Ze skutkami katastrofy rolnicy będą musieli sobie poradzić sami i liczyć na pomoc rządu. Wszystko przez źle funkcjonujący system obowiązkowych ubezpieczeń upraw, do których co roku budżet państwa dokłada nawet 200 mln zł. Mimo że działa od dziesięciu lat i jest obligatoryjny, to znikomy odsetek rolników decyduje się na zakup polis - informuje "Puls Biznesu".
Zobacz także: Polacy zapłacą po 130 zł za pomoc dla frankowiczów
Dla przykładu, do tej pory do PZU zgłosiło się kilkudziesięciu rolników. Połowę z nich zakład musiał odprawić z kwitkiem. Występowali o odszkodowania z tytułu suszy, mimo że ubezpieczyli pola tylko od ryzyka gradu, przymrozków czy złego przezimowania. Reszta będzie mogła liczyć na odszkodowania. Mają szczęście, bo rolnicy, którzy zdecydowali ubezpieczyć uprawy w Concordii, nie mogli kupić ochrony przed skutkami suszy. Zakład nie sprzedaje takich polis.
Przeczytaj: Andrzej duda nie zrealizuje obietnic, jeśli nie pomoże Ewa Kopacz
Wysoka cena i brak rządowej dopłaty to niejedyny problem. Kolejnym jest określenie odpowiedzialności ubezpieczyciela. Zgodnie z przepisami pokrywa on szkody, kiedy nastąpi co najmniej 25-procentowy ubytek w plonach. Jednak brakuje dokładnych statystyk, które pozwoliłyby jednoznacznie określić, czy ten próg został przekroczony i jaka jest rzeczywista wysokość szkód.
Źródło: "Puls Biznesu"