Dwie kobiety miały jechać w długą trasę, ale w samochodzie spaliła się żarówka. Podjechały więc pod warsztat samochodowy w Bartoszycach (woj. warmińsko-mazurskie) i poprosiły o pomoc. Właściciel warsztatu zauważył panie, kiedy kończył pracę. Przed wyjściem napomknął pracownikowi, żeby wymienił kobietom żarówkę.
Prowokacja za 10 zł
Mechanik wymienił spaloną żarówkę, ale oddał własną – prywatną, ponieważ warsztat nie prowadził sprzedaży. Zakład kończył pracę, więc wydanie paragonu było niemożliwe. Pracownik za usługę wziął od pań jedynie 10 zł. Okazało się, że cała sytuacja to prowokacja urzędniczek skarbówki, a mężczyzna ma zostać ukarany mandatem w wysokości 500 złotych.
Nieustępliwa skarbówka
Za radą pracodawcy mechanik mandatu nie przyjął, a sprawa trafiła do sądu. Ten bez rozprawy zdecydował, że pracownik warsztatu jest winny zarzucanego mu czynu, ale odstąpił od wymierzenia mu kary. Naczelnik Urzędu Skarbowego Małgorzata Sipko nie odpuszczała i odwołała się od wyroku. Na kolejnej rozprawie zapadł taki sam wyrok. To jednak nie koniec sądowej batalii. Sipko skierowała kolejną apelację, żądając ukarania mechanika 600-złotową grzywną. Sąd rozstrzygnie sprawę 20 listopada.