O mocy obowiązujących przepisów przekonują się właśnie mieszkańcy Jastrzębia-Zdroju. Jak podaje dziennikzachodni.pl, w czerwcu i lipcu w mieście strajkowali bowiem kierowcy autobusów. Pojazdy albo w ogóle nie przyjeżdżały, albo były koszmarnie spóźnione. Trudno się dziwić, bo części kierowców w ogóle nie było w pracy, a ci, którzy jeździli, i tak nie szli na rękę pasażerom, bo w ramach protestu odmawiali sprzedaży biletów! Co mieli zrobić ludzie? Zrezygnowani brali taksówki. Teraz dostają zwrot kosztów za kursy! Międzygminny Związek Komunikacyjny, który odpowiada za komunikację w Jastrzębiu-Zdroju, nałożył na przewoźnika karę w wysokości 140 tys. zł. Do tego dochodzą zwroty kosztów przejazdu dla podróżnych, którzy jechali taksówką do pracy czy szkoły. Pieniądze przyznano już dziesięciu pasażerom, którzy złożyli reklamację na piśmie. W toku jest też kilka innych spraw, które najpewniej także zostaną rozpatrzone na korzyść pasażerów. Ta sytuacja nie jest jednak jednorazowa akcją. Okazuje się, że prawo do zwrotu pieniędzy za taksówkę w razie paraliżu komunikacji, mamy wszyscy!
ZOBACZ TEŻ: Zniszczenia po burzy. Co robić, żeby ubezpieczyciel nie odmówił wypłaty odszkodowania
Kwestię tę reguluje art. 62 ustawy Prawo przewozowe. Jak tłumaczy nam Ministerstwo Infrastruktury i Budownictwa, zapis ten dotyczy wszystkich rodzajów transportu oprócz morskiego, lotniczego i konnego. Usługa przewozowa musi być przy tym odpłatna i świadczona przez uprawnionego przewoźnika. A więc wszystko jedno, czy podróżujemy pociągiem, autobusem, tramwajem czy metrem. Jeśli operator kursu nawali, możemy starać się o zwrot pieniędzy za taksówkę. „Przewoźnik odpowiada za szkodę, jaką poniósł podróżny wskutek opóźnionego przyjazdu lub odwołania regularnie kursującego środka transportu. Pasażer może żądać więc rekompensaty za opóźnienie lub odwołanie regularnie kursującego środka transportu” - czytamy w komunikacie Ministerstwa Infrastruktury. Co ważne, ocena odpowiedzialności przewoźnika jest tu dokonywana na podstawie wspomnianego wcześniej Prawa przewozowego oraz Kodeksu cywilnego. Oba akty prawne obowiązują wszystkich wspomnianych wcześniej przewoźników, nawet jeśli nie mają oni punktu o zwrocie kosztów za taksówkę w swoim regulaminie. Brakiem takiej procedury wewnętrznej nie mogą się więc zasłaniać!
Co ciekawe, do 2008 r. w ustawie obowiązywał zapis, że pasażer może żądać rekompensaty, jeśli „szkoda wynikła z winy umyślnej lub rażącego niedbalstwa przewoźnika”. Ten fragment utracił jednak moc na podstawie wyroku Trybunału Konstytucyjnego, a więc o odszkodowanie możemy się starać właściwie zawsze, a ocena winy operatora kursu będzie dokonana na podstawie Kodeksu cywilnego. Co należy zrobić, aby starać się o rekompensatę? „Podróżny (...) musi udowodnić zaistnienie zdarzenia objętego przepisem, szkody (także jej wysokość) oraz związku przyczynowego między tym zdarzeniem a szkodą” - tłumaczy dość zawile ministerstwo. W uproszczeniu chodzi o to, że w pisemnej reklamacji skierowanej do przewoźnika musimy zawrzeć dokładny opis zdarzenia (np. pojazd jakiej linii i na który przystanek nie przyjechał, opisać, ile na niego czekaliśmy), jakie konsekwencje z tego powodu dla nas wynikły lub wyniknąć mogły (spóźnienie do pracy, szkoły czy na ważne spotkanie) oraz wykazać, że nie było innego rozwiązania niż wzięcie taksówki (bo np. z danego przystanku nie odjeżdża żaden inny pojazd komunikacji, dzięki któremu moglibyśmy uniknąć kursu autem).
ZOBACZ TEŻ: Lecisz na wakacje? Możesz paść ofiarą overbookingu. Co to takiego?
Przed złożeniem reklamacji warto dowiedzieć się u danego przewoźnika, czy w jego regulaminie w ogóle istnieje zapis o przyznawaniu rekompensaty i zapytać, jakie dokumenty (oprócz pisemnej reklamacji) musimy złożyć, aby się o nią starać. Jeśli takiego punktu w regulaminie nie ma, pismo składamy na podstawie wspomnianych wyżej aktów prawnych, a do tego dołączamy „potwierdzenie poniesienia straty finansowej (oryginał rachunku za przejazd taksówką, zawierający imię i nazwisko pasażera, cenę za usługę, datę i godzinę wyjazdu, trasę przejazdu ,,od – do”) i kserokopię biletu (potwierdzenie umowy zawartej z przewoźnikiem)” - jak doradza gazetaprawna.pl. Pamiętajmy też, że złożenie reklamacji nie oznacza jej uznania „z automatu”. Przewoźnik może nam udowodnić, że jego pojazd nie przyjechał z niezależnych od niego przyczyn, np. warunków pogodowych czy wypadku. Jeśli nie przyjmiemy takiego tłumaczenia, pozostaje nam już właściwie tylko droga sądowa... Jak widać, aby otrzymać zwrot poniesionych kosztów, trzeba się mocno postarać, ale i tak warto walczyć o przestrzeganie przysługującego nam prawa.
Źródła: dziennikzachodni.pl, gazetaprawna.pl