Pieniądze w Bundeslidze. Ile zarabia w niemieckiej lidze Lewandowski i spółka? [ZDJĘCIA]

2017-09-02 4:00

W sierpniu ruszył nowy sezon Bundesligi, która za sprawą Roberta Lewandowskiego, Jakuba Błaszczykowskiego czy Łukasza Piszczka, jest jedną z ulubionych zagranicznych lig polskich kibiców. Dla zawodników znad Wisły niemiecka liga przestaje być ziemią obiecaną, jak to miało miejsce w latach 90-tych. Obecnie głównie za sprawą kapitana polskiej kadry, Polacy nadal cieszą się uznaniem za Odrą. Jak wygląda finansowe tło rozpoczynającego się sezonu 2017/18?

LISTĘ NAJDROŻSZYCH PIŁKARZY BUNDESLIGI ZNAJDZIESZ W GALERII POWYŻEJ

Niemiecka Bundesliga zaliczana jest do tzw. wielkiej czwórki najmocniejszych lig świata, obok angielskiej, hiszpańskiej i włoskiej. Nad Renem pozycję hegemona od lat odgrywa Bayern, który na rynku może bić się o najlepszych zawodników obok gigantów takich jak Real Madryt czy Manchester United oraz klubów należący do bajecznie bogatych szejków i chińskich inwestorów - PSG, Manchester City czy Inter Mediolan. Mistrza Niemiec wycenia się na zawrotną sumę 2,4 miliarda euro (ponad 10 mld zł), co czyni go najdroższym klubem w całej Bundeslidze. Konkurencyjna Borussia Dortmund i sąsiedzkie Schalke 04 łącznie są warte „jedynie" 1,7 mln euro (ok. 8 mld zł).

Sprawdź koniecznie: Robert Lewandowski skończył 29 lat. Ile jest wart polski napastnik Bayernu Monachium? [ZDJĘCIA]

Tylko bawarski gigant jest w stanie płacić Lewandowskiemu 20 mln euro rocznie. To efekt podwyżki jaką pod koniec 2016 r. wpisano w nowym kontrakcie Polaka. Pierwotnie umowa wiązała "Lewego" z Bayernem Monachium do 2019 r. Teraz wiadomo, że Polak nie zmieni klubowych barw do 2021 r. Tym samym bramkostrzelny napastnik stał się najlepiej zarabiającym zawodnikiem Bundesligi.

O szczegółach nowego kontraktu Lewandowskiego przeczytasz TUTAJ

Zobacz też: Lewandowski rozkręca kolejny biznes. Kupił serwis ślubny za 3,5 mln złotych

To poziom nieosiągalny póki co dla reszty drużyn z Bundesligi. Nie bez powodu trener Borussii Dortmund, która co roku depcze Bayernowi po piętach, krytykuje astronomiczne pieniądze w futbolu. - Rynek transferowy zwariował - oceniał przed rokiem, były już szkoleniowiec BVB, Thomas Tuchel. - Kwoty, jakie się płaci, wymknęły się spod kontroli - dodał. 43-letni trener uważa, że w dłuższej perspektywie wszystko obróci się przeciwko piłce nożnej. - Ludzie, którzy przychodzą na stadiony, żeby obejrzeć mecze nie mogą się z tym dłużej identyfikować. Musimy bardzo uważać, aby nie stracić kontaktu z kibicami. Stracimy ich, jeśli w futbolu będzie chodzić tylko o pieniądze. Futbol powinien być spektaklem dla zwykłych ludzi i dzieci. Wokół piłki jest zbyt dużo pieniędzy. To tylko kwestia czasu, zanim sprawy naprawdę wymkną się spod kontroli. Dortmund stąpa twardo po ziemi. My idziemy własną ścieżką. Nie możemy kontrolować czegoś, na co nie mamy wpływu - zaznaczył.

Niemcy słyną z przywiązania do tradycji i niechętnie wpuszczą dużych inwestorów na własne podwórko. Dlatego wprowadzono tam zasadę 50+1, czyli 51 proc. akcji klubu powinno znajdować się w rękach samego klubu. Ma to wyeliminować ryzyko przejęcia kontroli nad niemiecką piłką przez duży biznes i zagraniczne koncerny. Z tej reguły wyłamuje się pięć ekip, które za Odrą nazywane są "plastikowymi". Zalicza się do nich VfL Wolfsburg wspierany przez Volkswagena, TSG 1899 Hoffenheim Dietmara Hoppa (niemiecki przedsiębiorca działający w branży informatycznej) RB Lipsk - gdzie pieniądze inwestuje Red Bull, Hannower 96 i Bayer Leverkusen - czyli "Aptekarze", wspierani przez potężny koncern farmaceutyczny.

Czytaj także: Lech Poznań szuka „darmowych frajerów"? Proponuje bezpłatny staż

Osiemnaście klubów Bundesligi wydało na swoich piłkarzy 75 mln euro. Liga angielska (Premier-League) musi wydać dwa razy tyle (152 mln), a nawet więcej, by ściągnąć na Wyspy dobrych piłkarzy. Przykładowo 23-letni Maximilian Philip jest jednym z najdroższych niemieckich piłkarzy. Borussia Dortmund odkupiła tego utalentowanego napastnika od SC Freiburg za 20 milionów euro. Nawet jak na niemieckie standardy suma ta robi duże wrażenie. Dla porównania szef niemieckiej giełdy zarabia rocznie średnio 6,4 mln, piłkarz Bundesligi – 1,9, a przeciętny kibic – 0,042 mln euro - podaje serwis DW.de.

Pieniądze dla piłkarzy nie pochodzą wyłącznie od sponsorów, lecz także od kibiców. Kibic Hamburger SV płaci około 800 euro za bilet sezonowy. A oprócz tego kupuje sobie gadżety z logo jego ulubionego klubu: koszulki, torby, talerzyki, kubeczki, patelnie, szaliki, tostery, etc...Przykładowo produkty sprzedawane na stadionie Alianz Arena, czyli obiekcie na którym na co dzień występuje "Lewy", kosztują majątek. Kiełbaska - 3,90 euro, piwo - 8 euro za litr. Za to na stadionie Borussii Dortmund sprzedawane są najtańsze kiełbaski – 2, 60 euro za jedną. Natomiast w Lipsku można kupić na meczu najtańsze piwo – 7 euro za litr.

Jak podaje DW.de, coraz więcej Francuzów gra w Bundeslidze. Klub Schalke 04 zaproponował Francuzowi Aminowi Haritowi 8 milionów euro, by dołączył do rodaka Benjamina Stambouli i dotrzymał mu towarzystwa w nauce podstaw języka niemieckiego w wydaniu regionalnym z Zagłębia Ruhry.

 

Źródło: transfermarkt.de, dw.de

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki

Najnowsze