emeryci, emerytka, rencista, renciści, emerytura

i

Autor: Sebastian Wolny

Znachorka wyłudziła 550 tys. zł? „Nieprawda. Pieniądze mam z totolotka”

2016-03-17 16:36

Edyta M. to drobna blondynka o niewinnym wyglądzie – aż trudno uwierzyć, że mogła dopuścić się czynów, które zarzuca jej prokuratura. Chodzi o wyłudzenie 550 tys. zł od kobiety, która uwierzyła w magiczne zdolności oskarżonej i płaciła jej za „leczenie” swoich dzieci. W akcie oskarżenia padają słowa, ze M. straszyła swoją klientkę, iż jej pociechy zachorują na raka i tylko ona jest w stanie je przed tym ochronić. Tymczasem znachorka nie przyznaje się do winy. Twierdzi, że żadnych pieniędzy nie wyłudziła, lecz wygrała je w totolotka! W Białymstoku dobiega właśnie koniec procesu w tej sprawie.

Wszystko zaczęło się w lipcu 2011 r. w Sokółce. Do M. zgłosiła się kobieta, której 7-letnia wówczas córka miała problemy z moczeniem nocnym. "Medyczka", powołując się rzekomo na swoje magiczne umiejętności, miała pomóc dziewczynce, a dodatkowo sprawić, by synek kobiety nabrał apetytu. Tak zaczęła się toksyczna znajomość poszkodowanej matki z Edytą M.

ZOBACZ TEŻ: Wrocław: diecezja zapłaci za mieszkanie 10 tys. zł. Lokal jest wart 80 razy tyle!

Poszkodowana, jak twierdzi, początkowo płaciła znachorce za wizytę kwoty rzędu 100-200 zł. Z czasem M. miała zacząć ją straszyć, iż jej dzieciom grozi nowotwór i tylko ona może je przed tym ochronić, „bo widzi więcej, niż inni”. Naiwna kobieta we wszystko uwierzyła. Kwoty, które dawała czarownicy, rosły. Znachorka nie poprzestała nawet na tym, kiedy otrzymała od swojej „pacjentki” 150 tys. zł – chciała więcej i więcej.

Zrozpaczona kobieta potajemnie zaczęła podbierać pieniądze z konta firmy, którą prowadziła z mężem. Kiedy mężczyzna zorientował się i zgłosił sprawę na policję, jego żona nie przyznała się, że to ona wzięła pieniądze, a zaczęła zadłużać się, by zapłacić za usługi znachorki. Planowała nawet wziąć kredyt pod zastaw domu! Łącznie Edyta M. miała wyłudzić od poszkodowanej aż 550 tys. zł!

Kulisy sprawy wyszły na jaw pod koniec sierpnia 2012 r. Przed Sądem Okręgowym w Białymstoku kończy się właśnie proces znachorki. Wczoraj oskarżona składała zeznania. Tłumaczyła, że nigdy nie odprawiała żadnych czarów i nie straszyła nikogo chorobami, a pieniędzy nie wyłudziła, lecz wygrała w totolotka. Opowiadała, że pokrzywdzona zgłosiła się do niej wyłącznie z prośbą o postawienia pasjansa, bo miała problemy w małżeństwie. Przyznała, że faktycznie otrzymała od niej w transzach 35-37 tys. zł, ale tylko na przechowanie. A w grach losowych ma powodzenie, bo opracowała specjalny system!

ZOBACZ TEŻ: 91-latek stracił 300 tys. zł przez oszustów finansowych. Teraz ich sądzi

Biegli psychiatrzy i psycholodzy uznali, że oskarżona jest poczytalna i ma możliwość oceny swojego postępowania. Sprawa finał może znaleźć już jutro, kiedy przed sądem mają zostać wygłoszone mowy końcowe. Nie wiadomo jeszcze jednak, czy podczas tej rozprawy zapadnie wyrok.

Źródło: bialystok.wyborcza.pl

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki

Najnowsze