- Najnowsze dane NBP ujawniają, że kredyty dla rolników coraz częściej służą ratowaniu płynności finansowej, a nie inwestycjom
- Wymagany wkład własny i próg przychodów to kluczowe bariery blokujące mniejszym gospodarstwom dostęp do dotacji rolniczych
- Analiza ekspertów Crédit Agricole wskazuje, że niskie ceny pszenicy i kukurydzy pod koniec 2025 roku dodatkowo obniżą opłacalność produkcji
- Badanie z 2024 roku potwierdza, że dopłaty ARiMR stanowią już średnio 17,6% wszystkich dochodów w rolniczych gospodarstwach domowych
Coraz więcej kredytów na bieżącą działalność. Dlaczego rolnicy przestali inwestować?
Najnowsze dane Narodowego Banku Polskiego z ubiegłego roku rzucają nowe światło na kondycję finansową polskich gospodarstw. Chociaż łączne zadłużenie rolników wzrosło nieznacznie do 33,1 mld zł, czyli o 3% w skali roku, to prawdziwie niepokojąca jest zmiana celu, na jaki pożyczają pieniądze. Zauważalnie spadło zainteresowanie kredytami inwestycyjnymi i na zakup ziemi, których wartość zmalała o ponad 9%. Jednocześnie aż o 17% wzrosła popularność kredytów na bieżącą działalność. Jak wskazują analitycy Santander Bank Polska, ten trend napędzają głównie kredyty płynnościowe z dopłatami Agencji Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa. Oznacza to, że rolnicy coraz częściej zadłużają się, by opłacić rachunki i utrzymać produkcję, a nie inwestować w przyszłość. Potwierdzają to dane Głównego Urzędu Statystycznego, według których w pierwszej połowie 2024 roku ponad 62% rolników odczuło pogorszenie opłacalności, a poprawę zadeklarowało zaledwie 2,5% z nich.
Sytuacji finansowej w rolnictwie z pewnością nie sprzyjają niskie ceny płodów rolnych, które od dłuższego czasu utrzymują się na niezadowalającym poziomie. Jak podaje „Tygodnik Rolniczy”, za tonę pszenicy konsumpcyjnej można obecnie otrzymać od 670 do 750 zł, a ceny suchej kukurydzy kształtują się na podobnym poziomie, od 630 do 750 zł. Niestety, prognozy na najbliższą przyszłość nie napawają optymizmem. Analitycy banku Crédit Agricole w raporcie „Agromapa” przewidują, że pod koniec bieżącego roku cena pszenicy wyniesie około 95 zł za decytonę, a kukurydzy 90 zł za decytonę. Niska dochodowość sprawia, że dopłaty, które miały wspierać rozwój, stają się narzędziem do łatania dziur w budżetach. Do 14 listopada 2025 roku Agencja Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa (ARiMR) wypłaciła rolnikom 9,74 mld zł, które w dużej mierze posłużyły do pokrycia bieżących kosztów, a nie do modernizacji gospodarstw.
Kto naprawdę korzysta z dotacji rolniczych? Bariery dla mniejszych gospodarstw
System wsparcia, mimo że zapewnia gospodarstwom niezbędną płynność finansową, jednocześnie utrwala poważne problemy strukturalne polskiego rolnictwa, w tym silne uzależnienie od publicznych pieniędzy. Z badania „Polska wieś i rolnictwo”, przeprowadzonego w 2024 roku, dowiadujemy się, że dopłaty stanowią średnio 17,6% wszystkich dochodów w rolniczych gospodarstwach domowych. To niemal tyle samo, ile przynoszą dochody z pracy najemnej. Analiza ta pokazuje również rosnące rozwarstwienie w sektorze. Okazuje się, że zaledwie 13,5% właścicieli najmniejszych gospodarstw, o powierzchni do 5 hektarów, jest w stanie utrzymać się wyłącznie z działalności rolniczej. Dla porównania, w przypadku największych gospodarstw, liczących powyżej 30 hektarów, odsetek ten sięga aż 90,7%, co doskonale obrazuje przepaść dzielącą polską wieś.
Na pierwszy rzut oka sytuacja wygląda dobrze, ponieważ budżet na rolnictwo w 2025 roku wynosi aż 84,3 mld zł, a ARiMR oferuje atrakcyjne programy inwestycyjne. Rolnicy mogą ubiegać się o dotacje na odnawialne źródła energii do kwoty 1,7 mln zł czy na rolnictwo precyzyjne do 300 tys. zł. Problem polega na tym, że wielu gospodarzy, zwłaszcza tych mniejszych, nie jest w stanie z tych środków skorzystać. Niska rentowność produkcji uniemożliwia im zebranie wkładu własnego, a wymogi formalne, takie jak minimalny przychód ze sprzedaży na poziomie 75 tys. zł w jednym z programów, stają się barierą nie do przejścia. W efekcie wsparcie, które miało być motorem modernizacji, trafia głównie do najsilniejszych graczy, jeszcze bardziej pogłębiając dysproporcje i pozostawiając znaczną część sektora w stagnacji.
