- Eksperci przewidują, że rekordowo niskie ceny zbóż i globalna nadpodaż utrzymają presję na rynku co najmniej do drugiej połowy 2026 roku
- Uprawa roślin strączkowych z dopłatą sięgającą 879,96 zł do hektara staje się jedną z najbardziej opłacalnych alternatyw dla zbóż
- Badania IUNG-PIB potwierdzają, że włączenie roślin motylkowych do płodozmianu poprawia żyzność gleby i pozwala ograniczyć koszty nawożenia azotowego
- Polska importuje rocznie 2,5 miliona ton soi, co stwarza ogromną szansę na zysk dla rolników decydujących się na jej uprawę na krajowym rynku
Rekordowe zbiory, rekordowo niskie ceny. Skąd kryzys na rynku zbóż?
Bieżący rok zapisał się w polskim rolnictwie w sposób niezwykle przewrotny. Chociaż żniwa były udane, a zbiory zbóż, jak szacuje Komisja Europejska oraz Ministerstwo Rolnictwa i Rozwoju Wsi, sięgnęły rekordowych 36,11 mln ton, to zamiast radości przyniosły rolnikom poważne kłopoty finansowe. Nadmiar ziarna na rynku, o 3,1% większy od pięcioletniej średniej, spowodował drastyczny spadek cen w skupach, które osiągnęły poziomy najniższe od 2020 roku. W zależności od gatunku zboża, roczne spadki wyniosły od 10% do nawet 27%. Sytuację dodatkowo komplikuje globalna nadpodaż, gdyż według prognoz Organizacji Narodów Zjednoczonych do spraw Wyżywienia i Rolnictwa (FAO), światowa produkcja również bije rekordy. Jak donosi serwis Agronews, może to utrzymać presję na niskie ceny, a eksperci przewidują, że na poprawę sytuacji przyjdzie nam poczekać co najmniej do drugiej połowy 2026 roku.
Niskie ceny w skupach mają niestety bardzo realne i bolesne skutki dla finansów gospodarstw. Jak wynika z danych Biura Informacji Gospodarczej InfoMonitor oraz Biura Informacji Kredytowej, zadłużenie rolników zajmujących się uprawą zbóż i roślin oleistych w ciągu ostatniego roku wzrosło ponad dwukrotnie, osiągając pod koniec sierpnia kwotę 20,5 miliona złotych. Sytuację pogarsza fakt, że Polska traci na znaczeniu jako eksporter zboża. Dane Komisji Europejskiej pokazują, że nasz kraj spadł na szóste miejsce w Unii Europejskiej z zaledwie 4% udziałem w eksporcie. Dla porównania, sama Rumunia odpowiada obecnie za połowę unijnej sprzedaży ziarna za granicę. O tym, jak trudna jest sytuacja, świadczą doniesienia Wielkopolskiej Izby Rolniczej, która alarmuje o przypadkach, gdy rolnicy z powodu problemów ze sprzedażą i konkurencji z importem są zmuszani nawet do oddawania swoich plonów za darmo.
Wysokie dopłaty i lepsza gleba. Dlaczego rolnicy wybierają rośliny strączkowe?
W obliczu tak trudnej sytuacji na rynku zbóż, wielu rolników szuka alternatywy i coraz częściej decyduje się na dywersyfikację upraw. Dobrym rozwiązaniem okazują się rośliny motylkowe, których popularność rośnie z roku na rok. Jak podaje Główny Urząd Statystyczny, w 2025 roku ich areał sięgnął już 831 tysięcy hektarów, co stanowi 6% wszystkich użytków rolnych w Polsce. Warto zauważyć, że jeszcze pięć lat temu było to zaledwie 559 tysięcy hektarów. Jednym z głównych powodów tej zmiany są finanse. Ministerstwo Rolnictwa i Rozwoju Wsi informuje, że tegoroczna stawka płatności do uprawy roślin strączkowych na nasiona wynosi 879,96 zł do hektara. To jedna z najwyższych dopłat bezpośrednich, która stanowi realne wsparcie dla budżetu gospodarstwa i pozwala poprawić ogólną opłacalność produkcji.
Warto jednak pamiętać, że korzyści z uprawy roślin motylkowych to nie tylko dopłaty. Eksperci z Instytutu Uprawy Nawożenia i Gleboznawstwa - Państwowego Instytutu Badawczego (IUNG-PIB) podkreślają ich ogromne znaczenie dla poprawy żyzności gleby. Dzięki symbiozie z bakteriami brodawkowymi, rośliny te potrafią same wiązać azot z powietrza, co pozwala rolnikom znacząco ograniczyć wydatki na nawozy azotowe. Rosnącą opłacalność widać także w plonach. Z danych Centralnego Ośrodka Badania Odmian Roślin Uprawnych (COBORU) wynika, że średni plon grochu siewnego w tym roku wyniósł 43,3 decytony z hektara, podczas gdy w ubiegłym było to zaledwie 31,4 dt/ha. Co więcej, rośliny te otwierają drzwi do bardzo chłonnego rynku krajowego. Polska co roku sprowadza z zagranicy około 2,5 miliona ton soi, co stwarza ogromną szansę dla rodzimych producentów. Zainteresowanie soją rośnie błyskawicznie, a jej areał, jak podaje Stowarzyszenie Polska Soja, osiągnął w tym roku historyczny rekord 98,1 tysiąca hektarów, co pokazuje, że zmiana w strukturze zasiewów staje się faktem.
