Rafał Brzoska

i

Autor: Łukasz Gągulski/SE Rafał Brzoska

Szef InPost i jeden z najbogatszych Polaków wyznaje: Pieniądze to efekt uboczny pasji przedsiębiorców

2021-10-02 6:30

Rafał Brzoska, prezesem i współwłaścicielem InPost oraz jeden z najbogatszych Polaków w rozmowie z "Super Expressem" wyznaje, że pieniądze nie są dla niego najważniejsze w prowadzeniu biznesu. "Dlaczego Robert Lewandowski tak dobrze gra? Dlaczego pobija kolejne rekordy, których nikt wcześniej nie zdobył? Nie dla pieniędzy. Dlatego, żeby zapisać swoje nazwisko złotymi literami w historii sportu. W biznesie jest bardzo podobnie. Kiedy patrzy się na przedsiębiorców z krwi i kości, to wielu w przypadkach robią to dlatego, że mają pasję. Pieniądze są efektem ubocznym robienia rzeczy z pasją" - mówi Rafał Brzoska.

"Super Express": - Jest pan jednym z najbogatszych ludzi w Polsce. I zacząłbym właśnie od tych pieniędzy. Pana majątek jest wyceniany na 5 mld zł. Zastanawiam się, jakie marzenia ma człowiek, który ma takie pieniądze.

Rafał Brzoska: - Panie redaktorze, ja nie mam tych pieniędzy. To są wirtualne wyceny, odnoszące się do wyceny giełdowej spółki. Nie przywiązuję do tego żadnej uwagi. Skupiam się w stu procentach na rozwoju biznesu i dostarczaniu najwyższej, możliwej jakości dla prawie 15,5 mln Polaków, którzy korzystają z naszych usług. Za chwilę, mam nadzieję, że to grono poszerzy się o kolejnych kilkadziesiąt milionów klientów w Wielkiej Brytanii, Hiszpanii, Francji i we Włoszech.

- Nawet jeśli to wirtualne pieniądze, to część z nich prawdopodobnie można zamienić na rzeczywistą gotówkę. Jaką siłę trzeba w sobie mieć i co kieruje człowiekiem, że mu się chce, ma plany i ambicje, żeby rozwijać biznes mając już taki majątek?

- Wydaje mi się, że kluczem jest zrozumienie, co przedsiębiorców pcha do założenia firmy. Nieważne jak duży jest to biznes. Mnie osobiście motywuje tworzenie zupełnie nowych rozwiązań. Podnoszenie poprzeczki. Fascynuje mnie to, że my tworzymy rozwiązania, które inni chcą kopiować.

- Czyli ściganie się z innymi?

Tak. To jest satysfakcja podobna do sportu. Dlaczego Robert Lewandowski tak dobrze gra? Dlaczego pobija kolejne rekordy, których nikt wcześniej nie zdobył? Nie dla pieniędzy. Dlatego, żeby zapisać swoje nazwisko złotymi literami w historii sportu. W biznesie jest bardzo podobnie. Kiedy patrzy się na przedsiębiorców z krwi i kości, to wielu w przypadkach robią to dlatego, że mają pasję. Pieniądze są efektem ubocznym robienia rzeczy z pasją.

- Powstał pan jak mityczny feniks z popiołów. Był moment, że InPost padł. Trzeba było zwolnić, praktycznie z dnia na dzień, niemal wszystkich ludzi i rozpocząć biznes od nowa. Nie byliście państwo małą firemką. Nagle "cyk" i firmy nie ma. Jaką motywację trzeba mieć żeby się podnieść?

- Znowu dotykamy warstwy emocjonalnej. Jestem skorpionem. Skorpion nigdy się nie poddaje. To taka osobowość, że trudno go zabić. Jeżeli nadepnie mu się na ogon, to potrafi mocno ukłuć. Tutaj dochodzimy do sedna. W sytuacji, w której zdajemy sobie sprawę, że przegrywamy jakąś bitwę... Nie dlatego, że popełniamy błąd, ale dlatego, że przeciwnik ustalił warunki gry, tak żeby nie było można wygrać...

- Rozumiem, że przeciwnikiem jest państwo?

- Powiedziałbym, że otoczenie rynkowe, bo to jest bardzo złożone. Ale trudno nie wspomnieć o tym, że problemy InPost zaczęły się od tego, że nie podpisano z nami umów na świadczenie usług, które wygraliśmy w transparentnych przetargach. Mówimy o przesyłkach sądowych, o dumpingu cenowym, który miał miejsce ze strony innych operatorów pocztowych. W takiej sytuacji, wyciąga się wnioski i przenosi się pole konkurencji, tam gdzie warunki nie są zakłócone przez mechanizmy sztuczne, regulacyjne, państwowe czy grę dumpingową. Wtedy to my ustalamy reguły gry. Albo ktoś na tym polu się odnajduje, albo szuka innego pola gry. My znaleźliśmy właśnie inne pole, w stu procentach oparty o transparentny biznes związany z dostarczaniem przesyłek e-commerce, w oparciu o nasze autorskie i nikomu nie ukradzione rozwiązanie, czyli Paczkomaty. Zajęło nam to 10 lat i dzisiaj widać efekty tej pracy, ale powtarzam raz jeszcze: do sukcesu nam jest bardzo daleko. Mam ogromną pokorę, uważam, że ciągle ponosimy wiele porażek i trzeba zakasywać każdego dnia rękawy, żeby znowu nie przegrać.

- Wy też nie prowadziliście miękkiej gry, prawda? Balansowaliście, mówiąc delikatnie, na granicy prawa. Przypomnę te słynne blaszki... Nie chcę używać mocnego określenia, ale to było "robienie państwa w 5 groszy".

- Tu się nie zgodzę. To państwo ustaliło nieżyciowe regulacje. Panie redaktorze, jeżeli pan ustawia w taki sposób literę prawa, w której tylko jeden podmiot może fizycznie wykonać daną usługę, to dzisiaj mówi się, że to jest ustawiony przetarg. I tak było z literą polskiego prawa w latach 2005-2012. Do czasu pełnej liberalizacji rynku pocztowego, de facto wymuszonej przez Unię Europejską. My działaliśmy w takim obszarze, w jakim prawo pozwalało nam działać. Co więcej, kilka wyroków zapadło w tej materii. Blaszka była legalna. Nie pozwolę mówić, że to było obchodzenie prawa.

- Do dzisiaj ma pan opinię krwiożerczego kapitalisty, który bezwzględnie wykorzystywał ludzi, płacąc im najniższe możliwe pieniądze na śmieciowych umowach, a kiedy przestali być potrzebni to pan ich z dnia na dzień zwolnił.

- Wszyscy, którzy tak mówili, musieli za to przeprosić. Była to oczywista nieprawda. Faktem jest, że w trakcie twardej restrukturyzacji, jako zarząd mieliśmy dwa wybory. Zrobimy bankructwo całej firmy i sześć tys. osób traci pracę. Albo robimy wszystko, żeby uratować firmę, przez taką samą restrukturyzację, jaką wiele firm musiało podjąć, chociażby w trakcie pandemii koronawirusa. Działaliśmy w wymuszonych, niekontrolowanych przez nas warunkach. Wielokrotnie przepraszałem, że ponad tysiąc pracowników niestety straciło pracę. Co więcej, jako jedyny przedsiębiorca w 30-letniej historii Polski, prywatnie wynagrodziłem to tym pracownikom, a także skarbowi państwa, chociażby spłacając Fundusz Gwarantowanych Świadczeń Pracowniczych, ZUS, albo urząd skarbowy, mimo, że nie musiałem tego robić. Płaciłem składki, od każdej umowy, którą pracownicy mieli zawartą z nami, więc nie musiałem tego zwracać. Uważam, że nazwisko i twarz ma się tylko jedne. Ani państwo, ani ci pracownicy nie musieli ponosić konsekwencji związanych z naszą restrukturyzacją. Taką mam zasadę i tego się trzymam. Jestem dumny, że wziąłem prywatny kredyt na 15 mln. zł, żeby te wszystkie stare długi uregulować. Nie mam sobie dziś nic do zarzucenia w tej materii. Niech pierwszy rzuci kamień, kto sam jest bez winy.

- Ile macie paczkomatów w Polsce?

- Ponad 14 tys. Do końca roku mam nadzieję, że będzie 16 tys. Celujemy w 26 tys. w ciągu najbliższych kilku lat.

- Nie boicie się rosnącej konkurencji, która dostrzegła ten atrakcyjny segment rynku?

- Każdy sukces przyciąga naśladowców. Ja osobiście jestem z tego dumny, że nasza usługa wyznaczyła nowy standard. Elon Musk, kiedy pokazywał swoją pierwszą Teslę i mówił, że to zmieni cały rynek, był wyśmiewany. Czy on dzisiaj się obraża na BMW czy Mercedesa, że robią hybrydy albo samochody elektryczne? Oczywiście, że nie. Rynek jest na tyle duży, że każdy może znaleźć na nim swoje miejsce. Trzeba trzymać się twardych cyfr i faktów. W pierwszej połowie tego roku rozstawiliśmy 50 razy więcej skrytek paczkomatowych, niż wszyscy konkurenci razem wzięci. Jesteśmy przekonani, że jest miejsce dla innych graczy. Życzę im wszystkiego dobrego na tym rynku, ale przypominam, że postawienie maszyny to jest 15 proc. sukcesu. Reszta to budowa całego ekosystemu. Podnosimy poprzeczkę tak wysoko, że bardzo chętnie zobaczymy jak nasi konkurenci sobie z nią poradzą. Myślimy dalej o kolejnych innowacjach.

- Rozwijacie się w Wielkiej Brytanii, Francji, Hiszpanii i we Włoszech. Jak wygląda ta ekspansja?

- W Wielkiej Brytanii mam nadzieję, że zakończymy rok z trzema tysiącami maszyn. W Manchesterze, Birmingham i Londynie mamy więcej paczkomatów niż Royal Mail ma swoich placówek pocztowych. To pokazuje z jaką determinacją budujemy swoją pozycję. Przecieramy rynek. Czeka nas zmiana mentalna Brytyjczyków, ale przypomnę, że gdy pierwszy paczkomat stawał w Polsce, sto procent paczek było dostarczanych do domu. A jednak udało nam się przekonać ponad 15 mln. klientów, żeby paczkomat był ich pierwszym wyborem. Wiele osób zmienia sklep, jeżeli ten nie oferuje dostawy do paczkomatu. W Wielkiej Brytanii koszmarem są zwroty towaru. Zwrócenie przesyłki to półgodzinne stanie przed urzędem pocztowym Royal Mail. My kompletnie zmieniliśmy to doświadczenie. Zaoferowaliśmy zwroty bez etykiety, które w paczkomacie można zostawić przez całą dobę, 7 dni w tygodniu i w ciągu 10 sekund. Każdy z tych rynków jest inny. Nie mówimy, że osiągniemy pozycję taką jak w Polsce za rok czy dwa. Może nigdy nie osiągniemy. Wielka Brytania to rynek 10 razy większy niż Polska. Gdybym miał w Wielkiej Brytanii 14 tys. paczkomatów to i tak obsługiwałbym 7 proc. obecnego rynku. Największa prywatna, polska inwestycja została dokonana przez InPost we Francji. Przejęliśmy największego prywatnego operatora, Mondial Relay. Tam też będziemy transformować ten biznes, żeby przyzwyczaić Francuzów do zmiany z odbioru przesyłek w sklepie, na rzecz odbioru w paczkomacie. Mam nadzieję, że wszyscy Polacy będą patriotycznie trzymać za nas kciuki.

Rozmawiał Hubert Biskupski

EKG 2021. Polski miliarder Rafał Brzoska: pieniądze nie są najważniejsze

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki

Najnowsze