Po raz pierwszy od 42 lat, czyli od lat 70., zaobserwowano u nas zjawiska związane z deflacją, na co wskazały zarówno NBP, jak i GUS. Pojawiły się jednak także głosy uspokajające, wiążące spadki cen, np. w branży informatycznej czy telekomunikacyjnej, nie z deflacją, ale ze zjawiskiem korzystnym dla gospodarki, jakim jest wzrost produkcji będący skutkiem postępu technologicznego.
Gdy zawodzi hamulcowy
Poznanie mechanizmów rządzących gospodarką, wieloletnie analizy procesów ekonomicznych pozwoliły specjalistom ustalić korzystny poziom inflacji. Inflacja nie za duża, ale i niezbyt mała powinna utrzymywać się na poziomie 2,5 proc. Takie jest założenie banku centralnego, który odpowiada za prowadzenie polityki pieniężnej. W razie potrzeby poziom inflacji można regulować wysokością stóp procentowych, czyli poziomem kosztów kapitału. W zależności od sytuacji podnosi się lub obniża procent, jaki przysługuje posiadaczowi kapitału z racji udostępnienia go na rok. Jeśli inflacja spada poniżej pożądanego poziomu, stopy procentowe powinny zostać obniżone. Jeśli rośnie ponad miarę, należy je podnieść. Niestety, wystarczy zareagować zbyt późno, by inflacja wymknęła się spod kontroli. Niewyhamowany w porę spadek inflacji może prowadzić do zbyt długiego utrzymywania się spadku poziomu cen w gospodarce. Deflacja, czyli zjawisko będące odwrotnością inflacji, to wzrost siły nabywczej pieniądza.
Zobacz też: Super Biznes - Emerytura, czyli wróżenie z fusów
To nie my, to świat
Przedłużająca się niska inflacja, mogąca przejść w niebezpieczną deflację, nie bierze się znikąd. W Polsce specjaliści, analizując jej przyczyny, wskazują głównie na:
l spadek cen surowców na świecie (spowodowany zmniejszeniem się popytu na skutek spowolnienia gospodarczego),
l utrzymywanie przez NBP dość wysokich stóp procentowych (m.in. po to, by zachęcić zagranicznych inwestorów do lokowania kapitału w Polsce),
l spadek inwestycji i konsumpcji, czego skutkiem jest słaby popyt, za którym idzie z kolei obniżanie cen przez producentów.
Większość tych czynników pochodzi z zewnątrz, a kluczowe znaczenie odegrało wyhamowanie wzrostu gospodarczego w Polsce, będącego skutkiem tego samego zjawiska na świecie. Polskie instytucje finansowe mają więc bardzo ograniczone pole działań zmierzających do utrzymania inflacji na pożądanym, nie za niskim i nie za wysokim poziomie, i jednocześnie niedopuszczających do deflacji.
Kto się martwi spadkiem cen
Spadek cen nie zawsze jest pożądany. Wszystko zależy od tego, skąd się wziął. Oczekiwany jest wtedy, gdy wynika z postępu technologicznego. Spadają wówczas koszty produkcji, maleją więc także ceny wyprodukowanych towarów, co nie znaczy, że, jak to ma miejsce przy deflacji, gospodarce brakuje pieniędzy. Pozornie, skoro za tę samą kwotę można kupić więcej niż kiedyś, a wkrótce będzie można kupić więcej niż obecnie, efekt powinien cieszyć. Jednak we współczesnej gospodarce kapitalistycznej jedno zjawisko, pozornie pozytywne, pociąga za sobą wiele innych - niestety niekorzystnych. Tak właśnie jest w przypadku spadku cen przy deflacji. Jego skutki to wyższe bezrobocie i obniżenie popytu: oba fatalne. Tak pożądany przez konsumentów spadek cen i wzrost siły nabywczej złotówki z jednej strony może więc wynikać ze zjawisk niekorzystnych dla gospodarki, a z drugiej - wpędzać ją w kłopoty. Mechanizm jest prosty. Przy zbyt niskim popycie producenci nie są w stanie sprzedać swoich produktów. Aby utrzymać się na powierzchni, muszą obniżyć ceny i pozbyć się rosnących nadwyżek towaru, a jednocześnie obniżyć produkcję. Sprzedając towar poniżej opłacalnej ceny, ponoszą straty. To wymusza na nich konieczność obniżenia kosztów. Sięgają więc po dwa doraźne sposoby, jakimi są obniżenie pensji pracowników i zwolnienie części z nich. Tak więc konsumenci pracownicy zadowoleni z obniżek cen i wzrostu siły nabywczej ich pieniędzy na dłuższą metę mogą ponieść koszty deflacji.
Zobacz też: Super Biznes - Miejsce relaksu dla mam i ich dzieci
Kręta droga do recesji
Wzrost poziomu bezrobocia, będący najsilniejszą presją wywieraną przez deflację na gospodarkę, powoduje dalszy spadek popytu, a ten z kolei pociąga za sobą dalszy spadek cen, nakręcając deflację. Z tego błędnego koła trudno gospodarkę wyrwać, dlatego deflacja, działająca jak samonakręcająca się spirala, jest zjawiskiem, którego słusznie obawiają się gospodarki, w tym i nasza. Deflacja sprawia, że przedsiębiorcom produkcja po prostu przestaje się opłacać
- i niewiele mogą na to poradzić, ponieważ działające mechanizmy i regulacje gospodarki rynkowej ograniczają im możliwości obniżania kosztów produkcji. Zamówienia na produkty są odsuwane w czasie, ponieważ im dłużej się zwleka, tym korzystniejsze ceny można uzyskać. Takie działania to prosta, czy raczej kręta, bo spiralna, droga do recesji. Deflacja może wręcz zrujnować budżet państwa. Malejąca wartość sprzedaży towarów, słabnąca przedsiębiorczość, pogarszanie się kondycji działających firm, gorsza sytuacja finansowa banków - to wszystko zmniejsza przychody z podatków. Tymczasem budżet musiałby przecież sprostać rosnącym kwotom przeznaczanym na zasiłki dla powiększającej się grupy bezrobotnych.
ZAPISZ SIĘ: Codziennie wiadomości Super Expressu na e-mail