Grzegorz Bierecki - finansista z wielką intuicją

2011-09-20 4:00

Grzegorz Bierecki jest twórcą systemu kas spółdzielczych w Polsce, znanym finansistą twardo stąpającym po ziemi. Ale też człowiekiem o romantycznej duszy, wrażliwym na ludzką biedę i bardzo przywiązanym do polskości.

Wszystko zaczęło się jeszcze w czasach odbudowy Solidarności, kiedy to Grzegorz Bierecki, jako jeden z dyrektorów Komisji Krajowej, został wysłany do Stanów Zjednoczonych, by tam zabiegać o wsparcie dla związku. To wtedy po raz pierwszy zetknął się z uniami kredytowymi, bardzo popularnymi w Ameryce. Na spotkaniu w siedzibie unii kredytowej zaintrygował go wiszący na ścianie wielki napis: "Nie dla zysku, nie z miłosierdzia, lecz by służyć". Wyszedł stamtąd ze skrzynką materiałów, które dokładnie przestudiował w czasie lotu powrotnego do Polski. Idea, która przyświecała amerykańskim uniom kredytowym, zafascynowała Biereckiego. Postanowił przenieść ją do kraju.

Tu trafił na podatny grunt. W latach 90. banki w Polsce nie były zainteresowane kredytowaniem indywidualnych konsumentów. Spółdzielcze Kasy Oszczędnościowo-Pożyczkowe były wówczas jedną z niewielu instytucji finansowych na rynku, które zaproponowały swoim członkom kredyty na godziwych warunkach.

Maluchem po hutach

- Budowałem kasy całkowicie oddolnie, to była inicjatywa Solidarności. Związek bardzo się zaangażował w tworzenie kas. Pierwsze były organizowane przez działaczy komisji zakładowych Solidarności. Sam jeździłem maluchem po kopalniach, hutach, stoczniach, szpitalach i tłumaczyłem, że trzeba takie kasy zakładać, bo dzięki temu będzie im się lepiej żyło. Uczyłem, jak je organizować, jak nimi zarządzać. Biuro mieliśmy w małej willi w Gdyni Orłowie, a sala szkoleniowa mieściła się w garażu - wspomina prezes SKOK-ów. Nie ukrywa satysfakcji z tego, co udało mu się stworzyć. - Teraz to Amerykanie przyjeżdżają do Polski, żeby podpatrywać nasze rozwiązania - mówi z dumą.

Banki atakują

To, co podoba się Amerykanom, często jest obiektem ataku w Polsce.

- Bankom się nie podobam, bo jesteśmy dla nich silną konkurencją - mówi Grzegorz Bierecki. - Mamy największą sieć oddziałów i banki, projektując swoje usługi, muszą brać pod uwagę naszą ofertę. Z działalności kas korzystają nie tylko członkowie, ale też ci, którzy do kas nie należą. Dzięki nam banki muszą ograniczać swoje apetyty.

Naraziłem się też bankom, kiedy walczyłem o przyjęcie tzw. ustawy antylichwiarskiej. Przypuszczono na mnie wtedy największy atak i usiłowano pozbawić dobrego imienia.

Rodzinne tradycje

Dla Biereckiego jest ważne, że SKOK-i powstały bez udziału zagranicznego kapitału. Jest bardzo przywiązany do polskości, a patriotyczne wychowanie wyniósł z rodzinnego domu. Dziadkowie prezesa Krajowej SKOK w 20-leciu międzywojennym budowali Gdynię. Po wybuchu wojny jego ojciec trafił do obozu w Stutthofie, matka została wysiedlona z Gdyni.

- W liceum trafiłem do uniwersyteckiego koła naukowego polonistów. Dyskutowaliśmy o literaturze, filozofii, historii, to wtedy zacząłem czytać pierwsze pisma KOR - opowiada Bierecki. Działał w harcerstwie. W sierpniu 1980 r. prosto z obozu harcerskiego trafił pod strajkującą stocznię w Gdańsku. Z zapałem przystąpił do tworzenia Federacji Młodzieży Szkolnej, która w stanie wojennym przekształciła się w Solidarność Młodych. Organizował po parafiach kółka samokształceniowe, drukował ulotki. Wtedy poznał Lecha Kaczyńskiego.

- Pamiętam doskonale pierwsze spotkanie ze śp. Prezydentem - wspomina. - Bogdan Borusewicz dał mi kontakt do Leszka, mówiąc, że to prawnik, który pomoże mi napisać statut organizacji. Szczyciłem się przyjaźnią z Lechem Kaczyńskim.

Róża ze spacerniaka

Za swoją działalność jako 21-latek trafił do aresztu pod zarzutem kierowania organizacją zmierzającą do obalenia przemocą ustroju PRL.

Wówczas znał już swoją przyszłą żonę, Marzenę. Zaiskrzyło między nimi kilka miesięcy wcześniej. Miała przyjść na widzenie. Zakochany Grzegorz na dziedzińcu spacerniaka wypatrzył kwitnącą różę. Poprosił kolegów o odwrócenie uwagi strażników i szybko zerwał kwiat. Marzena od prawie ćwierć wieku przechowuje zasuszoną różę i mówi, że nigdy nie dostała cenniejszego prezentu.

Z więzienia wyszedł po trzech miesiącach dzięki amnestii. Ale nie zaprzestał opozycyjnej działalności. W czasie studiów na wydziale humanistycznym Uniwersytetu Gdańskiego działał w podziemnym NZS. Brał udział w rozmowach Okrągłego Stołu, gdzie udało mu się wywalczyć zgodę komunistów na tworzenie szkół społecznych. Potem został zatrudniony w Komisji Krajowej Solidarności. Zrezygnował z tej pracy, kiedy zaczął tworzyć Kasy.

Kasy są potrzebne

- Wierzę w to, że Kasy mają głęboki sens i są w Polsce potrzebne - zapewnia szef SKOK-ów. - I tą wiarą zarażałem! Ludzie czuli, że nie mówię czegoś, w co sam nie wierzę. Wiedzieli, że nie chcę ich oszukać czy namówić na piramidę finansową, których wtedy nie brakowało.

Dziś prezes SKOK-ów pytany o swój największy życiowy sukces bez namysłu odpowiada: - To ponad 2,2 mln członków Spółdzielczych Kas.

- Muszę powiedzieć, że bardzo często dziwię się, że widzę pewne możliwości i rozwiązania, których inni nie dostrzegają - przyznaje prezes. - Mam taki dar od Pana Boga, że mi te pomysły przychodzą do głowy i że potrafię je potem realizować.

Prezes z wizją

Grzegorz Bierecki w tegorocznych wyborach kandyduje do Senatu z listy PiS, bo jak sam mówi, nie może stać bezczynnie, wiedząc, co trzeba zrobić i jakie ustawy należy w Polsce uchwalić. Jego zdaniem najważniejsze w tej chwili to ograniczenie kosztów obsługi długu publicznego emitowanego w walucie obcej.

- Chodzi o to, żeby Polacy mogli kupować obligacje walutowe, żeby dług państwa znalazł się w rękach polskich obywateli, a nie zagranicznych grup finansowych - tłumaczy i powołuje się na swoje finansowe doświadczenie. Od ponad 10 lat jest członkiem Rady Dyrektorów i pierwszym wiceprzewodniczącym WOCCU, organizacji, która zrzesza Kasy z całego świata. Przewodniczy też komisji ds. legislacji i regulacji, opiniuje dokumenty organizacji unijnych czy G20.

- Wiem, jakie regulacje są w Polsce potrzebne, jakich brakuje i kto na tym korzysta. Tak jak na braku regulacji, która uchroniłaby polskich przedsiębiorców przed słynnym krachem opcji walutowych, kiedy za pomocą oszukańczych struktur odebrano pieniądze bardzo wielu przedsiębiorcom.

- Dla mnie mandat senatora nie jest celem. To środek do tego, by móc zaproponować rozwiązania, które są potrzebne - wyjaśnia swoją decyzję.

Nasi Partnerzy polecają
Najnowsze