Jednym ze wskaźników dostępności mieszkań jest relacja ich cen do zarobków. Najnowsze dane statystyczne wskazują jednak na to, że nasza siła nabywcza na rynku mieszkaniowym powoli się polepsza. Bartosz Turek, analityk Lion's Banku udowadnia to na podstawie danych Głównego Urzędu Statystycznego (GUS) dotyczących zarobków oraz raportu Narodowego Banku Polskiego (NBP), w którym podał ubiegłoroczne średnie transakcyjne ceny mieszkań w 17 miastach.
Okazuje się, że za równowartość przeciętnej pensji można u nas kupić 0,72 m kw. mieszkania używanego i 0,6 m kw. lokalu od dewelopera. Analityk przyznaje, że jest to niski wskaźnik. Równocześnie jednak podkreśla, że już od ośmiu lat systematycznie się on poprawia.
Zobacz także: Bezrobocie w Polsce spadnie nawet do 6 procent. Kiedy?
W 2007 r. u szczytu hossy na rynku mieszkaniowym przeciętna miesięczna pensja wystarczała na zakup jedynie 0,46 m kw. lokalu z drugiej ręki i 0,43 m kw. mieszkania nowego. - Z tego punktu widzenia mieszkania są dziś o połowę tańsze - zauważa analityk Lion's Banku. I wyjaśnia, że ceny mieszkań po kilkuletniej przecenie w największych miastach nie wróciły do przedkryzysowych poziomów. Z kolei wynagrodzenia Polaków zatrudnionych w sektorze przedsiębiorstw wzrosły z przeciętnego poziomu 2643,92 zł brutto miesięcznie w 2006 r. do 3899,78 zł brutto w 2015 r., czyli o 47,5 proc.
Oczywiście poszczególne polskie miasta różnią się pod względem dostępność mieszkań. Z danych GUS i NBP wynika, że w najlepszej sytuacji są mieszkańcy Katowic, którzy za przeciętną pensję mogą kupić 1,1 m kw. używanego mieszkania. W przypadku lokali kupowanych na rynku pierwotnym przeciętna pensja netto wystarcza na zakup 0,77 m kw. mieszkania w tym mieście.
Miastami o najwyżej dostępności mieszkań są także Łódź, Szczecin i Zielona Góra. Na przeciwległym biegunie jest Kraków, gdzie pensję można zamienić na pół metra mieszkania (zarówno używanego, jak i nowego). Niewielkie możliwości zakupowe mają też mieszkańcy Warszawy, Wrocławia czy Poznania.
Źródło: wyborcza.biz