W 2007 r. media obiegła sensacyjna wiadomość. Polska mogłaby odzyskać łącznie aż bilion dolarów! Tyle bowiem (łącznie z nigdy nieotrzymanymi reparacjami wojennymi od Niemiec) warte było ogólnie pojęte mienie, które w spadku zostawiła nam II RP, a które zaginęło podczas II wojny światowej.
Kopeć i Powiernictwo II RP
Autorem tego twierdzenia jest Krzysztof Kopeć, z wykształcenia fizyk i specjalista branży IT (ukończył Uniwersytet Jagielloński i, podyplomowo, krakowską AGH), z zamiłowania historyk, szczególnie z zakresu historii gospodarczej, obecnie informatyk w Instytucie Pamięci Narodowej. Jest on także współtwórcą projektu stowarzyszenia Powiernictwo II RP, które chciało wraz z IPN-em zbadać możliwość odzyskania tej fortuny. Temat ten powracał w ciągu ostatnich lat kilkukrotnie.
ZOBACZ TEŻ: III Rzesza dała nam więcej autostrad niż PRL
Z okazji jutrzejszego Święta Niepodległości, postanowiliśmy sprawdzić, czy po niemal dekadzie od ogłoszenia sensacji cokolwiek udało się zdziałać w sprawie odzyskania majątku, skąd się on w ogóle wziął i na czym zostały oparte wyliczenia co do astronomicznej kwoty. O tym wszystkim rozmawiamy z Krzysztofem Kopciem.
Piotr Osiński, superbiz.pl: Bilion dolarów?! Na jakiej podstawie pan to wyliczył?
Krzysztof Kopeć: Kwota faktycznie robi wrażenie, ale nie wzięła się znikąd. Wliczyłem do niej szacunkową wartość nie tylko aktywów posiadanych przez II RP, ale też zagrabionych majątków prywatnych oraz reparacji wojennych od Niemiec, których Polska nigdy nie otrzymała [w 2014 r. portal natemat.pl pisał, że wartość niemieckiego odszkodowania mogłaby wynosić ok. 3 bilionów zł - red.].
Na jakich dokumentach pan bazował?
- Było ich bardzo wiele. Podam tu dwa najjaskrawsze przykłady. Po II wojnie światowej powstała Komisja Trójstronna ds. Restytucji Złota Monetarnego. Tworzyły ją trzy mocarstwa: Wielka Brytania, USA i Francja. Zajęła się ona kwestią złota zagrabionego przez hitlerowców m.in. Polsce. Podczas pierwszej konferencji w Paryżu w 1947 r. Komisja opublikowała materiały, z których wynikało, że II RP była właścicielem 75 ton złota o wartości ok. 133 mln przedwojennych niemieckich marek. Dziś byłoby to kilkadziesiąt miliardów złotych i to bez odsetek! Pół wieku później w Londynie zorganizowano konferencję niejako podsumowującą działalność Komisji Trójstronnej. Tym razem w przedstawionych dokumentach złota polskiego już nie było. Po stronie Banku Rzeszy pojawiła się za to pozycja „sekretne rezerwy”.
Dlaczego polskie złoto wykreślono z listy? Czy to w ogóle zgodne z prawem?
- Nie chcę oceniać legalności czy nielegalności takiego działania. W grę wchodził tu mechanizm: jeśli ktoś się po coś nie zgłasza, to tego nie ma.
Strona polska nie była zainteresowana odzyskaniem kruszcu?!
- Polskie roszczenia dotyczyły wyłącznie ok. 5 ton złota zagrabionych przez III Rzeszę z Banku Gdańskiego, czyli ówczesnego Wolnego Miasta Gdańska. W 1976 r. otrzymaliśmy zaledwie połowę tego, o co wnosiliśmy. Rząd PRL zadowolił się tym, nie chcąc robić krzywdy komunistom niemieckim, czyli NRD. W dodatku ówczesnym rządzącym zależało na tym, by kreować wizerunek przedwojennej Polski jako słabego, niezamożnego kraju. Z kolei już po roku 1989 zadziałała zasada klientyzmu - nikt ze strony polskiej nie poruszał kwestii odzyskania mienia, bo nie chciał podpadać zagranicy, bojąc się nie wiadomo czego. Takie nastawienie mnie przeraża. Przecież to są nasze pieniądze i mamy prawo wiedzieć, co się z nimi stało!
Wspomniał pan też o drugim przykładzie na poparcie swoich wyliczeń. Rozumiem, że nie tylko kwestia złota pozostaje niewyjaśniona.
- Zgadza się. Jest też m.in. sprawa aktywów posiadanych przez Zakład Ubezpieczeń Społecznych. Na podstawie danych statystycznych i różnych opracowań można oszacować, że ZUS-owskie aktywa przed wojną miały wartość od 2 do 2,5 mld ówczesnych złotych. Mówię tu o akcjach, obligacjach, nieruchomościach itd. 5 lipca 1946 r. pojawiło się sprawozdanie z wynikami powojennej inwentaryzacji majątku Zakładu. Szacowano go wtedy na 500 mln przedwojennych polskich złotych. Jak widać, wyparowało nawet 1,5 mld zł, czyli obecnie, z odsetkami, jakieś 100 miliardów!
Jakim cudem II RP, kraj, który odrodził się po 123 latach zaborów, była w stanie zgromadzić taki majątek?
- Największą siłą przedwojennej Polski byli ludzie. Ludzie mądrzy, o otwartych umysłach. Przyjeżdżali z wielu krajów, mieli doświadczenie, pracowali i dla siebie, i dla Polski. Dzięki nim niewielkie początkowo fundusze państwa wydawano mądrze i wystarczały na inwestycje.
Przykładem tego jest powstanie portu w Gdyni?
- Oczywiście. Zanim budowa wystartowała, wywiad niemiecki wyliczył, że będzie kosztowała ok. 1,5 mld przedwojennych zł. A wydano ponad 300 mln zł. Państwo wyłożyło 165 mln, kapitał prywatny dodatkowo 45 mln, do tego doszedł koszt urządzeń - 120 mln. Za jedną piątą szacunkowej kwoty zbudowano port, który w ciągu kilku lat stał się najpotężniejszym portem na Bałtyku. Proszę sobie wyobrazić, że ustawa ogłaszająca jego budowę miała zaledwie pół strony! Nie pisano jej po to, by jakiś pan Ziutek mógł sobie zarobić na dostawie materiałów; port mieli tworzyć najlepsi. Wtedy państwo skutecznie zwalczało patologie, nikogo nie faworyzowało, a przecież przed wojną nie żyli ludzie święci, też dawali łapówki, chcieli dostawać zlecenia. Mimo że w II RP politycznie się kotłowało, nowe władze nie podważały dla zasady decyzji poprzedników, co tworzyło pewien ład gospodarczy, dzięki któremu kraj mógł się rozwijać i bogacić. Naszym zadaniem jest sprawdzić, co się z tym majątkiem stało.
Naszym, to znaczy stowarzyszenia Powiernictwo II RP?
- Powiernictwo II RP nigdy nie zaistniało w formie prawnej, było pewną ideą. W 2007 r., za rządów PiS, kiedy się ona narodziła, był odpowiedni klimat polityczny, by poruszyć kwestię przedwojennego majątku. W 2008 r., już po dojściu do władzy PO, zmieniły się jednak wiatry historii, więc skład założycielski stowarzyszenia uznał, że jego rejestracja nie ma na razie sensu.
Wydaje się, że odpowiedni dla stowarzyszenia czas polityczny powrócił.
- Mam nadzieję, że jest wola IPN, by zająć się sprawą zwrotu majątku. Na razie jednak Instytut organizuje się na nowo i działam jedynie prywatnie, nie jako jego pracownik. Sprawą odzyskania pieniędzy, ze względów politycznych, powinno jednak zająć się stowarzyszenie, nie bezpośrednio rząd. Tak też było w podobnym przypadku w Izraelu, któremu dzięki działaniu kilkudziesięciu fundacji udało się odzyskać dużą część mienia.
Jak powinna wyglądać praca stowarzyszenia?
- Trzeba by zatrudnić młodych archiwistów, którzy szukaliby dokumentów w krajach, w których podejrzewamy, że są papiery potwierdzające, iż znalazł się w nich polski majątek. Potrzebni są też analitycy i specjaliści w zakresie prawa międzynarodowego, którzy decydowaliby, które sprawy idą „do poczekalni”, a którymi należy zająć się natychmiast. No i trzeba by mieć nadzieję, że strach przed opinią krajów, od których mielibyśmy rościć, nie sparaliżowałby działalności całej tej machiny.