Spis treści
- Kukliński ze stróżówki do szkoły oficerskiej
- Jack Strong: Żeby nie było wojny
- Kukliński obnaża zbrodniczość systemu
- Pułkownik Kukliński uprzedził o stanie wojennym
- Ucieczka za ocean Kuklińskiego
- Rehabilitacja Kuklińskiego w III RP
- Komunikacja krótkiego zasięgu
- Ameryka doceniła Kuklińskiego
11 lutego 2004 roku zmarł pułkownik Ryszard Kukliński, polski oficer, agent CIA w Sztabie Generalnym LWP. Mija właśnie 20 lat od chwili, kiedy jego żona, poruszająca się na wózku, wybierała się na pogrzeb, a urnę jednego z synów zabierał na tę uroczystość dziennikarz umówiony z Kuklińskim na wywiad, który nie mógł się już odbyć. Byłyby dwie urny, bo obaj synowie zmarli przed rodzicami, w nie do końca jasnych okolicznościach. Jednak ciała jednego z nich nigdy nie odnaleziono. Pułkownik obie te śmierci uważał za zemstę komunistycznego reżimu. A miał się za co mścić.
Kukliński ze stróżówki do szkoły oficerskiej
W 1947 r. , jako siedemnastolatek, Kukliński pracował jako stróż we wrocławskiej fabryczce. Zgłosił się do Oficerskiej Szkoły Piechoty i zapisał do partii komunistycznej (wtedy jeszcze PPR). Chwalono go: „zdolny, ideowo lojalny, klasowo bliski, pracowity”. Wkrótce odkryto talenty, dzięki którym stał się cennym żołnierzem zawodowym, dostającym coraz to wyższe szarże. Już w 1950 r. był podchorążym. Po zdaniu matury (w 1960 r.) przeszedł 3-letnie studia w Akademii Sztabu Generalnego. Pułkownikiem został w 1972 roku. Pracował w pionie operacyjnym Sztabu Generalnego: w miejscu, które dla każdej armii było kluczowe. Fakt, że w 1975 r. wysłano go na 2-miesięczny kurs dowódczy do moskiewskiej „woroszyłowki” (Wojskowej Akademii Sztabu Generalnego Sił Zbrojnych ZSRR im. K.J. Woroszyłowa), świadczył o tym, że polska armia widzi w nim przyszłego generała.
Jack Strong: Żeby nie było wojny
Wojska Układu Warszawskiego dysponowały wtedy w Europie przewagą w broni konwencjonalnej, a odpowiedź NATO na agresję Układu Warszawskiego musiała objąć zahamowanie marszu wojsk, które miały iść z Ukrainy i Białorusi przez Polskę. Tylko uderzenie jądrowe, którego znaczna część musiałaby przypaść na teren Polski, mogło skutecznie zagrodzić im drogę. Kuklińskiego przerażał ten scenariusz. Rozpoczynając zajęcia w Moskwie, Kukliński już od trzech lat pracował dla Amerykanów. Zgłosił się do nich w 1972 roku, proponując przekazywanie informacji z wojska. Oferta była nie do odrzucenia, więc wkrótce został, jako Jack Strong, współpracownikiem Centralnej Agencji Wywiadowczej. Czesław Kiszczak, kolega Kuklińskiego ze studiów, twierdził potem, że ten był podwójnym agentem, szpiegującym na rzecz ZSRR, ale nigdy nie przedstawił dowodów, które potwierdzałyby tę tezę.
Kukliński obnaża zbrodniczość systemu
Sam pułkownik Kukliński swoje decyzje tłumaczył tak: po grudniu 1970 roku (masakra robotników protestujących na Wybrzeżu) dotarło do niego, jak zbrodniczy jest system, któremu służy. Poza tym bardzo bał się, że wojna nuklearna, do której doprowadziłoby starcie obu potęg, zmiecie Polskę z powierzchni ziemi. Bo rozegrałaby się na jej obszarze, gdzie Amerykanie spuściliby bomby, chcąc stworzyć zaporę dla sowieckiej armii ruszającej na Europę. Pozycja, którą Kukliński zajmował w sztabie polskiej armii, dawała mu m.in. dostęp do dokumentów Układu Warszawskiego. Rozumował więc prosto – osłabiając potencjał tej organizacji pomoże armii amerykańskiej, będzie to więc jego wkład we wspieranie demokracji przeciwko systemowi totalitarnemu. W ciągu mniej niż 10 lat płk Kukliński przekazał, przede wszystkim korzystając z tzw. martwych skrzynek, czyli fikcyjnych adresów korespondencyjnych lub skrytek pocztowych, blisko 40 tys. stron dokumentów. Były to np. dane techniczne niektórych broni radzieckiej armii, ale głównie nieocenione dla USA plany ćwiczeń wojsk Układu Warszawskiego zrobione na użytek „zachodniego teatru wojennego”, a więc ewentualnej konfrontacji z Zachodem.
Pułkownik Kukliński uprzedził o stanie wojennym
Osobną częścią informacji polskiego szpiega były przygotowania do wprowadzenia stanu wojennego. Ryszard Kukliński uczestniczył w tworzeniu tych planów na stanowisku kierowniczym. Dzięki jego raportom CIA było doskonale zorientowane we wstępnej fazie stanu, nie znało jednak daty 13 grudnia. Strong nie mógł jej przekazać, ponieważ przeciek z Watykanu sprawił, że on i jego rodzina znaleźli się nagle w śmiertelnym niebezpieczeństwie. Polski wywiad w Rzymie dowiedział się, że CIA wie o planowanym wprowadzeniu w Polsce stanu wojennego od kogoś, kto te plany opracowuje. Informacja pochodziła od współpracownika wywiadu PRL, ks. Januariusza Bolonka z Sekretariatu Stolicy Apostolskiej. 2 listopada 1981 roku szef Sztabu Generalnego gen. Jerzy Skalski wezwał do siebie pułkownika Kuklińskiego i powiedział, że „doszło do katastrofalnego przecieku; do aktu zdrady”. Akt zdrady oznaczał jedno: karę śmierci. Dlatego nocą z 7 na 8 listopada 1981 r. cała rodzina Kuklińskich – Ryszard, jego żona i dwaj synowie – zostali ewakuowani do USA, co wcale nie było łatwe.
Ucieczka za ocean Kuklińskiego
Najpierw agent CIA Tom Ryan, przewiózł Kuklińskich na teren amerykańskiej ambasady w Warszawie. Późniejsze wypadki nie są jasne, a żadna z kilku wersji nie została potwierdzona przez uciekającego. Jedną z przyczyn jego pospiesznej ewakuacji było przedostanie się na Zachód innego szpiega, kolegi Kuklińskiego ze Sztabu i sąsiada z osiedla, płk. Włodzimierza Ostaszewicza. Strong oczywiście nie był jedynym szpiegiem w polskiej armii, za to należał do wąskiego grona osób mających dostęp do najważniejszych dokumentów. Nie dysponował jednak strategicznymi i operacyjnymi materiałami sztabowymi Układu Warszawskiego, ponieważ zajmował się przygotowaniem ćwiczeń, a to jedynie wycinek realnych zamierzeń tego sojuszu. Jednak prof. Zbigniew Brzeziński, który sprawę Kuklińskiego znał od podszewki, był zdania, że bardzo ważne było posiadanie takiego źródła jak pułkownik, bo dzięki niemu można było sprawdzać wiarygodność innych materiałów, unikając fałszywych wrzutek ze źródeł moskiewskich.
Rehabilitacja Kuklińskiego w III RP
W CIA bardzo wysoko oceniano szpiegowską robotę Kuklińskiego, który nawet po tym jak znalazł się w USA, długo służył jako źródło informacji o procedurach Układu Warszawskiego. Agencja nagrodziła go, jako pierwszego cudzoziemca, najwyższym odznaczeniem Distinguished Intelligence Medal. Za to Najwyższy Sąd Wojskowy w Polsce w maju 1984 r. w niejawnym procesie skazał go zaocznie na karę śmierci, degradację i przepadek mienia. Nie mówiono o nim inaczej niż „zdrajca” i „imperialistyczny szpieg”. Mimo rozpadu ZSRR wciąż byli ludzie, którzy nienawidzili Kuklińskiego. Dlatego ten był przekonany, że za szpiegowską robotę ojca zapłaciły dzieci. Śmierć obu jego synów (w 1993 i 1994 r.) dawała do myślenia. Wbrew zdecydowanemu sprzeciwowi postkomunistycznej elity wojskowej, Kukliński doczekał się w III RP rehabilitacji. Jednak stopniem generalskim i Orderem Orła Białego został odznaczony dopiero pośmiertnie (w 2016 r.). Pośród setek dokumentów wojskowych pozyskanych zza żelaznej kurtyny, którymi CIA szczyci się przedstawiając je w swojej bazie online, kilkanaście pochodzi od Jacka Stronga.
Komunikacja krótkiego zasięgu
W czasie kiedy pracował dla Agencji, pierwsze materiały fotografował aparatem Zorka, który dostał w nagrodę od sowieckich oficerów. Potem został wyposażony w urządzenie typu Short Range Agent Communications (SRAC) o nazwie Spark (Iskra). Był to wtedy krzyk techniki: z ekranem i klawiaturą, sprzęt służył do przesyłania krótkich wiadomości na niewielką odległość. Kukliński wysyłał komunikaty np. z warszawskiego autobusu przejeżdżającego blisko ambasady amerykańskiej. Iskra przetwarzała informację pisaną na sygnał dźwiękowy i wysyłała go z 40-krotnym przyspieszeniem. To właśnie w taki sposób w 1981 r. Jack Strong dał znać USA, że planowane jest wprowadzenie w Polsce stanu wojennego. Miał jednak z „Iskrą” kłopot, bo ciągle się psuła: aż sześć razy oddawał ją Amerykanom do naprawy. David Forden, oficer CIA prowadzący polskiego szpiega, nie zgodził się na pokazanie tego urządzenia reżyserowi filmu „Jack Strong”, Władysławowi Pasikowskiemu.
Ameryka doceniła Kuklińskiego
Marii Nurowskiej, autorce książki „Mój przyjaciel zdrajca”, mówił: „Na pewno nie czuję się Amerykaninem, mimo że Ameryka mnie doceniła. Dała schronienie, mnie i mojej rodzinie, gdy musiałem uciekać przed zemstą systemu, najbardziej zbrodniczego i perfidnego systemu XX wieku. Kiedy to do mnie dotarło, postanowiłem wydać mu wojnę. W pojedynkę, bo jak inaczej – nie miałem ani rakiet, ani żołnierzy. To była szalona myśl, która powstała w mojej głowie wiele lat temu i trwała we mnie do czasu, aż pojawiła się realna szansa, aby przemienić ją w czyn”.