- Analiza trendów rynkowych na 2026 rok ujawnia, dlaczego rządowa strategia płacowa osłabia przewagę konkurencyjną sektora publicznego
- Zastosowany model biznesowy w usługach publicznych, oparty na minimalizacji kosztów, bezpośrednio zagraża ich jakości i dostępności dla obywateli
- Eksperci rynku pracy ostrzegają, że brak inwestycji w kapitał ludzki to błąd w zarządzaniu ryzykiem, który zagraża stabilności gospodarczej i rozwojowi firm
- Niska waloryzacja płac to błędna optymalizacja procesów, która w perspektywie długoterminowej obniża jakość i rentowność usług publicznych
- Dane z projektu budżetu wskazują, jak polityka płacowa rządu wpływa na płynność finansową kluczowych instytucji państwowych, takich jak NFZ
Wielkie starcie o portfele Polaków. Rząd proponuje 3%, budżetówka traci dystans do rynku
Rozmowy między rządem a związkami zawodowymi dotyczące przyszłorocznych wynagrodzeń zakończyły się fiaskiem, otwierając pole do otwartego sporu. Rządowa propozycja zakłada podniesienie płacy minimalnej o 3%, do poziomu 4806 zł brutto, oraz identyczny wzrost pensji dla wszystkich pracowników sektora publicznego. Zdaniem strony rządowej taka podwyżka jest adekwatna, ponieważ odpowiada prognozowanej na 2026 rok inflacji, która również ma wynieść 3%. Związki zawodowe, w tym OPZZ, stanowczo odrzucają tę ofertę i domagają się 12-procentowego wzrostu płac. Wskazują, że propozycja rządu w najlepszym wypadku jedynie zamraża realną wartość pensji, nie rekompensując strat w sile nabywczej (czyli tego, ile realnie możemy kupić za naszą pensję) spowodowanych inflacją w poprzednich latach. Co więcej, tak niewielki wzrost sprawi, że płaca minimalna będzie stanowić coraz mniejszy ułamek przeciętnego wynagrodzenia w kraju.
Problem pogłębia fakt, że podczas gdy rząd oferuje pracownikom budżetówki 3% podwyżki, prognozowany wzrost przeciętnego wynagrodzenia w całej gospodarce na 2026 rok wynosi 6,4%. Oznacza to, że płace w sektorze prywatnym będą rosły ponad dwukrotnie szybciej. Partnerzy społeczni ostrzegają, że tak duża różnica nasili zjawisko odpływu wykwalifikowanych pracowników z sektora publicznego do firm prywatnych, które oferują znacznie lepsze warunki. Związkowcy alarmują, że bez odczuwalnych podwyżek zatrzymanie specjalistów w urzędach, szpitalach czy szkołach stanie się niemożliwe, co bezpośrednio zagrozi jakości usług, z których korzystają wszyscy obywatele. Taka polityka stawia pod znakiem zapytania długofalową strategię państwa, które wydaje się stawiać na utrzymanie niskich kosztów pracy w budżetówce, nawet za cenę jej stopniowej degradacji.
Nie tylko pensje. Pacjenci i uczniowie zapłacą cenę sporu o płace
Konsekwencje tego sporu będą szczególnie dotkliwe dla kluczowych usług publicznych, na czele z ochroną zdrowia. Rząd planuje ograniczyć wzrost wynagrodzeń personelu medycznego, zmieniając termin ich corocznej waloryzacji z lipca na styczeń, co w praktyce oznacza sześciomiesięczne zamrożenie pensji. Dodatkowo, dotychczasowy wskaźnik podwyżki, powiązany ze wzrostem średniej krajowej, ma zostać zastąpiony sztywno narzuconym wzrostem o 3%. Rząd tłumaczy te kroki koniecznością ratowania budżetu Narodowego Funduszu Zdrowia, który w 2026 rok wejdzie z deficytem sięgającym 12,9 mld zł. Aby załatać tę dziurę, NFZ zapowiada cięcia w finansowaniu badań obrazowych na kwotę 3,36 mld zł oraz ograniczenie wydatków na programy lekowe dla seniorów o 1,5 mld zł. Środowisko medyczne ostrzega, że dla pacjentów oznacza to jedno: powrót długich kolejek do specjalistów i utrudniony dostęp do leczenia.
Napięta atmosfera panuje również w edukacji i nauce, gdzie propozycje rządu odebrano jako sygnał dalszej marginalizacji tych sektorów. Nauczycielom zaoferowano jedynie 3-procentowy wzrost pensji, co jest dalekie od żądań Związku Nauczycielstwa Polskiego, który domaga się 10% podwyżki i trwałego powiązania nauczycielskich płac ze średnim wynagrodzeniem w kraju. W odpowiedzi na brak porozumienia, od listopada 2025 roku szkoły są oflagowane, a związkowcy nie wykluczają eskalacji protestów, w tym strajków. Równie dramatycznie wygląda sytuacja na uczelniach wyższych. Minimalne wynagrodzenie asystenta, czyli początkującego pracownika naukowego, ustalono na poziomie 4825 zł. Jest to kwota zaledwie o 19 zł wyższa od nowej płacy minimalnej, co zdaniem rektorów i związkowców uniemożliwia zatrzymanie na uczelniach największych talentów. Środowisko akademickie również zapowiada gotowość do ogólnopolskiego protestu.
