Maciej Stańczuk: Stworzyłem bank dla firm

Rozmawiała Danuta Rawicka 2012-11-06 3:00

Wywiad z Maciejem Stańczukiem, prezesem Polskiego Banku Przedsiębiorczości

- Z wykształcenia jest pan ekonomistą, ale początkowo nie zamierzał pan pracować w sektorze bankowym. Jak to się stało, że zaczął pan robić karierę w bankowości?

- Kiedy kończyłem studia na SGPiS (obecnie SGH), nie spodziewałem się, że za kilka lat pojawią się w Polsce banki komercyjne. W okresie beznadziei lat 80. w Polsce udało mi się wyjechać z Polski do Niemiec Zachodnich. Studiowałem tam ekonomię na Uniwersytecie w Getyndze, a potem podyplomowo stosunki międzynarodowe w Mannheim. Pod koniec lat 80. wyjechałem do Francji, gdzie zostałem szeregowym pracownikiem oddziału banku BNP (obecnie BNP Paribas) w Paryżu. Trafiłem tam trochę przez przypadek. Równie dobrze mógł to być koncern chemiczny czy przedsiębiorstwo budowlane, bo składałem aplikacje do wielu firm.

- W 1989 roku zrezygnował pan jednak z pewnej posady w paryskim banku i wrócił do Polski. Dlaczego podjął pan taką decyzję?

- Na pewno nie dla pieniędzy, bo za granicą zarabiałem dużo więcej, niż można było wówczas zarobić w kraju. Któregoś dnia zadzwonił do mnie Wojciech Kostrzewa, który był wtedy doradcą ministra finansów i przekonał mnie do pomysłu wspólnego zbudowania od podstaw zupełnie nowego banku w Warszawie. To był bardzo ciekawy, ambitny projekt realizowany przez młodych ludzi niezwiązanych z poprzednim systemem, a dla mnie było to prawdziwe wyzwanie. Czuliśmy się wtedy pionierami na polskim rynku finansowym, bo wszystko trzeba było tworzyć od zera. Tak powstał Polski Bank Rozwoju, w którym byłem kolejno głównym ekonomistą, dyrektorem ds. kredytów i członkiem zarządu odpowiedzialnym za ryzyko. Dziś, z perspektywy ponad 20 lat, uważam, że decyzja o powrocie do Polski była jedną z najlepszych, jakie podjąłem w swoim życiu.

- Po paru latach w Polsce znów skusił pana zagraniczny bank.

- W 1993 roku, kiedy zanosiło się na bliskie osiągnięcie porozumienia w sprawie restrukturyzacji polskiego zadłużenia, zagraniczne banki uznały, że mogą zacząć u nas otwierać swoje oddziały czy spółki zależne. Niemiecki WestLB szukał kogoś do poprowadzenia banku w Polsce. Najpierw pomagałem w zakładaniu nowych oddziałów tego banku w krajach Europy Wschodniej (m.in.: na Węgrzech, w Rosji i Czechach), a w 1995 roku zająłem się tworzeniem filii WestLB w Polsce. Zostałem członkiem zarządu, a pięć lat później prezesem WestLB Polska.

- W czasie kryzysu w 2008 roku wykonał pan mistrzowski ruch. Zamiast likwidować polski oddział znalazł Pan inwestora. WestLB trafił w ręce funduszu private equity Abris Capital Partners oraz domu maklerskiego IDM SA. I tak powstał Polski Bank Przedsiębiorczości.

- Wprawdzie WestLB funkcjonował jako samodzielny bank, ale był częścią dużej grupy finansowej. Po oddzieleniu się od dotychczasowego inwestora musieliśmy zmienić strategię banku. Wcześniej specjalizowaliśmy się w finansowaniu dużych inwestycji i wielkich korporacji (projekty powyżej 100 mln euro). Jednak nie mając zaplecza w postaci dużej spółki matki, musieliśmy się skupić na innym sektorze. Pod nową marką, już jako Polski Bank Przedsiębiorczości, szukamy klientów wśród małych i średnich firm o rocznych obrotach w granicach 50-400 mln zł.

- PBP zajmuje się obsługą klientów korporacyjnych, jednostek samorządu terytorialnego, przedsiębiorstw niemieckich oraz projektów inwestycyjnych, głównie z dziedziny energetyki i infrastruktury. Który segment jest teraz dla banku najważniejszy?

- I najbezpieczniejszy! Bo często wysokie zyski realizowane są tam, gdzie występuje największe ryzyko. Sektor energetyczny, zwłaszcza energii odnawialnej, ma bardzo dobre perspektywy, bo po wejściu w życie nowej ustawy będziemy mieli do czynienia w dużej mierze z rynkiem regulacyjnym. A to jest ten rodzaj ryzyka, które banki lubią najbardziej. Dobre perspektywy widzę też dla średnich firm specjalizujących się w przemyśle rolno-spożywczym. Gorzej jest obecnie z sektorem budowlanym, ale w najbliższej perspektywie budżetowej UE do 2020 r. będziemy mieli dopływ pieniędzy unijnych na rozbudowę infrastruktury. Nie widzę większych zagrożeń dla stabilności naszego modelu biznesowego, ale niepewność płynąca z zagranicy i spowolnienie gospodarcze mogą spowodować, że banki będą ostrożniejsze w finansowaniu nowych projektów.

- Ryzyko jest jednak nierozerwalnie związane z biznesem.

- To prawda, ale powinno być dobrze oszacowane, a następnie wycenione. Jestem zwolennikiem tradycyjnego podejścia do biznesu bankowego opartego na budowaniu długotrwałych, bliskich relacji z przedsiębiorstwami. To model, do którego, po tym co się zdarzyło w 2008 roku, powinniśmy wrócić, to model, w którym przychody banku nie pochodzą ze spekulacji, ale z marży i prowizji od zrealizowanych transakcji.

- Małe i średnie firmy wciąż borykają się z kłopotami związanymi z finansowaniem swojej działalności. Banki zaostrzają kryteria przyznawania kredytów. Z drugiej strony firmy, obawiając się kryzysu, mniej się zadłużają. Jak to wygląda w PBP?

- Małe i i średnie polskie firmy nie są mocno zadłużone. Z jednej strony nie jest to dobre, bo to oznacza, że nie wykorzystują w pełni swego potencjału i nie rozwijają się wystarczająco szybko. Z drugiej - to, że nasze przedsiębiorstwa nie były zadłużone, pozwoliło im przetrwać kryzys w dużo lepszej kondycji finansowej niż innym firmom w Europie. Nie notujemy istotnego przyrostu kredytów dla tego sektora, ale też nie ma spadku. Od kilku lat zadłużenie utrzymuje się na tym samym poziomie.

- Czy uważa pan, że najgorsze mamy już za sobą, czy największa fala kryzysu jeszcze nas czeka?

- Nie mam szklanej kuli. Zawsze jestem optymistą, aczkolwiek teraz nie mam pewności, że najgorsze już minęło. Sytuacja w strefie euro, dzięki interwencji Europejskiego Banku Centralnego, trochę się uspokaja, banki nie mają problemów z płynnością, zostały dokapitalizowane, ale nie rozwiązano jeszcze wielu kluczowych problemów.

Maciej Stańczuk

Funkcję prezesa oraz dyrektora generalnego Polskiego Banku Przedsiębiorczości pełni od 2001 r. Przed rozpoczęciem współpracy z WestLB pracował m.in. jako asystent na Technische Universitaet w Bochum. Jest absolwentem SGH oraz Uniwersytetu w Getyndze.

Nasi Partnerzy polecają
Najnowsze