Wszystko zależy od liczby osób zatrudnianych przez mikroprzedsiebiorcę, a nie od liczby etatów, które decydują o tym, że firma ma statut mikroprzedsiębiorstwa.
W rządowym projekcie „tarczy antykryzysowej” przyjętym przez Sejm był zapis, według którego z płacenia składek przez trzy miesiące (marzec, kwiecień, maj) zwolnieni mieli być wszyscy mikroprzedsiębiorcy. Kiedy jednak projekt wrócił z senackimi poprawkami do sejmu, posłowie PiS wykreślili zdanie mówiące o tym, że „mikroprzedsiębiorca” ma prawo do zwolnienia ze składki, w zamian dodając zdanie mówiące o zwolnieniu należącym się „płatnikowi, który zgłosił mniej niż 10 osób do ZUS do 29 lutego 2020 roku”.
Tysiące firm bez zwolnienia
Za mikroprzedsiębiorcę uważa się przedsiębiorcę, który zatrudniał średniorocznie do 9 osób w przeliczeniu na pełne etaty. Firma mogła więc np. zatrudniać 12 osób na pół etatu i nadal być mikroprzedsiebiorstwem. Tym samym kwalifikowałaby się do rządowej pomocy. W rezultacie wykreślenia z projektu „tarczy antykryzysowej” słowa „mikroprzedsiębiorca” prawo do rządowej pomocy polegającej na zwolnieniu ze składek na ZUS straciło wiele tysięcy firm zatrudniających kilkanaście osób na ułamki etatu.
Przez drobną zmianę w projekcie, notabene dającą rządowi ogromne oszczędności na pomaganiu przedsiębiorcom, ZUS przy rozpatrywaniu wniosku o zwolnienie będzie liczył każdego pracownika jako osobę, niezależnie od tego, czy pracuje na cały etat, pół czy choćby nawet ćwierć etatu. Dodatkowo, ponieważ nie ma już w projekcie zapisu o mikroprzedsiębiorstwach, będą liczone przez ZUS wszystkie osoby zatrudnione na umowy cywilnoprawne. Rezultat? Tysiące firm - mikroprzedsiębiorstw bez żadnego zwolnienia, zmuszonych nadal płacić pełną składkę za każdego pracownika.
