- Europoseł Waldemar Buda widzi w spotkaniu szansę na przełom i ujawnienie intencji Putina.
- Profesor Bogusław Liberadzki jest bardziej sceptyczny i obawia się "zamrożenia wojny".
- Obaj politycy wyrażają zaniepokojenie sytuacją na Ukrainie, choć różnią się w ocenie przyczyn.
Waldemar Buda, europoseł Prawa i Sprawiedliwości, podkreślił konieczność ujawnienia prawdziwych intencji Putina w międzynarodowych negocjacjach. Stwierdził, że "cały świat jest wodzony za nos" przez Rosję, która pozoruje gotowość do porozumień, jednocześnie "przyspieszając wojnę i angażując się w nią coraz bardziej". Buda uznał nadchodzące spotkanie za "punkt przełomowy", wierząc, że doprowadzi ono do jednoznacznego rozstrzygnięcia.
W jego ocenie, wynik to albo pokój, albo eskalacja konfliktu, w który zaangażuje się również Ameryka: „Albo jest pokój, albo jest wojna i będzie miał ją również z Ameryką”. Podkreślił również znaczące zaangażowanie Donalda Trumpa, który „dużo energii, dużo zabiegów dyplomatycznych włożył w to, żeby tę sprawę zamknąć". Odnosząc się do możliwości rozejmu, Buda zaznaczył, że choć takie porozumienia nie można rozpatrywać w kategoriach "biały lub czarny”, ich największą wartością jest to, że „przestaną ginąć ludzie’.
Jednocześnie wyraził poważne obawy co do obecnego stanu Ukrainy, twierdząc, że „Ukraina jest dzisiaj wycieńczona. Ukraina dzisiaj nie ma ludzi, nie ma sprzętu. Gospodarka jest w fatalnej kondycji, mnóstwo ludzi pouciekał", co widoczne jest również na ulicach Polski, gdzie przebywają Ukraińcy niechętni służbie wojskowej. Podkreślił, że ostateczne decyzje dotyczące konfliktu powinny należeć do Ukraińców.
Liberadzki: rozejm tak, pokój nie
Profesor Bogusław Liberadzki, były poseł i europoseł SLD, podchodził do perspektywy pokoju z większym sceptycyzmem, określając swoje podejście jako "realistycznie”. Wyraził nadzieję, że prezydent amerykański w końcu "powie, skończyły się żarty", uznając, że był "zwodzony przez prezydenta Rosji". Liberadzki podkreślił, że "imperializm trzeba zatrzymać we wczesnej fazie. W przeciwnym razie ten imperializm się rozleje”.
Wyraził jednocześnie ubolewanie z powodu nieobecności prezydenta Ukrainy Wołodymyra Zełenskiego na szczycie, nawiązując do historycznego precedensu Jałty, gdzie decydowano o Polsce bez udziału Polaków: „Źle się czułem z tym zawsze, kiedy było o Polsce bez Polski”. Liberadzki przewiduje, że wynikiem spotkania będzie raczej „zamrożenie wojny”, niż jej pełne zakończenie.
Zapytany o scenariusz, w którym Rosja mogłaby zachować część zajętych terenów, ale w zamian Ukraina zostałaby przyjęta do NATO uznał, że byłaby to "największa przegrana Rosji”, ponieważ przesunięcie się granic NATO na Wschód stanowiłoby śmiertelne zagrożenie dla celów Putina. Według Liberadzkiego, powinniśmy dążyć do członkostwa Ukrainy w NATO po zakończeniu wojny, ponieważ poszerzyłoby to zachodni krąg cywilizacyjny i stworzyło "granicę nie do przekroczenia" dla Putina. Zakwestionował tezę o "wykrwawieniu" Ukrainy, wskazując, że jej trudności wynikają głównie z "zatrzymanej pomocy amerykańskiej”.

Polecany artykuł: