1 lipca nastąpiły istotne zmiany w przepisach, które mają ułatwić życie przedsiębiorcom, ale też zwykłym obywatelom. Zniknęło 220 różnych urzędowych zaświadczeń, które zostały zastąpione oświadczeniami. To tzw. pakiet Szejnfelda, a w zasadzie niewielka część tego pakietu, która okazała się w miarę strawna dla urzędników walczących o zachowanie swojego status quo. Szkoda, bo zmiany mogły pójść znacznie dalej, ale wierzę, że to tylko początek.
Zaświadczenie o niekaralności, o niezaleganiu z podatkiem, wysokości dochodów, o numerze REGON - to tylko część z papierów, które bezpowrotnie znikają. Tak więc teraz urzędnikowi będzie musiało wystarczyć w tych sprawach (i wielu innych) nasze oświadczenie. Nie trzeba też będzie pokazywać oryginałów lub kopii dokumentów poświadczonych przez notariuszy.
Taka zmiana przepisów to nie tylko uproszczenie i przyspieszenie procedur. To także spore oszczędności finansowe, bo za część zaświadczeń trzeba było do tej pory płacić. Ale to, co najistotniejsze, to zmiana filozofii państwa. Obywatel przestaje być w końcu traktowany a priori jako złodziej i oszust. Zaczyna być w końcu uważany za partnera i osobę, która z gruntu ma uczciwe intencje. Oczywiście nie wszyscy takie uczciwe zamiary mają i pewnie znajdą się osoby, które będą próbowały wyłudzić zasiłek albo wprowadzić w błąd fiskus. Urzędnicy nadal mają jednak możliwość kontroli składanych oświadczeń i mogą wyłuskiwać oszustów. Tyle że to oni w razie wątpliwości będą musieli zweryfikować dostarczone oświadczenia, a nie my udowadniać, że nie jesteśmy wielbłądami. To bardzo mądre postawienie sprawy. Teraz czekamy na likwidację kolejnych urzędniczych absurdów i ograniczeń.