Z informacji, do których dotarła „Rzeczpospolita" wynika, że nie da się skutecznie zrezygnować z PPK (pracowniczych planów kapitałowych), gdyż będziemy na nie automatycznie zapisywani raz na rok. Ma to dotyczyć nie tylko etatowców, ale także – zleceniobiorców, osób samozatrudnionych i pracujących w oparciu o umowę agencyjną. Mimo że rząd zapowiadał, że przynależność do pracowniczych planów kapitałowych ma być dobrowolna, z lektury opracowanego przez MR projektu można wnioskować, iż każdy pracownik przynajmniej raz na rok powinien uiścić składki. Dopiero po miesiącu mógłby przestać je opłacać wskutek rezygnacji z PPK. Innymi słowy, nawet ci obywatele, którzy nie chcą oszczędzać za pomocą PPK, odkładaliby coś do państwowej kasy.'
Zobacz też: Waloryzacja 2017. Na jakich zasadach zwaloryzują renty i emerytury
Jak informuje „Rz", projekty ustaw przygotowanych przez Ministerstwo Rozwoju przewidują też likwidację OFE oraz niższe dopłaty państwa do PPK. W opinii gazety państwo próbuje zrekompensować sobie w ten sposób dopłaty do pracowniczych planów kapitałowych. Zgodnie z zeszłorocznymi deklaracjami wicepremiera Mateusza Morawieckiego, pracownik miał fakultatywnie lokować w PPK 2 proc. swojego wynagrodzenia. Kolejne 2 proc. dokładałby pracodawca, a 0,5 proc. – państwo, tyle bowiem miała wynieść ulga na wpłaty do Funduszu Pracy. Rząd przewidywał też zwiększenie dopłat firmy do 3 procent.
Przeczytaj także: Zobacz, o ile wzrosną świadczenia [WALORYZACJA RENT I EMERYTUR]
Prawdopodobnie jednak dofinansowanie ze strony państwa będzie niższe. Pracodawca wpłaci na poczet PPK nie 2, a 1,5 proc. wynagrodzenia pracownika, zaś państwo – zamiast 0,5 proc. pensji zaoferuje roczną dopłatę do składek. Jeżeli pracownik zechce odprowadzać na składki nie 2, ale 4 proc., firma ma być zobligowana dopłacić kolejne 2,5 proc. wynagrodzenia. Tak więc maksymalnie do PPK będzie można odprowadzić 8, a nie 6,5 proc. zarobków (2 proc. + 2 proc. + 1,5 proc. + 2,5 procent). Dobrowolne składki początkowo płaciliby najwięksi, a więc firmy zatrudniające powyżej 250 pracowników. Dopiero z czasem dołączaliby do nich mniejsi gracze.
Może cię zainteresować: Ile można dorobić do emerytury
Oddzielną kwestię stanowi likwidacja OFE. W Otwartych Funduszach Emerytalnych znajduje się ok. 160 mld złotych. Zgodnie z planowaną reformą, 75 proc. tej kwoty, czyli ok. 120 mld zł, ma trafić na indywidualne konta zabezpieczenia emerytalnego (IKZE), a pozostałe 25 proc., a więc ok. 40 mld zł – do Funduszu Rezerwy Demograficznej. Przetransferowane na IKZE środki zostałyby jednak zamrożone na okres 2 lat, a potem byłyby odmrażane stopniowo, po 20 proc. rocznie. Pełny dostęp do swoich oszczędności obywatele odzyskaliby dopiero po siedmiu latach.
W Polsce żyje blisko 17 mln zleceniobiorców, osób samozatrudnionych i pracowników podlegających kodeksowi pracy.
Oprac. na podst. „Rzeczpospolita" z 5 czerwca 2017 r., biznes.onet.pl