Spis treści
- Na początku był kult św. Mikołaja
- Od nicości do boskości Mikołaja
- Przygody soborowe św. Mikołaja
- Mikołaja nie było?
- Wygryźć Mikiego
- Święty, a popija
Mikołaj z Miry, starożytnego miasta w Licji, części Anatolii (Turcja), znany jest również jako Mikołaj z Bari (Włochy), gdzie miał się urodzić. Żył na przełomie III i IV wieku, a potem przez z górą dwa stulecia nikt nie napomknął o nim w piśmie ani słowem.
Na początku był kult św. Mikołaja
Najprawdopodobniej, do którego to poglądu przychylają się historycy i znawcy reguł tworzenia hagiografii (pism o życiu i czynach świętych), najpierw, na długo przed konkretami na temat św. Mikołaja, pojawił się jego kult. Intratny, więc podsycany przez władze kościelne Bari, dokąd w związku z tym ciągnęły pielgrzymki. Zmierzano do grobu Św. Mikołaja, a powód był jeden: cuda. Wydarzenia nadnaturalne i paranormalne zdolności świętych od zawsze były tym, czego pragnęli wyznawcy. Załatwiały bowiem sprawy, istotne z punktu widzenia wiary. Kiedy ta słabła, jeden, choćby mały przejaw nadludzkich możliwości świętego, uzdrowienia u jego źródła sprowadzał umysły wątpiących na właściwe tory. Argumentami na rzecz wiary, poza piekłem i niebem, były cuda, cuda i jeszcze raz cuda, żadne tam „wianki”. Przez wieki biskup Bari był jednym z najmocniej czczonych świętych, czy to na Zachodzie, czy Wschodzie. Jego cuda, zgodnie z oczekiwaniami były potężne. Pisano i rozgłaszano od VI w., że potrafił nawet wskrzeszać zmarłych, Mimo znajdującej się w ewangelii Św. Marka, wzmianki, mówiącej, że jest to zdolność zarezerwowana dla Syna Bożego.
Polecany artykuł:
Od nicości do boskości Mikołaja
Jak to bywa w apokryfach, święty Mikołaj zadziwiał cudami od tzw. maleńkości. Tuż po urodzeniu prezentuje się zszokowanym rodzicom, Theophanesowi i Nonnie, w pełnym wyproście, co miało się wydarzyć około roku 270. Data urodzin Mikołaja jest legendarna, podobnie jak domniemywania przez hagiografów data jego śmierci: między rokiem 345 a 352. Mikołaj został biskupem na sposób bardziej baśniowy niż zgodnie z przyjętą we wczesnym średniowieczu formułą powoływania na ten urząd. W Mirze mającej akurat biskupi wakat postanowiono, że kto w wyznaczonym dniu pierwszy przekroczy kościelne odrzwia, tego mianuje się miejscowym następcą apostołów. Nietrudno się domyślić, że tym, który skoro świt wprawił w ruch zawiasy kościelnych wrót był pobożny mnich Mikołaj. Tenże, wyrzekłszy się uciech i wygód, mieszkał w przyciasnej grocie, wraz z innymi, którzy się wyrzekli. Sądząc z licznych ikon przedstawiających św. Mikołaja w stroju biskupim – w bogatej szpiczastej mitrze na głowie lub z aureolą wokół niej, będąc już na stanowisku nie nosił się w stylu pustelniczym. Opływał złotem, co sprawia, że w swoim dużo późniejszym, współczesnym nam życiu po życiu będzie musiał zmienić styl na znacznie mniej formalny.
Przygody soborowe św. Mikołaja
Kierując się rozdawnictwem majątku odziedziczonego po rodzicach, Mikołaj – jedyny dziedzic fortuny – fundował posagi ubogim pannom, aby te, zamiast zatracać się w domach płatnej rozkoszy, do których prowadził je sam los oraz ubodzy rodzice, mogły żyć cnotliwie. Według średniowiecznych przekazów Święty Mikołaj wziął udział w I soborze nicejskim w 325 roku, stawiając się na miejsce jego obrad wraz z 220 innymi biskupami. Chociaż w żadnym soborowym dokumencie nie wymienia się imienia Mikołaja, przyjęto, że biskup Miry nie tylko brał udział w wydarzeniu, ale i odcisnął na nim swoje piętno. Miał mianowicie bronić jak lew dziewictwa matki Jezusa z Nazaretu, które w trakcie uroczystego zgromadzenia Kolegium Biskupów i innych przedstawicieli Kościoła obradującego pod przewodnictwem cesarza Konstantyna, śmiano kwestionować. Mikołaj postarał się też, aby nie zaszły zmiany w wykładni Trójcy Świętej. Ponad 200 lat po domniemanej śmierci Mikołaja, za panowania cesarza bizantyńskiego Justyniana I Wielkiego (483- 565) powstało anonimowe hagiograficzne dziełko „Praxis de Stratelatis” (Oficerowie), w którym prawy biskup Miry ratuje życie sześciu niewinnie oskarżonym żołnierzom cesarza Konstantyna. W VII wieku pismo to było „hitem wydawniczym” kościołów greckich, łacińskich oraz syryjskich. Przepisywano je chętnie, za każdym razem lekko ubarwiając opowieść.
Mikołaja nie było?
Dowodów na prawdziwość postaci św. Mikołaja nie ma. W spisanym około 565 roku żywocie archimandryty (opiekuna klasztorów, dosłownie "przełożonego owczarni") Mikołaja z klasztoru Syjon pojawia się na jego drodze do Jerozolimy bazylika w Mirze poświęcona świętemu biskupowi Mikołajowi. Z martyrium, to jest grobowcem męczennika. Ponieważ Mikołaj miał żyć w epoce przełomu, w której kończyły się prześladowania chrześcijan, a zaczynały czasy prześladowań przez chrześcijan, zdążył jeszcze załapać się na uwięzienie za wiarę. W miejscu tym miał być torturowany na tyle okrutnie, aby móc bez kozery przyznać mu tytuł męczennika. Jest więc Mikołaj świętym męczennikiem kościoła katolickiego i prawosławia. Tematem ikon, na których ani trochę nie przypomina korpulentnego staruszka z białą brodą. Od VI do drugiej połowy VIII wieku żadne nowe informacje o zacnym Mikołaju nie ujrzały światła dziennego. Za to w 787 roku, w aktach II soboru nicejskiego zanotowano, że jednemu z archidiakonów święty Mikołaj się "ukazał". Po tym ukazaniu wycofał się w mroki dziejów, by na początku IX w. ponownie rozbłysnąć jako gwiazda chrześcijaństwa. Bazyliki pod wezwaniem św. Mikołaja zaczęły się mnożyć, a święty pod względem liczebności wezwań konkurował z samym Duchem Świętym. Na początku XX w. Jezuita Hippolyte Delehaye, wybitny specjalista od hagiografii dowodził, że w przypadku Mikołaja z Miry, zresztą nieodosobnionym, najpierw zaistniał kult, a dopiero potem stworzono mu życiorys, powołując tym samym do mitycznego życia. Życia, którego nie było. A jakie jest?
Wygryźć Mikiego
Krótko mówiąc popkulturowe. Współgrające z reklamą, miejską legendą i w tym wypadku także z jasełkami. Jak to jednak możliwe, że nobliwy, sztywny, otoczony nimbem świętej powagi biskup w niebotycznej czapie stał się człowieczkiem w ciasnym czerwonym wdzianku? To proste. Podobnie jak św. Mikołaja z Miry, słynącego dobrymi uczynkami i podarunkami dla biednych, tak i tego dobrodusznego otyłego dziadka w czerwonym wdzianku z worem podarunków ktoś musiał wymyślić. Najpierw jednak warto wyjaśnić jak to się stało, że św. Mikołaj, który umiera w Mikołajki, a więc 6 grudnia, obskakuje potem jeszcze Boże Narodzenie. Niezgodność kalendarza gregoriańskiego z juliańskim powodowała, że Mikołajki według starej rachuby czasu pokrywały się z datą 25 grudnia w nowym kalendarzu. Początkowo, aby nie wprowadzać zamętu, starano się zastąpić Mikołaja Dzieciątkiem Jezus, mającym przejąć mikołajowy wór z prezentami. Koniec końców główną częścią bożonarodzeniowej tradycji stał się święty Mikołaj.
Święty, a popija
W 1823 r. amerykański biblista Clement Clarke Moore napisał wiersz „Noc wigilijna”, w którym uczłowieczył postać Mikołaja, pozbawiając go atrybutów świętości. Wiersz zrobił furorę, równolegle do przedstawionej w nim postaci z worem. Zanim został opublikowany, nikt nie kojarzył świętego biskupa od podarków z reniferami, saniami, kominem itp. W rymowance Mikołaj przemierza niebo sannym zaprzęgiem z reniferów, ląduje na dachu i dostając się do domu przez komin wypełnia prezentami suszące się skarpety. Niemającym wyobraźni, po pół wieku pomogły rysunki amerykańskiego karykaturzysty Thomasa Nasta, który 1 stycznia 1881 w nowojorskim magazynie politycznym „Harper's Weekly” opublikował ilustracje Świętego Mikołaja rozdającego prezenty żołnierzom wojny secesyjnej. Świętego Mikołaja wymyślili więc hagiografowie, a o jego wizerunek zadbała literatura, sztuka i satyra, zmieniając go na zwyczajnego i sympatycznego. To jest takiego, który chwyci. I chwycił, a owa popularność skłoniła koncern Coca Cola by go skomercjalizować. Od 1930 r. święty Mikołaj popija karmelowy napój z charakterystycznej buteleczki, zarabiając krocie. Rysownik Fred Mizen jest autorem Mikołaja pociągającego łyk coli, a inny artysta, Haddon Sundblom, ogarnął temat całościowo, tworząc Mikołaja-ikonę. Trudno powiedzieć coś więcej o nałogach świątecznego świętego, chociaż medycy kategorycznie kwalifikują jego brzuch jako piwny. Faktem jest jednak, że ma poczucie humoru. John Moore, aktor, który przez lata wcielał się w postać Mikołaja w zimowych reklamach znanego koncernu, zagrał też w innej reklamie, gdzie jako Mikołaj na letnich wakacjach preferuje napój konkurencji. Chcąc nie chcąc, mamy więc świętego Mikołaja cały rok, niezależnie od tego, czy istnieje oraz czy istniał kiedykolwiek. Ważne, że magia trwa.
Zobacz także GALERIĘ - Mikołajki w PRL