- Zaproponowane podwyżki przede wszystkich są dalekie od deklaracji, które składała pani minister Zalewska. Wielokrotnie podczas spotkań zespołu ds. statusu prawnego nauczycieli było mówione, że średnio na jeden etat jest 270 zł na pracownika. Na pewno to, co zamieszczono w tabeli, która jest integralną częścią rozporządzenia, takiej wartości nie uwzględnia – mówi serwisowi Superbiz.se.pl Krzysztof Baszczyński, wiceprezes ZG ZNP. – Po drugie, propozycja zakłada wzrost wynagrodzeń od 1 kwietnia, a ustawa mówi wyraźnie, że wzrost wynagrodzenia następuje od 1 stycznia. Przypomnę, że od 1 stycznia br. obowiązuje znowelizowana Karta Nauczyciela, m.in w obszarze nowej formuły awansu zawodowego oraz oceny pracy. Nastąpiła likwidacja niektórych wydatków. To, co wynika z tej nowelizacji, w żaden sposób nie jest rekompensowane wzrostem wynagrodzenia – dodaje Krzysztof Baszczyński.
Związek Nauczycielstwa Polskiego stoi na stanowisku, że propozycja MEN odnośnie wynagrodzeń dla nauczycieli jest niezgodna z Kartą Nauczyciela. Zwraca też uwagę, że w niektórych przypadkach zaproponowane kwoty wynagrodzeń są niższe od kwoty minimalnego wynagrodzenia.
Zobacz: Ile naprawdę zarabiają nauczyciele? [INFOGRAFIKA]
- Rzeczą niedopuszczalną i niezrozumiałą jest, że ci, którzy znajdują się w dolnym lewym rogu tabeli [nauczyciele stażyści z tytułem licencjata (inżyniera), bez przygotowania pedagogicznego, z dyplomem ukończenia kolegium nauczycielskiego lub nauczycielskiego kolegium języków obcych lub z pozostałym wykształceniem, przyp. red.] otrzymują pensję poniżej minimalnego wynagrodzenia. Poza wynagrodzeniem zasadniczym te osoby niczego więcej nie dostają – ani stażówki, ani motywacyjnego, ani funkcyjnego, np. dodatku za wychowawstwo. To rzecz niezwykła, żeby proponować w tabeli wynagrodzenie, które znajduje się poniżej ustawowych zapisów. To znaczy, że zakłada się, że ci nauczyciele muszą dostać dodatek wyrównawczy, aby osiągnąć minimalne wynagrodzenie określone ustawą – uważa Krzysztof Baszczyński.
Związek Nauczycielstwa Polskiego zabiega o spotkanie z premierem Mateuszem Morawieckim. Zachęca także przedstawicieli innych związków zawodowych, w tym „Solidarności", do współpracy. Jak zapewnia nasz rozmówca, na razie nie ma mowy o strajku, natomiast związkowcy chcą spotkania z premierem.
Polecamy: Urzędnicy domagają się podwyżek. Nauczyciele grożą strajkiem
- Dzisiaj poszło pismo do p. Anny Zalewskiej o potrzebie rozmów z premierem w sprawie wzrostu nakładów na oświatę, gdzie uwzględniono także postulat wzrostu wynagrodzeń w najbliższej perspektywie. O takie rozmowy zabiegamy od 28 grudnia ur., niestety bez jakiejkolwiek reakcji ze strony Kancelarii Prezesa Rady Ministrów. (...) To, co zaproponowała minister edukacji, czyli rozłożenie wzrostu wynagrodzeń na trzy lata, uważamy, najdelikatniej mówiąc, za nieporozumienie wobec tych wszystkich nowych zadań, które wynikają nie tylko z reformy systemu, ale również z nowelizacji Karty Nauczyciela, a które są związane z nowym sposobem oceny pracy nauczyciela i jego awansem zawodowym. Mówimy o wzroście wynagrodzeń w wysokości 15% w ciągu trzech lat – komentuje wiceprezes ZG ZNP.
Według Krzysztofa Baszczyńskiego tabela dołączona do rozporządzenia podpisanego przez minister Zalewską „jest naruszeniem prawa". - Skoro ustawodawca przewidział, że minimalne wynagrodzenie nie może wynosić mniej niż 2100 zł, a z tabeli wynika, że ten pracownik nie otrzyma 2100 zł, ponieważ nie otrzymuje dodatku stażowego, ani innych dodatków, z gruntu założenie takiej tabeli jest naruszeniem prawa. Mówimy tutaj przede wszystkim o stażystach. Niezgodne z prawem jest również to, że podwyżki wchodzą od 1 kwietnia br. bez wyrównania od 1 stycznia – wyjaśnia związkowiec. – Jeżeli 1 kwietnia następuje wzrost wynagrodzeń, to nie można mówić o wzroście wynagrodzeń o 5%, tylko o 3,75%. Jeżeli coś się dzieje 4 miesiące później, ten wzrost jest o wiele mniejszy. Jeżeli uwzględnimy dodatkowo inflację, wiadomo, że mówimy o podwyżce wynagrodzeń nauczycielski na poziomie 1,45 % – dodaje wiceprezes ZG ZNP.
Wiceprezes Zarządu Głównego ZNP zwraca również uwagę na fakt, że środki, które zostaną wydane na oświatę zgodnie z ustawą budżetową, stanowią mniejszą część PKB i wydatków państwa niż stanowiły w zeszłym roku. - Budżet na oświatę w stosunku do PKB na 2018 r. jest mniejszy niż w roku ubiegłym, w stosunku do wydatków państwa też. Subwencja rośnie tylko o jedną dziesiątą procent. Mamy reformę oświaty. W naszej ocenie w którymś momencie szkołom zabranie pieniędzy na normalne funkcjonowanie – prognozuje Krzysztof Baszczyński.
Źródło: znp.edu.pl