Nikola Bochyńska, „Super Biznes": Jesteście wspólnie jako firma producencka na festiwalu w Cannes. Jak można porównać polski przemysł filmowy do zagranicznego? Wciąż jesteśmy w powijakach?
Emil Stępień: Niestety polski rynek filmowy jest rynkiem bardzo lokalnym i adresowanym do wąskiego grona odbiorców. Od strony biznesowej (produkcyjnej), porównałbym go do państwowego przedsiębiorstwa, które na kroplówce swojego właściciela musi konkurować z prywatnie zarządzaną firmą. Wydaje mi się, że jeśli pod kątem biznesowym będą na rynku pojawiały się lepsze - w wielu znaczeniach tego słowa - propozycje dla interesariuszy sztuki filmowej niż obecnie, wówczas będzie więcej kapitału na rynku. I ten kapitał zacznie meandrować. Co zresztą przyczyni się do poprawy wspomnianej głębokości rynku filmowego, tzn. przyczyni się do powstawania większego wolumenu realizowanych dzieł filmowych i zwiększy konkurencyjność polskiej sztuki, a co za tym idzie: ważnego segmentu polskiej gospodarki. Uważam, że to co teraz tworzymy z Dodą i to co będzie powstawać w ramach naszej firmy będzie nowatorskie przez swoją przejrzystość i pionierskie, zarówno w sferze artystycznej, jak i modelu finansowania. Produkcje Ent One Investments, mają to "coś" - perspektywę świetnych wyników i dynamicznego rozwoju, który będzie podnosił wartość naszej oferty biznesowej.
Zobacz również: Cannes 2017: Ile kosztuje organizacja 70. Międzynarodowego Festiwalu Filmowego?
NB: Nie wszyscy wiedzą, że Dorota również ma swoją firmę producencką. Media donosiły, że w Twojej głowie powstał już pomysł na film. Skąd w ogóle decyzja o zajęciu się tym obszarem? Jakie są Twoje najbliższe plany w tym zakresie?
Doda: Moja firma Queen Records produkuje muzykę - jak ostatnią płytę Virgin, płyty koncertowe (np. moja premierowa DVD Riotka TOUR), a teraz również filmy. Od zawsze uwielbiałam kino, do dziś chodzę raz w tygodniu na rożne premiery kinowe, jestem prawdziwą kinomanką. Wiem jak mi było ciężko zadebiutować, przebić się do przestrzeni publicznej. Nie miałam żadnych kontaktów ani protekcji w branży. Jestem przykładem kobiety, która własną ciężką pracą, bez żadnych środowiskowych kontaktów realizowała swoje zawodowe cele i marzenia. Teraz jako producentka filmowa chcę pokazać, że za sukcesem filmu nie musi stać znana twarz, ale utalentowana twarz. Odkąd zaczęłam obserwować film od strony produkcyjnej, bardzo szybko złapałam bakcyla. Wspólnie z Emilem zaczęliśmy kreować niesamowite zawodowe rzeczy i postanowiliśmy połączyć firmy, aby stworzyć coś wspólnego. Zależy mi, aby widz po obejrzeniu naszych projektów, po wyjściu z kina, miał poczucie, że to "coś" w nim pozostało: przemyślenia, wartości i idee. Nie chcemy kreować pustego i taniego obrazu.
NB: Niedawno zadebiutowałaś także w spektaklu „Słownik Ptaszków Polskich", wystawianym w Teatrze Imka, zagrałaś w serialu, wcześniej w filmie. Masz ambicje aktorskie, producenckie, biznesowe. Czy to oznacza, że powoli zrywasz z wizerunkiem Dody-skandalistki?
Doda: Na początku trzeba sobie ustalić co to znaczy „być skandalistą?" Bo dla mnie ktoś, kto zachowuje się skandalicznie to jest osoba, która albo jest narkomanem, albo alkoholikiem, zdradza w małżeństwie, bądź oszukuje swoich współpracowników, kradnie pieniądze. To jest w mojej ocenie skandaliczne zachowanie. Nigdy nikogo nie zdradziłam, nie oszukałam. W życiu zawodowym jestem uczciwym pracodawcą, partnerem biznesowym, zawsze wywiązuje się z umów. W życiu prywatnym jestem oddaną i szczerą osobą. Co do zasady uprawiam bardzo higieniczny i sportowy tryb. Kocham i dbam od dziecka o swoja rodzinę, gdyż to ona jest dla mnie najważniejsza. Dzielę się moim życiem w tym zakresie często z moimi fanami. Jednak najważniejsze jest to, że zawsze mówię prawdę. Jestem spontaniczna, odważna i nie uginam karku. Mam swoje zasady. Jeżeli ktoś uważa, że wpisuję się w definicję "skandalistki", powinien przeanalizować najpierw siebie.
Sprawdź też: Najbogatsi raperzy na świecie według magazynu „Forbes" [ZDJĘCIA]
NB: Wokół kolejnej części „Pitbulla" pojawiło się sporo kontrowersji. Z reżyserii zrezygnował Patryk Vega, kilku aktorów odmówiło udziału w filmie. Czy rzeczywiście, tak jak podawały media rezygnacje były spowodowane informacją o udziale Doroty w filmie?
Emil: Pani Redaktor - pisze Pani o rezygnacji Vegi czy kilku aktorów. Zapewne powołuje się Pani na jakieś oświadczenia pewnych osób. A czy zna Pani odpowiedź na pytanie "komu z tych osób zaproponowano" rolę w nowym "Pitbullu"? Podpowiem: nikomu. Zatem ciężko tu mówić o jakiejś rezygnacji. Z Vegą mieliśmy rozbieżne wizje na temat polityki dalszego rozwoju firmy, ale również w zakresie poszczególnych produkcji filmowych. Takim przykładem jest chociażby ostatnia część "Pitbulla". W mojej ocenie, wzbogaconej o obiektywną analizę kilku ważnych osób z branży, musiałem stwierdzić, że scenariusz przygotowany przez Vegę nie był możliwy do wdrożenia w życie. Realizacja tego scenariusza nie byłaby uczciwa wobec widza. Finalnie, jestem dzisiaj w posiadaniu fabuły, przygotowanej przez mistrza gatunku - Pana Władysława Pasikowskiego. Jestem przekonany, że widzowie niebawem zobaczą jeden z najlepszych filmów w gatunku kina akcji. A ponieważ nowy scenariusz wnosi nową świeżość, jakość i nowe wątki, stąd niestety nie było możliwości obsadzić w dotychczasowych rolach niektórych aktorów. Jeśli chodzi o udział Dody w nowym "Pitbullu", to zgodnie z publikowanymi oświadczeniami, chciałbym raz jeszcze stanowczo podkreślić, ze Doda otrzymała zaproszenie do udziału w „Pitbullu" od całego działu produkcji, w tym bezpośrednio Patryka Vegi. Vega - w obecności świadków, zarówno spotykał się z zainteresowaną, jak również prowadził korespondencję w zakresie współpracy z Dorotą Rabczewską. Wszystko się zachowało, stąd nie trudno będzie o uwiarygodnienie tych wydarzeń.
NB: Doniesienia na temat Waszej współpracy, ale i Waszego związku zaogniła publikacja „Gazety Finansowej". Wynika z niej, że Dorota miała wynająć gangsterów, którzy mieli zmuszać jej byłego narzeczonego Emila Haidara do przelania na konto Dody ponad miliona złotych. Miałaś też w 2015 roku zastraszać ojca narzeczonego, polityka SLD Riada Haidara. Finansować działania gangsterów miał Emil Stępień. Jak wynika z publikacji to gangsterzy mieli Was „wsypać". Emil wydał oświadczenie zaprzeczające tym doniesieniom, sprawa jest w sądzie o naruszenie Waszych dóbr osobistych. Jak było naprawdę?
Doda: (śmiech). W związku z coraz bardziej absurdalnymi historiami, dotyczącymi mojej osoby, które z zadziwiającą regularnością dostarczane są do „Gazety Finansowej", a następnie kolportowane do innych mediów, chciałabym oświadczyć, że odnoszące się do mnie informacje pochodzące z tego ,,źródła", posiadają zasadnicze mankamenty. Są po prostu nieprawdziwe i ukierunkowane na wywoływanie sensacji o żenująco niskim poziomie. Nie chcę mieć z inicjatorem tego typu prowokacji nic wspólnego od 1.5 roku, czyli odkąd od niego odeszłam. Uważam, że to jest odpowiedź na wszelkie skandale, które generuje mój ex i jednoczenie ich powód.
Czytaj koniecznie: 10 najbogatszych celebrytek na świecie [GALERIA]
Emil: Znam Dorotę Rabczewską od niemal roku. Jesteśmy dobrymi przyjaciółmi. Budująca jest obserwacja, jak ta drobna dziewczyna jest dobra i ciepła nie tylko dla swojego otoczenia, ale przede wszystkim dla obcych ludzi. Widzę również jak przeżywa permanentne nagonki na swoją osobę i swoją rodzinę ze strony byłego partnera, który nie potrafi pogodzić się z sytuacją, że Doda nie godziła się dłużej na pewne jego postawy.
NB: Złożyłaś pozew w sądzie o ochronę dóbr osobistych z wnioskiem o zadośćuczynienie. Czego oczekujesz od pozwanej strony, którą jest „Gazeta Finansowa"?
Doda: Naprawdę nie jestem zainteresowana pisaniem pozwów i zawiadomień do organów ścigania, ponieważ działania te odrywają mnie od mojej zawodowej aktywności. Jednakże po 18 latach pracy w zawodzie nie mogę pozwolić na szkalowanie mojej osoby tego typu kłamstwami. W toku zostaną wyjaśnione okoliczności i przyczyny generowania tych niewiarygodnych tekstów. Jednocześnie jestem przekonana, że desperacka próba ratowania sprzedaży czasopisma zajmującego się (jak sama nazwa wskazuje) stosunkami ekonomicznymi, poprzez publikowanie ,,melo-dreszczowców " z dziedziny science-fiction zakończy się skutkiem odwrotnym do zamierzonego.
NB: Myślisz, że wygrana sprawa zniechęci byłego narzeczonego do eskalowania konfliktu?
Emil: Jako mężczyznę wychowanego w światopoglądzie europejskim bardzo dziwią mnie tego rodzaju małostkowe ataki. Trudno przewidzieć...
Doda: Myślę, że mamy tyle pracy i wspaniałych zawodowych planów, że jest to ostatnia rzecz o jakiej myślimy. Czeka nas bardzo intensywny czas w Cannes. Mamy umówionych szereg spotkań biznesowych z przedstawicielami europejskiego, jak i światowego rynku filmowego i tylko na tym się skupiamy.
NB: No właśnie, jako partnerzy biznesowi jesteście na festiwalu w Cannes. Jak wykorzystacie ten czas?
Doda: To mój debiut na tego typu wydarzeniu. Uczestniczyć będę w spotkaniach, podczas których podejmowane będą tematy związane z produkcjami filmowymi. Mam nadzieję, że uda mi się również ocenić kilka filmów, będących przedmiotem konkursu festiwalowego. Czeka nas bardzo intensywny czas w perspektywie kolejnych dni.
NB: Życzę powodzenia i dziękuję za rozmowę.