Biała Polska

Zima stulecia 1978/1979, czyli Polska Rzeczpospolita Lodowa

2024-01-28 16:08

Postęp cywilizacyjny oparty na węglu miał to do siebie, że wystarczyło przerwanie jednego ogniwa w łańcuchu gospodarczych i życiowych powiązań, aby państwo runęło. Prosto w śnieżną zaspę.

Spis treści

  1. Zima stulecia? W XX w. było ich pięć
  2. Zaspy za szybami i inne atrakcje
  3. Zima z przytupem, zima z koksownikami
  4. Mała epoka lodowcowa 
  5. Przez zamarznięty Bałtyk do Szwecji
  6. Bzik kryzysowy, czyli Polak sobie poradzi
  7. Ustrój na minusie, czyli Polska czynem społecznym stoi
  8. Na ratunek Polsce Lodowej wojsko z kilofami
  9. Wystarczył mróz, żeby PRL zaczął się rozpadać

W PRL mówiono „nie potrzeba Bundeswehry, kiedy mamy minus cztery”. A częściej było znacznie zimniej. „Minus dziesięć w Rio”? Minus dziesięć w raju! „Minus 10 w Rio, dżuma w Santa Fe, wszystko obok mija, jak wariata sen” – tyle piosenka Lady Pank. Rzeczywistość peerelowskich zim była jeszcze bardziej szalona. Pasuje do niej raczej, jak śpiewał Jacek Kaczmarski, „wiersz idioty odbity na powielaczu”, a to z powodu nieustannie powtarzanej, powielanej systemowo propagandy.

Zima stulecia? W XX w. było ich pięć

Najostrzejszymi zimami w XX wieku były: przedwojenna z okresu 1928/1929, okupacyjna 1939/1940, a także trzy zimy socjalistyczne, 1962/1963, 1978/1979 i 1986/1987. Dawniej życie zimą zamierało i potrafiono przetrwać dzięki zapasom. Potem, wraz z rozwojem przemysłu i uzależnieniem od węgla i elektryczności każde załamanie pogody, silny mróz i opady śniegu wywoływały coraz to większe perturbacje. Od mrozu pękały szyny i kaloryfery, ludzie nie mogli dojechać do pracy, nie było ciepłej wody, a nawet jeśli nie zawodziła elektryczność, władze (w PRL) wprowadzały zasadę jednej żarówki na rodzinę. Ponieważ przy tej jednej żarówce trudno byłoby odrabiać lekcje, a dotarcie do szkół, zwłaszcza na wsiach, stało się równie trudne jak przed wojną, wprowadzano przerwy w szkole.

Zaspy za szybami i inne atrakcje

W czasie zwykłej zimowej przerwy szkolnej w 1978 roku, mimo apeli władz, zorganizowane wyjazdy bardzo często odbywały się mimo docierania na miejsce trwającego o wiele więcej czasu, zziębniętych dzieciaków buchających parą, w rozkraczających się co chwila autobusach oraz hoteli i ośrodków wczasowych, których partery, a nawet pierwsze piętra miały „zaciemnienie” spowodowane wysoko sięgającymi zaspami. Podczas ferii zimowych, np. w Gierłoży czy Olecku, organizowano kuligi. Jednak bez tradycyjnych ognisk, ponieważ wysiadka z sań mogła być tragiczna w skutkach. Najlżejsi zapadali się w mazurskich zaspach po czubek głowy albo głębiej. Dla dzieci było to zresztą dodatkową atrakcją, bo wiadomo: im więcej się dzieje, tym, co by się nie działo, jest weselej.

Zima z przytupem, zima z koksownikami

Ci, których rodzice wystali w obuwniczych tzw. „Relaxy”, czyli buty na gumowej podeszwie ze skaju imitującego skórę na ocieplonej podszewce wydawali się zabezpieczeni przed odmrożeniem stóp. Choć w  rzeczywistości Relaxy zaprojektowano na tzw „ciapę”, to jest roztopy. W ujemnych temperaturach grube podeszwy nie przemarzały i doskonale izolowały. Była to więc zima stulecia z prawdziwym przytupem na przystankach i w kolejkach, gdzie ludzie przytupywali dla rozgrzania stóp. Wybawieniem była również powszechna moda na kożuchy. Zarówno te polskie, jak i bułgarskie i tureckie. Wszystkie można było kupić na bazarze. Gorzej mieli się ci, którzy stawiali na równie modne ortaliony. Przy srogiej zimie ortalion sztywniał i ziębił, zamiast izolować. Wybawieniem były koksowniki, które przy każdej zimie stulecia wracały uparcie do miast na skrzyżowania i przystanki. 

Mała epoka lodowcowa 

Mała epoka lodowcowa ww. XVII i XVIII była okresem, w którym średnie temperatury na półkuli północnej spadły o 1 stopień Celsjusza. Był to ostatni z wielu chłodnych okresów holocenu (trwającej współcześnie epoki geologicznej) i zarazem jeden z najchłodniejszych z nich. Późniejszym zimom stulecia daleko było do królestwa lodu, jakie panowało na terytorium Polski i Litwy w latach pomiędzy 1621 a 1640 rokiem. Najzimniejszy okres przypadł na wiek XVIII, zwłaszcza dekadę pomiędzy latami 1741 a 1750. Mieszkańcy Litwy i Korony między listopadem a marcem byli uziemieni w swoich siedzibach, a zima, podczas której mrozy nie zmniejszały się, zaczynała się w listopadzie i nie odpuszczała do kwietnia. Przemieszczano się na saniach, ale konie nie mogły ciągnąć ich przez zaspy sięgające po grzywę. Powszechnym widokiem były wtedy chętnie malowane przez artystów "wąwozy w śniegu", będące osobnym tematem malarstwa krajobrazowego. 

Przez zamarznięty Bałtyk do Szwecji

Polską zimową legendą stała się opowieść o tym, że w okresie wspomnianej małej epoki lodowcowej do Szwecji jeździło się z Polski saniami, posilając się po drodze w karczmie postawionej pośrodku zamarzniętego morza. Faktycznie, na zamarzniętym Bałtyku wzniesiono sezonową karczmę, ale niedaleko brzegu, bo po kilku kilometrach lodu zaczynała się woda. Trasa „szybkiego ruchu” sań wiodła wzdłuż wybrzeża. Po lodzie docierało się do kolejnych nadmorskich miejscowości szybciej niż lądem, ponieważ drogi nie blokowały zaspy.

Natomiast opowieści mieszkańców PRL o wąwozach śnieżnych, którymi podróżowało się z miasta do miasta, są prawdziwe. Co więcej, w nich również nie dało się ani przez chwilę jechać równolegle i żeby się wyminąć trzeba było korzystać ze specjalnie przygotowanych mijanek, czyli zatoczek. Przynajmniej do czasu, gdy na front odśnieżania rzucono cały ciężki sprzęt oraz wojsko z powszechnego poboru. 

Bzik kryzysowy, czyli Polak sobie poradzi

Zaspy po obu stronach szos były tak wysokie, że z poziomu samochodu osobowego było widać tylko wierzchołki przydrożnych drzew. Zanim po gwałtownym ataku zimy w Sylwestra 1978/79 powstały wąwozy, transport publiczny oraz dostawczy zupełnie zamarł. Natychmiast wykupiono ze sklepów zapasy mąki, cukru, kaszy, octu i denaturatu, to jest wszystkiego, co mogło się przydać w chwili kryzysu. Po bziku kryzysowym ludu „Polski Lodowej” sklepy zaświeciły kompletnymi pustkami, wobec czego zostały zamknięte. Gierek postawił na spryt i zapobiegliwość rodaków, licząc na to, że jakoś sobie poradzą, nie zwątpiwszy po (oblodzonej) drodze w najlepszy ustrój na świecie. Przywoływano wtedy w kronikach ujęcie mieszkańca Warszawy przemierzającego Śródmieście na nartach biegowych.

Ustrój na minusie, czyli Polska czynem społecznym stoi

Socjalizm zawalił. W ramach godzin pracy oraz po pracy ludzie w czynie społecznym odśnieżali.  Lata 70., podobnie zresztą jak okres poprzedniej „zimy stulecia” w 1962 roku, był to czas, kiedy całe życie kraju i funkcjonowanie gospodarki, było uzależnione od przemysłu opartego na tradycyjnym paleniu w kotłach węglowych. A ten stawał, ilekroć nie dowieziono „czarnego złota”. Transport wysiadł jako pierwszy. Zamarzały i pękały szyny, w szczerym polu stały transporty węgla, a kiedy zbiorowym wysiłkiem uwalniano szyny od lodu, węgiel docierał do celu w stanie, który nie nadawał się do rozładunku: zmieniony w skałę i przymarznięty do wagonów.

Na ratunek Polsce Lodowej wojsko z kilofami

Na pole bitwy z transportowym zlodowaceniem rzucono w PRL wojsko. Generałowie nadzorowali rozbijanie węgla za pomocą kilofów. Na rampach przeładunkowych od świtu do nocy rozbrzmiewał stukot żelastwa o twardą skałę, w jaką zmienił się zlodowaciały miał. Zupy, które dostawali szeregowi dla wzmocnienia siły kilofów i oskardów, zamarzały po zaczerpnięciu kilku łyżek, co uwieczniła Polska Kronika Filmowa specjalizująca się w zaskakujących ujęciach. Fatalnie dla rządzących „Polską Lodową” w 1979 roku wypadła wizyta na Ursynowie, warszawskim osiedlu – molochu, będącym dumą ekipy Gierka. Ponieważ od mrozu popękały rury, ludzie w blokach, gdzie ogrzewanie padło już w sylwestra, siedzieli okutani pościelą i kocami. Już 2 stycznia 1979 roku temperatura w mieszkaniach na osiedlu Ursynów spadła do 2 stopni poniżej zera.

Wystarczył mróz, żeby PRL zaczął się rozpadać

Biuro Polityczne KC szalało z niepokoju. Gierek był podłamany, ponieważ rok 1978, który tak fatalnie się skończył, był jego zdaniem rokiem, który nawet nieprzekonanych do socjalizmu zaskoczył sukcesami ustroju. Budowano przecież coraz więcej mieszkań, w sklepach pojawiły się towary pochodzące z Zachodu, jezdnie pokraśniały od „Maluchów”, a pierwszy (i jedyny jak dotąd) Polak poleciał w kosmos i szczęśliwie powrócił do socjalistycznej ojczyzny. Zimą 1979 roku propaganda sukcesu osiągała szczyty absurdu. Chwalono się każdym zwycięstwem nad lodem i mrozem, wzywano „do czynu na niwie walki z żywiołami”. I co? I nic. A nawet gorzej, bo ludzie zaczęli się naśmiewać, mówiąc „nie potrzeba Bundeswehry, kiedy mamy minus cztery". Wystarczał taki zaledwie mróz, żeby socjalistyczne państwo opalane węglem padło jak długie. Niechybnie, zima stulecia przyspieszyła lato 1980, oddając Polakom chłodną, ale jednak przysługę.

QUIZ PRL. Zima w czasach PRL. Pamiętasz Relaksy, Żbiki i zimę stulecia?

Pytanie 1 z 10
1.Buty Relaks były ocieplone:
Zima w PRL
Pieniądze to nie wszystko Kamil Sobolewski

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki

Najnowsze