Ostatnie opublikowane przez GUS wyniki badań wskazują, że Polacy średnio zarabiają prawie 5 tys. złotych brutto, co oznacza wzrost w stosunku do ubiegłego roku o przeszło 7 proc. Wychodzi więc na to, że przeciętny Kowalski zarabia ok. 3,5 tys. złotych netto.
- Bzdura! Jestem inżynierem, pracuję w branży IT w Warszawie, a żeby tyle zarabiać musiałbym dostawać 500 plus – ironizuje Maciej, który na rękę zarabia 3 tys. złotych miesięcznie.
Jeszcze gorzej na jego tle wypada Anna, pracownik naukowy po studiach doktoranckich. W jej przypadku zarobki to niecałe 2,7 tys. złotych… brutto, czyli na rękę niecałe 2 tys. złotych. Lepiej od Anny zarabia pracująca w sklepie odzieżowym i studiująca zaocznie Dominika. Jej wynagrodzenie miesięczne to 4,2 tys. złotych brutto czyli ok. 3 tys. złotych netto.
- Na podwyżkę nie mam co liczyć, bo i tak jestem już zastępczynią mojej szefowej i musiałabym zająć jej miejsce – tłumaczy swoją sytuację finansową Dominika.
Według danych GUS w Polsce najwięcej osób zatrudnionych jest w przemyśle oraz handlu. Badania Sedlak & Sedlak pokazują, że w usługach w Polsce zarabia się średnio… niecałe 3,5 tys. złotych brutto, a więc o 2 tys. złotych mniej niż według danych GUS. Nawet w przemyśle mediana wynagrodzeń jest niższa niż wykazują dane GUS.
Kto więc zarabia tyle, ile podaje GUS? Raport Sedlak & Sedlak pokazuje, że na pewno nie pracownik szeregowy, nawet nie specjalista, nie brygadzista, a dopiero team leader i koordynator. Patrząc po wykształceniu ani wyższe zawodowe ani wyższe magisterskie nie zagwarantuje nam średniej, którą opublikował GUS. Dopiero osoby z wykształceniem wyższym magisterskim inżynierskim mogą otrzymać wspomniane 5 tys. złotych brutto.
Raport Sedlak & Sedlak wyraźnie też wskazuje regiony, w których zarobki podane przez GUS są realne. To… tylko województwa mazowieckie i dolnośląskie. W innych rejonach Polski zarobki wynoszą od 3,5 tys. złotych brutto (Lubelszczyzna) do 4,5 tys. złotych brutto (Małopolska).