Żołnierze z USA przyjadą na tydzień na Podkarpacie. Do 3. Podkarpackiej Brygady OT

i

Autor: Free-Photos / Pixabay.com zdjęcie ilustracyjne

Startup w USA. Jak pozyskać inwestorów i rozpocząć swój american dream?

2020-03-15 7:53

Historie rodzących się w garażu czy bibliotece korporacji zdarzają się naprawdę i nie przestają inspirować. Nic dziwnego, że ludzie z całego świata marzą o tym, aby zmienić swoje życie, wyjechać do USA i założyć tam swój własny biznes. Dla wielu powstających startupów najważniejsze staje się nawiązanie współpracy z akceleratorem i znalezienie inwestorów.

Założenie swojego biznesu w USA wcale nie jest tak skomplikowane, jakby się mogło wydawać. Za oceanem można to zrobić bardzo szybko, płacąc jedynie kwotę około 300 dolarów. Równie łatwo wygląda zakładanie rachunku bankowego. Choć konkurencja - jak na wielu rynkach – i tutaj bywa zażarta, środowisko startupowe Kalifornii jest otwarte na nowe, świeże pomysły i nietrudno jest znaleźć pomoc, by je zrealizować. Od czego zacząć? Najlepiej od akceleratora.

ZOBACZ RÓWNIEŻ: Poradnik dla przedsiębiorców. Sprawdź, jak założyć mikrorachunek dla firm?

Akceleratory inwestują w człowieka
Jak konkretnie działają startupowe akceleratory w USA? W najprostszym ujęciu - inwestują w startup oczekując za to konkretnego procentu firmy. Najczęściej wynosi on od 7 do 10 proc. za około 100-150 tys. dolarów. W zamian młodzi przedsiębiorcy zyskują mentoring, który jest nie do przecenienia, gdy chcemy działać na całkiem nowym rynku. Co ważniejsze, takie fundusze posiadają odpowiednią sieć kontaktów, która pomaga w późniejszym funkcjonowaniu startupu, m.in. w pozyskiwaniu inwestorów.

Podobnie jak w przypadku każdego biznesu, na początku najważniejszy jest zespół i pomysł. Akceleratory przedsiębiorczości cenią sobie te pomysły, które starają się zrewolucjonizować spory segment dużego rynku. Tak jak np. Airbnb zrobiło to z rynkiem hotelarskim. Są w stanie zaryzykować i dać pieniądze wielu firmom, licząc na długofalowy zysk w przypadku, gdy chociaż jeden ze startupów odniesie kolosalny sukces. Co ciekawe, od początku współpracy z akceleratorem pomysły nie mają tak dużego znaczenia jak zespół i jego umiejętności. Akceleratory inwestują przede wszystkim w potencjał człowieka, licząc na jego wizjonerstwo również w przyszłości, a także na możliwość szybkiej adaptacji na wypadek, gdy pierwszy pomysł nie wypali.

Jak i gdzie szukać finansowania?
Gdzie konkretnie szukać inwestorów i akceleratorów? W jaki sposób możemy znaleźć mentoring oraz dofinansowanie naszych działań? Jeżeli nie mamy jeszcze znajomości w środowisku branżowym, dobrze jest zacząć od serwisu MeetUp.com i tam poszukać konkursów oraz spotkań dla inwestorów. W ich trakcie obie strony (founderzy i inwestorzy) szukają możliwości inwestycji, a sam udział często bywa darmowy. Trzeba po prostu porozmawiać ze wszystkimi uczestnikami. W Stanach Zjednoczonych istnieje również wiele programów scoutingowych, w których większe fundusze inwestują poprzez przedsiębiorców funkcjonujących już w tym środowisku. Zdarza się, że pieniądze trafiają do startupu tylko dlatego, że ktoś kogoś po prostu polubił.

SPRAWDŹ KONIECZNIE: Gwałtowne przeceny ropy – w nocy jej ceny spadły o 30 proc. Kiedy na stacjach będzie taniej?

Najlepiej jest zacząć od akceleratora, szczególnie jeżeli nie ma się znajomości i zakłada się dopiero pierwsza firmę. Większość z nich ma łatwy formularz, w którym można zgłosić swój produkt. Ścisłą czołówkę akceleratorów tworzą: Y Combinator, Techstars, Angelpad czy 500Startups. Setki, a nawet tysiące podobnych funduszy można znaleźć na stronie F6S.com.

- Dostanie się do akceleratora nie jest zwykle zbyt trudne, pod warunkiem że nie jesteśmy zbyt wybredni - podkreśla Filip Kozera, który pozyskał w San Francisco prawie 2 miliony dolarów dofinansowania na swój startup Kristalic. Równocześnie Kozera odradza rozpoczynanie poszukiwania inwestorów od crowdfundingu. - Nie sprawdzi się na starcie, chyba że zależy nam na darmowej promocji produktu, na który już mamy jakieś środki albo parę prototypów.

Gra pozorów, czyli rozmowy z inwestorami
Negocjacje z inwestorami w Stanach Zjednoczonych wyglądają trochę inaczej niż w Polsce. Po wzięciu udziału w akceleratorze łatwiej jest skomunikować się z aniołami biznesu i funduszami inwestycyjnym, gdyż jako cześć programu jesteśmy przedstawiani wielu takim osobom. Przeważnie po akceleratorze zbiera się tzw. rundę seed (z ang. ziarno, zalążek). Po udziale w topowych akceleratorach jest to przeważnie od 1 do 3,5 miliona dolarów. Sam proces jest grą pozorów, w której nie można pokazać, że potrzebujemy pieniędzy. Trzeba za to wzbudzić poczucie, że naszą inwestycją jest zainteresowanych wiele osób.

CZYTAJ TEŻ: Hotel Roberta de Niro otwiera się w Warszawie. Nobu Hotel Warsaw przyjmie pierwszych gości w czerwcu

– Jest to dosyć ciekawy proces. Na samym początku mówimy, że będziemy zbierać dużo mniej niż tak naprawdę potrzebujemy. To sprawia, że inwestorzy muszą się starać o „miejsce” w naszej rundzie. Idziemy na parę spotkań, ale tak naprawdę już na drugim, a często i na pierwszym spotkaniu staramy się zdobyć tzw. „commitment”. Polega on na tym, że „przypierając inwestora do ściany” pytamy, co byśmy musieli zrobić, żeby w nas zainwestował. Często dowiadujemy się wtedy, że potrzebujemy więcej klientów czy ulepszony produkt. Najważniejsze, by potwierdzić rzeczywiste zainteresowanie inwestora, jeżeli spełnimy postawione przez niego warunki. Dzięki temu traktujemy go jako pozyskanego, a kolejnym mówimy, że mamy już np. 100 tys. dolarów. Z każdym inwestorem jest coraz mniej miejsca w rundzie, co oznacza, że na tym etapie może w nas zainwestować coraz mniej inwestorów. Kiedy dojdziemy do naszego celu, mówimy wszystkim, że zainteresowanie jest bardzo duże, więc powiększymy rundę, ale i tak chcemy ją zamknąć w ciągu dwóch tygodni. Taki proces odbywa się aż do otrzymania sumy pieniędzy, którą sobie założyliśmy. Albo do momentu psychicznego zmęczenia, jako że takie rozmowy są bardzo wyczerpujące – tłumaczy Filip Kozera.

- Pomysłodawca programu Kristalic dodaje, że istotnym elementem wspomnianych rozmów z inwestorami jest zamiana jak największej kwoty pieniędzy z tych obiecanych na te gwarantowane. Aby tego dokonać używa się standardowych dokumentów typu SAFE ( Simple Agreement for Future Equity), dzięki którym ustna obietnica przekształca się w rzeczywiste zobowiązanie do finansowania. - Ułatwia to proces, jako że dzielenie się udziałami firmy jest skomplikowanie i drogie. Po podpisaniu wspomnianego dokumentu właściwie podajemy już tylko numer konta i czekamy na realną wpłatę. Proces jest bardzo łatwy i skoncentrowany na tym, żeby nie płacić dodatkowo prawnikom – dodaje Filip Kozera.

Najnowsze