Zabłocki nie jest fikcyjnym bohaterem powiedzenia. Istniał naprawdę, na imię miał Cyprian i był szlachcicem (z dworem pod Sochaczewem) żyjącym na przełomie XVIII i XIX w. Już za swego życia słynął z biznesów, które nie przynosiły mu wielkiego zysku.
ZOBACZ TEŻ: Polska rajem dla krętaczy? Wszystko o szarej strefie
Do historii przeszedł jednak po tym, jak postanowił, że będzie handlował mydłem. Zamierzał je produkować na swoich ziemiach, Wisłą przewozić do Gdańska, skąd wyrób miał trafiać za granicę. Zabłocki postanowił jednak przyoszczędzić.
Złośliwy los
Wyprodukowane mydło zapakował w drewniane skrzynie, które powiązał ze sobą, wrzucił do rzeki i podczepił do barki. Kiedy ta przepływała przez granicę zaboru pruskiego, pogranicznicy nie widzieli ładunku, a więc nie nałożyli na Zabłockiego cła.
ZOBACZ TEŻ: 500 zł za bochenek. Tyle kosztuje najdroższy chleb świata
Szlachcic był bardzo zadowolony ze swej przebiegłości, ale mina mu zrzedła, kiedy po wyłowieniu skrzyń w Gdańsku okazało się, że były nieszczelne i mydło rozpuściło się w Wiśle. Tak stracił wszystkie zainwestowane w towar pieniądze.