- LOT jest kolejną polską firmą, która wkrótce ma zostać sprywatyzowana. Kto chce was przejąć?
- Lista potencjalnych inwestorów jest długa, aktualnie z żadnym z nich nie prowadzimy zaawansowanych rozmów. Jesteśmy partnerem, który jest coraz bardziej atrakcyjny.
- Chyba nie tak bardzo atrakcyjny, skoro Turkish Airlines wycofał się z transakcji, a innych chętnych brak.
- Rynek od początku ubiegłego roku jest trudny. Ceny paliwa spowodowały, że większość linii lotniczych notuje straty i przez konsolidację branży został czasowo wstrzymany.
- Prywatyzacja LOT, jeżeli w ogóle nastąpi, to perspektywa co najmniej kilku-kilkunastu miesięcy. Tymczasem rozpoczęliście azjatycką ofensywę. LOT uruchomił nową trasę Warszawa - Pekin. Kto będzie korzystał z tego połączenia: biznes czy też przeciętny Kowalski?
- W tym roku przewieziemy pięć milionów pasażerów. W samolotach latających do Pekinu już niedługo będą trzy klasy: biznes, ekonomiczna, a między nimi są jeszcze miejsca w tak zwanej premium economy. Zatem jesteśmy otwarci na każdego klienta. Chcemy, aby zarówno klient biznesowy, jak i ekonomiczny znalazł u nas ofertę, która go zainteresuje. A my obiecujemy, że jak już ktoś kupi u nas bilet, to naszą linię będzie bardzo miło wspominał.
- W jaki sposób chcecie walczyć o klienta z najlepszymi liniami?
- Bardzo dużo się u nas zmieniło. Zgodnie z naszym hasłem: "LOT. Naszym horyzontem jest przyszłość" - staramy się, by nasi pasażerowie na co dzień mogli doświadczać tych zmian i widzieć, jak coraz bardziej rozwijamy skrzydła. Wprowadziliśmy wiele udogodnień i nowych rozwiązań, które umożliwiają elastyczne dopasowanie naszych usług do oczekiwań i potrzeb pasażerów LOT-u, m.in. serwis kelnerski w klasie biznes, który jest bardzo doceniany. Jeśli pasażer ma ochotę, to ma możliwość zjedzenia między posiłkami przekąsek, może także sam wybrać, o której godzinie chce otrzymać posiłek. Klasie biznes jest także dedykowany specjalnie przeszkolony zespół personelu pokładowego - Elite Fleet. Zespół ten tworzą ludzie, którzy przeszli specjalne szkolenia dotyczące tego, jak opiekować się pasażerem. Dużym udogodnieniem jest również zwiększony w ostatnim czasie limit bagażu.
- I to wystarczy, by zachęcić do siebie np. chińskiego klienta? Tak, by do Europy latał LOT-em?
- Podpisaliśmy umowę z naszym partnerem z sojuszu Star Alliance - Air China. Wykorzystujemy sieć sprzedaży naszego partnera w Chinach. To pozwala w części wypełnić samolot. Po drugie, mamy naszego agenta w Chinach, który jest na rynku lokalnym bardzo silny. A po trzecie, od końca lutego strona lot.com jest także w chińskiej wersji językowej, co pozwala nam sprzedawać bilety przez Internet. Prowadziliśmy także dużo działań promocyjnych. Oznaką wiary w LOT i w to połączenie jest choćby obecność tak zacnych osób, jak m.in. pierwsza dama Anna Komorowska i wicepremier Waldemar Pawlak w czasie inauguracyjnego rejsu do Pekinu. Od momentu uruchomienia do końca tego roku mamy założenia, że to obłożenie będzie na poziomie około 75 proc. Pierwsze wyniki są bardzo obiecujące.
- Jest Pekin. Co dalej?
- Nad nową trasą do Pekinu pracowaliśmy kilkanaście miesięcy. Potrzebna była między innymi zgoda Federacji Rosyjskiej na przelot nad Syberią. Wierzę, że Pekin będzie początkiem ekspansji LOT-u w Azji, ponieważ Amerykę Północną obsługujemy już od 40 lat. Wdrażamy strategię "Wschód łączy Zachód". Pekin jest początkiem tej drogi. Myślimy o uruchomieniu od 2013/2014 roku rejsów do Szanghaju. A najprawdopodobniej wcześniej odbędzie się inauguracja lotów do Tokio. Warunkiem otwarcia połączenia na tej trasie jest, by do LOT-u trafiły boeingi 787 Dreamlinery. Całkowicie zastąpią one boeingi 767 i to już od kwietnia 2013 roku.
- Nawet piloci narzekają na te stare 767. Podobno są awaryjne.
- Latamy absolutnie bezpiecznymi samolotami. LOT jest linią spełniającą wszystkie standardy bezpieczeństwa. Największym wyzwaniem, które mamy w tej chwili, jest produkt w klasie biznes. Czekamy na Dreamlinery, które będą zwieńczeniem zmian produktowych. Pasażer boeingów 787 będzie miał możliwość szybciej dotrzeć do celu, w bardziej komfortowych warunkach, tzn. w kabinie o znacznie mniejszym hałasie, a także z fotelem rozkładającym się na całkiem płaskie łóżko. To główne atuty samolotu, który pozwoli, by podróż nawet na dalekich dystansach była o wiele przyjemniejsza.
- I właśnie z tymi samolotami wejdzie LOT do światowej ekstraklasy?
- Ambicją LOT-u czy naszych partnerów nie jest to, by być największym, bo największy nie oznacza najlepszy. Dla nas ważne są standardy jakościowe i możliwości połączeń. I o to dbamy najbardziej. Będziemy pierwszymi liniami europejskimi, które mają Dreamlinera. Polska i LOT wyprzedzi resztę Europy. Jest to samolot rewolucyjny. Warto zwrócić uwagę, że także na rynku krajowym wymieniamy ATR-y na nowiutkie bombardiery, a na rynku europejskim już mamy bardzo dobrą flotę embraerów. W sumie będziemy mieli najmłodszą i najnowocześniejszą flotę samolotów w Europie.
- Te działania mają sprawić, by firma zaczęła wreszcie przynosić dochody? Bo rok 2011 zakończyliście stratą ponad 145 mln zł.
- Ten rok planujemy zakończyć z zyskiem. Największą dochodowość osiągamy na trasach europejskich, dzięki bardzo dużej częstotliwości połączeń, gdzie mamy głównie embraery, których średni wiek to 4,5 roku. Są to samoloty, w których jest więcej miejsca między siedzeniami niż u naszych konkurentów, bardzo wygodne fotele i ze względu na układ siedzeń nigdy nie siedzimy w środku. Tu - dla biznesowych pasażerów mamy dobrą wiadomość - już od lipca jeszcze bardziej poprawią się warunki ich podróży. Będą mieli dla siebie wolne miejsce obok.
- Przedstawia pan ambitne plany ekspansji w Azji i Europie, tymczasem na rynku krajowym zaatakowała was konkurencja, czyli OLT.
- Konkurencja zawsze jest dobra. Ponieważ nikt nie ma siatki krajowej tak rozbudowanej jak LOT, z czasem będzie więc to i nasz klient. Patrzymy na nich jako wyzwanie rynkowe, które stymuluje nas do rozwoju.
- Panie prezesie, oni sprzedają bilety po niecałe 100 złotych. Nawet średni specjaliści od lotnictwa mówią, że to dumping, bo tak tanio biletów nie można kupić. To oszukiwanie klienta?
- Tak długo jak klient leci za tę cenę, wszystko jest OK. Ale co będzie, jak klient kupi bilet, a nie poleci? Mam nadzieję, że do tego nie dojdzie, że nasz konkurent gra fair. Nie znam ich biznesplanu, ale przypuszczam, że planują przynosić zyski. W przeszłości mieliśmy konkurentów, którzy wchodzili z impetem na rynek i z niego po jakimś czasie wypadali. Podejmujemy rękawicę i konkurujemy. Chcemy, by pasażer wybierał LOT, ponieważ oferujemy nie tylko cenę, ale coś więcej: nowe samoloty, atrakcyjną siatkę połączeń i znakomity serwis.
- A tak po ludzku, nie wkurza pana to, że 28-letni młodzian z kryminalną przeszłością, który jest właścicielem OLT, tak was roluje?
- Czas pokaże, kto kogo roluje.
Marcin Piróg
Prezes zarządu Polskich Linii Lotniczych LOT. Ukończył studia inżynierskie na Politechnice Lotaryńskiej w Nancy we Francji oraz studia menedżerskie na Harvardzie. Wcześniej był prezesem "Ruch" i Calsberg Polska. Pracował na stanowiskach kierowniczych w Grupie Leaf, E. Wedel oraz Total.