- Analiza danych rynkowych ujawnia, dlaczego spadek bezpośrednich inwestycji zagranicznych wymusza fundamentalną zmianę dotychczasowego modelu biznesowego Polski
- Utrata przewagi konkurencyjnej opartej na niskich kosztach pracy zmusza firmy do inwestowania w transformację cyfrową i innowacje
- Eksperci rynku wskazują, jak rosnące koszty energii i wyzwania demograficzne bezpośrednio uderzają w rentowność polskich przedsiębiorstw
- Utrzymywanie rozwoju gospodarki wyłącznie na konsumpcji to ryzykowna strategia biznesowa zagrażająca długoterminowej stabilności
- Badania firm pokazują, jak automatyzacja procesów wpływa na rynek pracy i dlaczego brak programów reskillingowych stanowi poważne zagrożenie dla przyszłego wzrostu
Wzrost na oparach konsumpcji. Dlaczego stary model już nie działa?
Polska gospodarka przypomina samochód jadący na oparach starego paliwa. Chociaż najnowsze dane wskazują na wzrost Produktu Krajowego Brutto (PKB) o 3,4% w drugim kwartale 2025 roku, to bliższa analiza jego struktury ujawnia niepokojącą nierównowagę. Silnikiem tego wzrostu jest niemal wyłącznie nasza prywatna konsumpcja, która dzięki rosnącym pensjom wystrzeliła o 4,4%. Mówiąc prościej, gospodarka rozwija się, ponieważ więcej wydajemy. W tym samym czasie inwestycje, czyli fundament przyszłej siły gospodarczej, skurczyły się o 1%, a ich roczna dynamika gwałtownie wyhamowała. Co więcej, nasz bilans handlu zagranicznego również nie pomaga, ponieważ import rośnie szybciej niż eksport, co lekko spowalnia ogólny wzrost. Taka zależność od bieżącej konsumpcji zamiast długoterminowych inwestycji przypomina życie od wypłaty do wypłaty zamiast oszczędzania na przyszłość. Jest to ryzykowna strategia, której nie da się utrzymać w nieskończoność.
Przez lata Polska przyciągała zagraniczne firmy obietnicą wykwalifikowanej, ale relatywnie taniej siły roboczej. Ta era wyraźnie dobiega końca. Doskonale obrazuje to gwałtowny spadek napływu bezpośrednich inwestycji zagranicznych (BIZ), czyli kapitału, który międzynarodowe koncerny lokują w budowę fabryk czy centrów usług w naszym kraju. W 2024 roku napływ tych inwestycji spadł aż o 56% w porównaniu z rokiem poprzednim, z 16,7 do zaledwie 7,3 mld dolarów. Z rosnącymi cenami energii i płacą minimalną na poziomie 4666 zł brutto, stanowiącą ponad połowę średniej pensji, przestaliśmy być głównym celem dla firm szukających oszczędności. Inwestorzy, dla których kluczowe są niskie koszty, dziś częściej spoglądają w stronę Rumunii czy Bułgarii. To zmusza Polskę do wejścia do wyższej, bardziej wymagającej ligi gospodarczej, gdzie o sukcesie decyduje nie tania praca, lecz innowacyjność i tworzenie zaawansowanych produktów o wysokiej wartości dodanej.
Państwowy hamulec i firmowy potrzask. Co blokuje nową gospodarkę?
Przejście na ten bardziej zaawansowany model gospodarczy jest jednak utrudnione przez głęboko zakorzenione problemy wewnętrzne. Pierwszą poważną przeszkodą są finanse samego państwa. Przewiduje się, że dług publiczny wzrośnie w 2025 roku do około 58% wartości całej naszej gospodarki (PKB), z realnym ryzykiem przekroczenia progu 60% w kolejnym roku. Rosnące zadłużenie ogranicza zdolność rządu do finansowania kluczowych inwestycji, takich jak transformacja energetyczna czy modernizacja infrastruktury, niezależnie od tego, jak ambitne są jego plany. Drugą barierą jest niska sprawność administracji publicznej. Przedsiębiorcy, zwłaszcza z branży budowlanej, alarmują, że nawet gdy środki finansowe są dostępne, projekty grzęzną w biurokratycznym chaosie, nieprzewidywalnych przepisach i przewlekłych procedurach. To skutecznie hamuje rozwój, nawet w sektorach, które państwo uznaje za priorytetowe.
Same przedsiębiorstwa znalazły się w potrzasku między rosnącymi kosztami działalności a wyzwaniami demograficznymi. Galopujące ceny energii, jedne z najwyższych w Unii Europejskiej, obniżają rentowność produkcji i zniechęcają do lokowania w Polsce nowych fabryk. Jednocześnie znalezienie pracowników staje się coraz trudniejsze i droższe. W odpowiedzi firmy ratują się, stawiając na technologię. Z niedawnych badań wynika, że już 60% z nich korzysta ze sztucznej inteligencji, a 42% przyznało, że wdrożenie innowacji w 2024 roku wiązało się z redukcją załogi. Chociaż ten zwrot w stronę automatyzacji w ostatnich latach podnosił naszą wydajność, tempo poprawy słabnie. Co najważniejsze, tej technologicznej rewolucji nie towarzyszą wystarczające inwestycje w przekwalifikowanie pracowników. Tworzy to tykającą bombę na rynku pracy, na którym może pojawić się rosnąca grupa osób z niepotrzebnymi już umiejętnościami.
