Jak wynika z danych ZBP tylko w okresie lipiec – wrzesień 2019 roku w bankach odnotowano aż 1231 prób wyłudzeń kredytów o łącznej wartości 66,6 mln złotych. Oznacza to, że statystycznie każdego dnia aż 13 osób może potencjalnie wpaść w kłopoty finansowe nie z własnej winy. W rzeczywistości ta liczba jest jeszcze większa, bo z problemem wyłudzeń mierzą się nie tylko banki, ale również firmy pożyczkowe. W tym drugim przypadku skala zjawiska znacznie różni się w zależności od kanału sprzedaży. Z szacunków Fundacji Rozwoju Rynku Finansowego wynika, że w przypadku tradycyjnych form zawierania umowy o pożyczkę (np. osobiście w placówce lub za pośrednictwem doradcy) próby wyłudzeń mogą stanowić jedynie około 0,2 proc. wszystkich zapytań, ale w kanale online liczba ta jest kilkukrotnie wyższa.
ZOBACZ TEŻ: Sprzedawcy nie będą mogli wystawiać paragonów? Resort finansów chce wprowadzić limity
Gros odnotowanych incydentów to efekt działania zorganizowanych grup przestępczych, które to posługują się coraz to bardziej wyrafinowanymi metodami pozyskania danych, a sprzyja im w tym rozwój internetu. W sieci dokonujemy zakupów, płacimy rachunki, załatwiamy wiele spraw urzędowych, wysyłamy CV czy uzupełniamy formularze kontaktowe. W ramach tych wielu, z pozoru błahych i rutynowych czynności, udostępniamy osobom trzecim szeroki zakres danych, tracąc kontrolę, kto
i w jaki sposób wykorzysta te informacje.
Jak chronić dane w sieci?
Przede wszystkim kierujmy się zasadą ograniczonego zaufania. Zmniejszmy zakres danych jakie udostępniamy w mediach społecznościowych. Regularnie zmieniajmy hasła do skrzynki mailowej czy e-bankowości i zatroszczmy się, aby stosowane przez nas hasła były inne dla każdego z serwisów. Zapisując się do newsletterów, zakładając konta na platformach zakupowych czy uzupełniając formularze kontaktowe, sprawdźmy w polityce prywatności, kto będzie właścicielem naszych danych, a co najważniejsze starajmy się ograniczyć do niezbędnego minimum zakres przekazywanych informacji, szczególnie pilnując numeru PESEL.
Czasami PESEL trzeba podać, np. wykupując leki
Zdarzają się jednak sytuacje, w których musimy podać osobie trzeciej nasz numer PESEL. Przykładem jest realizacja od niedawna obowiązującej e-recepty. Od 8 stycznia 2020 r., aby wykupić leki, należy farmaceucie podać 4-cyfrowy kod oraz nasz numer PESEL. Wiele osób obawia się zatem, że ktoś usłyszy dyktowany przez nich PESEL w aptece, a następnie wykorzysta go przy zaciąganiu pożyczki.
"Z reguły sam numer PESEL nie wystarczy do zaciągnięcia zobowiązania. Banki i instytucje pożyczkowe mają na uwadze problem oszustw kredytowych, dlatego wymagają szerszego zakresu informacji od osoby wnioskującej o kredyt lub pożyczkę. Niemniej pozyskanie pozostałych danych może być dość proste, wiele z nich znajduje się w m.in. serwisach społecznościowych czy ogólnodostępnych rejestrach, np. przedsiębiorców. Dlatego dla większego bezpieczeństwa, zachowajmy ostrożność przy podawaniu naszego numeru PESEL. Dobrą praktyką może być przekazanie go farmaceucie na karteczce. Jeszcze większą ochronę uzyskamy, korzystając z zastrzeżeń kredytowych – na rynku dostępnych jest kilka rozwiązań, a niektóre z nich są bezpłatne" – radzi Agnieszka Wachnicka, prezes Fundacji Rozwoju Rynku Finansowego.
Jak działają zastrzeżenia kredytowe?
Jeśli chcemy mieć pewność, że nikt nie zawrze umowy o pożyczkę lub kredyt bez naszej wiedzy, warto rozważyć skorzystanie z dostępnych na rynku systemów zastrzeżeń kredytowych. Alerty BIK, system Bezpieczny PESEL lub Chroń PESEL to tylko przykładowe formy zabezpieczenia się przed niechcianym zobowiązaniem finansowym. Mechanizm działania każdego z systemów jest inny – niektóre z nich polegają na każdorazowym wysyłaniu powiadomienia sms lub e-mail, gdy dochodzi do próby uzyskania kredytu lub pożyczki na nasze dane. Inne natomiast polegają na blokadzie numeru PESEL w bazie firm współpracujących z systemem. Oznacza to, że jeśli ktoś będzie chciał zawrzeć umowę w naszym imieniu, wówczas danej instytucji automatycznie pojawi się powiadomienie, że prawdopodobnie jest to próba oszustwa.
Ksero dokumentów jest zakazane
Aby dane z naszych dokumentów nie dostały się w niepowołane ręce, pamiętajmy również o zakazie ich kopiowania. Dotychczas często proszono nas o ksero dowodu, np. przy wypożyczaniu sprzętu sportowego lub meldując się w hotelu. Od lipca 2019 r. taka praktyka jest jednak surowo zabroniona. Obecnie tylko banki i towarzystwa ubezpieczeniowe mogą w uzasadnionych przypadkach wykonać kopię naszych dokumentów, a pozostałe firmy mogą poprosić jedynie o wgląd do dokumentu. Co więcej, zakaz dotyczy nie tylko dowodów osobistych, ale również prawa jazdy, paszportu czy legitymacji studenckiej.
Najpierw bank, potem policja
A co zrobić w sytuacji, gdy skradziono nam lub zgubiliśmy dokumenty? W pierwszej kolejności powinniśmy zastrzec je w banku, dopiero potem udać się na policję. „Wiele osób w momencie, gdy orientuje się, że stracili dokumenty błędnie kieruje swoje pierwsze kroki na policję. Tymczasem kluczowe pozostaje powiadomienie o tym fakcie banku, gdyż liczy się każda chwila, aby wyprzedzić działanie oszusta. Zastrzec dokumenty możemy na wiele sposobów – osobiście w placówkach banku, telefonicznie lub poprzez bankowość elektroniczną, jeśli nasz bank udostępnia taką opcję. Wystarczy, że brak dokumentu zgłosimy w jednym banku, a ten przekaże taką informację do centralnej bazy danych, do której mają dostęp banki, firmy telekomunikacyjne oraz wiele innych instytucji” – radzi Agnieszka Wachnicka z FRRF. Zastrzec dokumenty należy zarówno w przypadku ich kradzieży, jak również zgubienia. W pierwszej sytuacji powinniśmy zgłosić ten fakt także policji.
SPRAWDŹ TAKŻE: Oszustwo na RODO. Urząd ostrzega przed utratą pieniędzy