Spór zbiorowy w PGNiG trwa od 18 maja br. Wszystko wskazuje na to, że zakończy się strajkiem – tego przynajmniej chce większość pracowników spółki. Wszystko zaczęło się od tego, że zatrudnieni w PGNiG uważali, iż spółka prosperuje tkak dobrze, że powinna się podzielić zyskiem z pracownikami.
ZOBACZ TEŻ: 58 dni - od Zaduszek do sylwestra. Tyle kobiety w UE pracują za darmo!
Zażądali wypłaty 7,2 tys. zł premii za rok 2014 i wzrostu wynagrodzeń o 6 proc. z wyrównaniem za rok 2015 wynoszącym 4 tys. zł. To jeszcze nie wszystko – związkowcy zażądali wzrostu wartości bonów towarowych na uprawionego pracownika do 2 tys. zł w skali roku.
Bez kompromisu ze związkami
„Zarząd nie może spełnić wszystkich żądań związków zawodowych z uwagi na odpowiedzialną politykę biznesową i uwarunkowania, w jakich funkcjonuje spółka: liberalizacja rynku i wzrost konkurencji, wprowadzanie programów rabatowych dla klientów oraz zapowiadane obciążenia fiskalne sektora wydobycia” – twierdzi rzecznik PGNiG.
ZOBACZ TEŻ: Polacy nie oszczędzają na emeryturę. Dlaczego? Tłumaczenia są zaskakujące
Władze spółki chciały pójść na kompromis ze związkowcami i wypłacić załodze 5 tys. zł premii, a do tego dołożyć bony o wartości 250 zł do ustalonych już wcześniej 2 tys. zł rocznie. Pracownicy na to jednak nie przystali i w referendum opowiedzieli się za protestem. PGNiG deklaruje, że zrobi wszystko, by spełnić żądania pracowników, ale nie może narażać budżetu spółki na szwank.