"Plastikowe g…" – tak niektórzy żołnierze określają otrzymane niedawno kompasy. Wojska Obrony Terytorialnej zamówiły profesjonalny sprzęt do orientacji w terenie, a dostali coś, co po taniości można kupić na chińskich serwisach aukcyjnych. Co ciekawe, wątpliwej jakości towar dostarczył wojskowym… sprzedawca grillów ogrodowych. W lipcu 2019 r. jednostka specjalna Nil z Krakowa ogłasza przetarg na zakup kompasów dla Wojsk Obrony Terytorialnej. Początkowo chodziło o 5 tys. sztuk z opcją powiększenia tej liczby do 7,5 tys. sztuk. W końcu stanęło jednak aż na 12,5 tys. kompasów – pisze Onet.pl.
Przetarg przyciąga do siebie dwie firmy. Pierwsza opcja to działająca od 2007 r. firma handlująca sprzętem wysokościowym i ratowniczym. Oferuje 12,5 tys. dobrych kompasów szwedzkiej firmy Silva. To linia powstała z myślą o użytku wojskowym. Cena? 3,5 mln zł, czyli 250 tys. zł pod budżetem armii. Drugi oferent to działająca od 2015 r. firma Royal-Poland.pl, reklamująca się hasłem "wszystko dla domu i ogrodu". Rzeczywiście, w ofercie znajdziemy trampoliny, grille ogrodowe, taczki czy kompostowniki. Zero kompasów.
Jak podaje Onet, okazuje się też, że zaproponowane wojsku kompasy to produkt o nazwie DC45-6E chińskiej firmy Zhejiang Compass Instrument Co Ltd, która nie posiada nawet własnej strony internetowej. W serwisie Alibaba ten model można dostać za 0,30 do 1,20 USD sztuka przy zakupie ponad 500 sztuk. Zakładając cenę zakupu od 1,20 zł do zawrotnych 4,70 zł za sztukę przedsiębiorca cwaniak zarobił krocie. Zakup sprzętu kosztował go od 15 tys. zł do 58 tys. zł netto, a sprzedając go wojsku za 769 tys. zł na czysto zarobiłby na tym od 566 tys. do 610 tys. zł.
Żandarmeria pod nadzorem krakowskiej prokuratury prowadzi w sprawie kompasów śledztwo z zakresu przestępstw przeciwko mieniu. Chiński sprzęt ma tolerancję plus minus 2 stopni, podczas gdy dla sprzętu wojskowego standardem jest precyzja z odchyleniem co najwyżej 1 stopnia, preferowana jest niższa. Podczas 10-kilometrowego marszu "chiński" odczyt może dać różnicę kilkuset metrów. – Z tak precyzyjnym kompasem można niechcący znaleźć się po drugiej stronie granicy państwa – mówi gen. Waldemar Skrzypczak, był dowódca Wojsk Lądowych i były wiceminister obrony.