Uber

i

Autor: Shutterstock

Uberyzacja pracy. Jak odnaleźć się na rynku bez szefa i etatu?

2017-06-11 14:00

Uberyzacja pracy czy uberyzacja gospodarki to tematy, które coraz częściej są poruszane w kontekście rynku pracy. Co kryje się za tymi hasłami? Czy zmiany, które ze sobą niosą, są korzystne dla pracownika? Podpowiadamy, jak radzić sobie na niepewnym rynku pracy.

San Francisco – miasto, które słynie z chińskiej dzielnicy Chinatown, więzienia Alcatraz czy Golden Gate, stało się także kolebką wielkich, międzynarodowych korporacji. To tutaj powstały serwisy kojarzące prywatne osoby z kierowcami lub gospodarzami – Uber i Airbnb. Dzięki aplikacjom, które należą do tych spółek można, zaoszczędzić na przejeździe taksówką bądź znaleźć tani nocleg. W związku z rosnącą popularnością tzw. ekonomii dzielenia się (ang. „sharing economy), coraz częściej mówi się o uberyzacji. Co kryje się za tą enigmatyczną nazwą?

Już 20 lat temu Clayton Christensen, wykładowca Harvard Business School, ukuł termin „zakłócającej innowacji" (ang. „disruptive innovation"). Naukowiec określił w ten sposób wielkie wynalazki, które odmieniły nasze życie. Przykład „zakłócającej innowacji" może stanowić maszyna parowa, plastik czy komputer. Za każdym razem, kiedy pojawiała się innowacja, następowało wyparcie z rynku „poprzedniczki", np. Wikipedia zastąpiła popularną niegdyś „Encyklopedią Britannicę", której ostatnie papierowe wydanie ukazało się w 2012 roku.

Jedną z takich „zakłócających innowacji" stał się serwis Airbnb. Założony w 2008 r., w krótkim czasie spowodował odwrót części turystów od hoteli i hostelów. Rok później powstał Uber. Polacy mogą korzystać z aplikacji dopiero od 2014 roku, ale w ciągu trzech lat od wejścia Ubera na nasz rynek polskie środowiska taksówkarskie zdążyły zjednoczyć się w walce przeciw zasadom działania korporacji z San Francisco. Skąd tak żywa reakcja na działalność spółki?

ZOBACZ: Zarabiaj na wypożyczaniu narzędzi i wyposażenia domu przez LenBo.pl

Oba wymienione serwisy wpisują się w idee wspomnianej ekonomii dzielenia się. Zgodnie z jej założeniami, osoby prywatne udostępniają posiadane przez siebie dobra lub umiejętności innym ludziom. Niektórzy robią to za darmo tak, jak ma to miejsce w przypadku serwisów dla podróżnych, którzy szukają bezpłatnego noclegu lub towarzystwa (couchsurfing.com, hospitalityclub.org, warmshowers.org). Inni stosują wymianę bezgotówkową. Przykładowo, na wymiennik.pl za niepotrzebnego przedmiotu lub wyświadczenie przysługi członkowi społeczności zbiera się tzw. alterki, które można wymienić na konkretne dobra lub usługi. Niemałym zainteresowaniem cieszą się także serwisy oferujące pomoc sąsiedzką, np. taskrabbit.com). Dużo spustoszenia na rynku, z punktu widzenia ekonomii, wywołują takie spółki, które oferują wybrane usługi poniżej ceny rynkowej.

Uber oraz wymienione wyżej inicjatywy wpisują się w model tzw. ekonomii na żądanie. Oznacza ona szybką realizację zamówienia. W takim trybie działa wiele firm świadczących usługi w internecie czy pośredniczących między zainteresowanymi stronami.

Rynek usług zmienia się bardzo szybko. Biorąc pod uwagę przemiany, jakie zaszły na nim w ciągu ostatnich 10 lat, można wyodrębnić pewne dziedziny, które bezpośrednio odczuwają skutki uberyzacji. „Gospodarka dzielenia się" zaowocowała popularyzacją croudfundingu, mikropożyczek społecznościowych, a także doprowadziła do tego, że poszukiwanie pracy lub pracowników, jak również usługodawców i sprzedawców, odbywa się online. Uberyzacja powoduje też niższe przychody firm działających w obszarze turystyki, transportu, sprzedaży muzyki i filmów. Rosną za to zyski Ubera, Airbnb, cyfrowego muzycznego serwisu streamingowego Spotify czy telewizji Netflix.

PATRZ: 10 najdziwniejszych pomysłów na biznes [GALERIA]

Według szacunków firmy doradczej PwC sprzed paru lat, wartość tradycyjnych sektorów oraz rynków „dzielenia się" powinny zrównać się w 2025 roku. Łączne przychody obu sektorów mogłyby wynieść nawet 335 mld dolarów. Zyski serwisów streamingowych będą rosnąć, jeszcze większą dynamikę zmian będzie można zaobserwować na rynku przewozu osób i zakwaterowania, a największe rekordy padną w segmencie mikropożyczek i croudfundingu – szacowała parę lat temu firma PwC.

Wydawać by się mogło, że uberyzacja pracy niesie ze sobą wartość naddaną dla społeczeństwa. Za wybrane usługi można płacić mniej niż dotychczas. Z kole usługodawcy są w stanie pozwolić sobie na bardziej zróżnicowane godziny pracy i różne formy zatrudnienia. Stają się oni wolnymi strzelcami, którzy sami decydują o tym, gdzie i kiedy będą pracować. Ekonomia dzielenia się umożliwia wreszcie osobom gorzej usytuowanym dorabiania do pensji. Istnieje jednak również druga strona medalu w postaci pogorszenia jakości świadczonych usług, redukcji miejsc pracy, czy niższych płac. Firmy dotknięte uberyzacją szukają bowiem sposobów na minimalizację strat: wymagają więcej, a oferują coraz mniej.

Ekonomiści ostrzegają przed tym, że uberyzacja niesie ze sobą zagrożenie monopolizacji rynku. Najwięcej zyskują na niej duże spółki, które powoli zyskują hegemonię w wybranych branżach. Garstka ludzi zarabia miliony na ekonomii dzielenia się. Należy również wspomnieć o takich kosztach społecznych, jak niepewność zatrudnienia czy przepracowanie i duży stres związany z pracą. Uberyzacja preferuje freelancing i umowy kontraktowe, ale wypiera z rynku etatowe miejsca pracy. Odrębną kwestię stanowią podatki. Państwa, które nie zdążyły dopasować przepisów do warunków dyktowanych przez takie firmy, jak Uber, nie mogą uszczknąć swojego kawałka tortu.

Źródła: pi.gov.pl, forsal.pl, kariera.pl

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki

Najnowsze