Obecny wzór, na podstawie którego przeprowadzana jest waloryzacja opiera się na wysokości inflacji oraz 20 proc. wzrostu płac. Ponieważ od dwóch lat w Polsce mieliśmy inflację ujemną (deflację), podwyżki rent i emerytur były symboliczne. Aby zrekompensować to rencistom i emerytom, w 2015 i 2016 r. emerytom wypłacano jednorazowe dodatki.
Czytaj również: Coraz więcej Polaków dostaje głodowe emerytury
W planach resortu finansów dotyczących przyszłorocznego budżetu również uwzględniono wydatki związane zarówno ze „zwykłą” waloryzacją (na ten cel ma pójść ok. 1,6 mld zł), jaki i kwotę, która ma pokryć koszty wypłacenia ewentualnych dodatków (ok. 1,7 mld zł).
Równolegle jednak w ministerstwie rodziny, pracy i polityki społecznej oraz w ZUS toczą się prace na opracowaniem nowych zasad waloryzacji. Z nieoficjalnych informacji „DGP” wynika, że najnowszy pomysł mówi o powiązaniu waloryzacji z wysokością PKB. Dzięki temu emerytury i renty mają rosnąć szybciej.
Zobacz także: Esbecka emerytura nie wyższa niż 2,1 tys. zł brutto
Pomysł powiązania podwyżek ze wzrostem PKB rodzi jednak wiele pytań: czy wskaźnik PKB będzie odnosił się tylko do emerytów o najniższych świadczeniach, czy do wszystkich? Czy wskaźnik PKB będzie działał zawsze, czy tylko w latach, w których wystąpi deflacja? Gdyby obowiązywał również w okresach inflacyjnych, i to z przedkryzysowego poziomu, mogłoby dojść do spektakularnych podwyżek świadczeń. W takim przypadku budżet mógłby mieć kłopot z pokryciem tego wydatku. Według wyliczeń resortu rodziny podwyżka rent i emerytur o każdy punkt procentowy to dodatkowy koszt dla państwa na poziomie ponad 2,2 mld zł rocznie.
Ostateczne rozstrzygniecie w sprawie zasad waloryzacji najprawdopodobniej poznamy w sierpniu lub we wrześniu, gdy rząd będzie kończył prace nad budżetem na 2017 r.
Źródło: gazetaprawna.pl, oprac. MK