadania. Przez cały czas pierwszego i drugiego etapu pandemii byliśmy w stanie zagwarantować zaopatrzenie i ciągłość dostaw. Ponieśliśmy wydatki na poziomie ponad 350mln zł na zapewnienie bezpieczeństwa konsumentów i pracowników. Nasze placówki są integralną częścią rynków lokalnych, na których prowadzimy biznes w sposób odpowiedzialny. Obciążenie handlu spowoduje cięcia w różnych obszarach. Dotyczy to również nakładów na innowacje. Nie chcemy, żeby Polska –dlatego, że handel został dociążony kolejną daniną – traciła pozycję w zakresie innowacji w Europie. Jako branża musimy sprostać wielu wyzwaniom takim, jak nowe inwestycje, nowe miejsca pracy, kształcenie ustawiczne pracowników, utrzymanie rynku pracy dla osób powyżej 50. roku życia i studentów, pakiety świadczeń socjalnych, prywatna opieka medyczna. Oczekujemy, że rząd podejmie próbę zweryfikowania tego podatku w sytuacji gospodarczej, która diametralnie odbiega od tej sprzed 4 lat.
Mateusz Albin: – Co będzie największym wyzwaniem handlu w przyszłym roku?
Renata Juszkiewicz: –Od dłuższego czasu apelujemy do rządu o zniesienie zakazu handlu w niedziele, chociażby na czas pandemii. Postulujemy, aby pracownicy mieli dwie niedziele wolne w miesiącu, a wszystkie niedziele były handlowe dla konsumentów. Drugim wyzwaniem są daniny takie, jak podatek handlowy, cukrowy i inne obciążenia, które będą mieć wpływ na branżę i polskich konsumentów.
STANOWISKO MINISTERSTWA FINANSÓW
Próbowaliśmy uzyskać od Ministerstwa Finansów komentarz na temat celu wprowadzenia podatku handlowego oraz możliwości wpływu na ceny. Resort przesłał tylko poniższy komunikat: W MF nie są prowadzone prace mające na celu dalsze przedłużenie zawieszenia poboru podatku, co będzie skutkowało rozpoczęciem jego poboru od 1 stycznia 2021 r. MF liczy na oddalenie przez TSUE odwołania KE od wyroku SUE z 16 maja 2019 r.
PSL NIE POPARŁO WPROWADZENIA PODATKU HANDLOWEGO
MIECZYSŁAW KASPRZAK, polityk i ekonomista, poseł PSL:– O tej daninie rozmawia się już od prawie 5 lat. Jakie jest stanowisko PSL w tej sprawie i czy w tym czasie ulegało zmianie?
– Nie poparliśmy wprowadzenia tego podatku, ta zmiana została źle przeprowadzona. Pierwsza wersja podatku, jaką zgłosił PiS, uderzała we wszystkich handlowców. Dzięki naszemu zaangażowaniu udało się zgromadzić wokół PSL wielu przedstawicieli handlu. Akcja protestacyjna, którą zorganizowaliśmy w tamtym czasie, obnażyła kłamstwo i niecne zamiary rządzących wobec naszych rodzimych handlowców. Dzięki zaangażowaniu właśnie środowisk handlowców udało się tę ustawę poprawić. Jednak nadal nie jest to podatek, tak jak zapowiadali rządzący, tylko od wielkich zagranicznych sieci handlowych i supermarketów, lecz podatek, który uderzy też w polskich średnich przedsiębiorców. Kosztami tego podatku w efekcie zostaną obciążeni konsumenci, a już widzimy, jak mocno szaleje inflacja.
– Podatek prawdopodobnie wejdzie w życie w przyszłym roku. Obecnie handlowcy i producenci muszą radzić sobie ze skutkami pandemii koronawirusa. Co sądzą państwo o obciążaniu sieci handlowych podatkiem w tym momencie? Jakie mogą być tego skutki?
– Naszym zdaniem należy wstrzymać podnoszenie i nakładanie nowych podatków na przedsiębiorców w czasie kryzysu gospodarczego, który tak mocno ich dotknął. Dzisiaj przedsiębiorcy oczekują od rządu wsparcia, nie nowych danin i opłat. Skutki wprowadzania nowych obciążeń w tym trudnym czasie mogą być katastrofalne – wzrost kosztów funkcjonowania, mniejsze zyski, wzrost cen, a w niektórych przypadkach także upadłości. Nie możemy do tego dopuścić!
– PiS broni tego pomysłu, przekonując, że ma to wyrównać szanse między wielkimi sieciami a małymi sklepami.
– A jeszcze w kampanii wyborczej słyszeliśmy, że prezydent Andrzej Duda i większość rządząca są gwarantami braku podwyżek podatków. To czysta hipokryzja i widać, że PiS nie jest w tym temacie wiarygodny. Kosztami tego podatku zostaną obciążeni konsumenci. PiS obiecywał też powstanie Narodowego Holdingu Spożywczego oraz sieć sklepów spożywczych, dzięki czemu konsumenci mieli mieć dostęp do tańszych i zdrowszych artykułów żywnościowych, a rolnicy zapewniony zbyt po dobrych cenach. Co z tego wyszło? Nic!