Nawet kilkadziesiąt tys. zł z NBP i 11 tys. zł z Bankowego Funduszu Gwarancyjnego - tyle zarabiać ma Martyna Wojciechowska.
Rok 2016 był przełomowy dla kariery Wojciechowskiej. Latem przyjęła posadę dyrektora Departamentu Komunikacji i Promocji NBP. Według wyliczeń dziennikarzy "Gazety Wyborczej", zarabia w tej instytucji nawet 65 tys. zł miesięcznie. NBP oświadczył, że Wojciechowska nie zarabia takiej kwoty, ale w żaden sposób nie odniósł się do obliczeń mediów.
W 2017 roku przyboczna Adama Glapińskiego została przez niego delegowana jako przedstawicielka NBP, do rady Bankowego Funduszu Gwarancyjnego (BFG). Według OKO.press, za zasiadanie w radzie otrzymywała w ubiegłym roku ponad 11 tys. złotych miesięcznie (łącznie przez 6 miesięcy 66.054 złote), a w 2018 roku – prawie 12 tys. złotych miesięcznie (łącznie 142.184 złote).
Co więcej, do wiosny ubiegłego roku Wojciechowska była też radną mazowieckiego sejmiku. Dostawała około 2,5 tys. złotych diety miesięcznie.
Sposób na sekret
Z racji pełnionej funkcji radnej, Wojciechowska do 30 kwietnia 2018 r. powinna ujawnić w oświadczeniu majątkowym wszystkie zarobki z 2017 roku. Te dla opinii publicznej mogłyby być szokiem, bo są o wiele wyższe niż wynagrodzenie premiera, prezydenta i ministrów. Udało jej się jednak znaleźć sposób, aby to ukryć. Zamiast oświadczenia majątkowego przesłała do sejmiku oświadczenie o rezygnacji z bycia radną. Nie złożyła również, wymaganego prawem, oświadczenia majątkowego na koniec okresu sprawowania mandatu.
Co ciekawe, Wojciechowskiej za złamane prawo, nic nie grozi. Zgodnie z ustawą o samorządzie województwa, jedyną sankcją za niezłożenie oświadczenia rocznego jest...utrata mandatu radnego.
Źródło: OKO.press