Oto tylko cztery z kilkudziesięciu pytań, wraz z opisem zamieszczonych na stronie prawokultury.pl. Można się dzięki nim przekonać jak ważnych kwestii dotyczą.
Czy linkowanie powinno zostać zabronione?
Czy podanie hiperłącza odnoszącego do utworu lub innego przedmiotu chronionego prawem autorskim, zawsze lub w niektórych przypadkach, powinno wymagać zezwolenia posiadacza praw?
Linki (czyli „odnośniki”) to podstawa działania sieci WWW. Sieć tworzą połączone linkami dokumenty. Bez linków nie możemy mówić o istnieniu internetu. Linki odpowiadają za podstawową zasadę działania sieci polegającą na umożliwieniu nawigowania pomiędzy powiązanymi dokumentami. Dokumentami, które chronione są zazwyczaj prawem autorskim.
Pomysł zakazania zamieszczania linków do materiałów, do których nie posiadamy praw autorskich (np. do strony jakiejś gazety albo filmu na YouTube) może wydawać się zatem absurdalny, zaskakujący i nieprzemyślany. Takie tendencje niestety już się pojawiają. W Polsce latem tego roku zapadł pierwszy wyrok nakazujący zapłatę odszkodowania i zadośćuczynienia za podanie na Facebooku linka do piosenki z serwisu YouTube.
W Hiszpanii wprowadzono prawo zakazujące podawania linków właścicielom stron, o ile czerpią jakieś korzyści z ich prowadzenia (np. umieszczają na nich płatne reklamy). Użytkownik Sieci nie ma pewności czy linkowanie jest legalne, czy nie, a przecież wielu z nas linkuje wielokrotnie każdego dnia.
Czy warto wprowadzić sprzedaż zakupionych wcześniej plików? Jakie byłyby konsekwencje stworzenia systemu prawnego pozwalającego na odsprzedawanie wcześniej nabytych cyfrowych treści? Proszę określić rodzaj rynku (rodzaj treści).
"Kupując" książkę, muzykę czy inny utwór w formie cyfrowej tak naprawdę nie kupujesz niczego na własność. Jest to po prostu opłata za dostęp do treści. W związku z tym nie ma prawnej możliwości odsprzedaży plików.
Wymagałoby to wprowadzenia prawa własności do plików, a to sprzyjałoby rozwojowi systemów zabezpieczeń DRM (Digital Restrictions Management to technologie uniemożliwiające lub utrudniające korzystanie z utworu, np. w taki sposób że można z niego korzystać tylko z określonego urządzenia lub za pośrednictwem konkretnej aplikacji) oraz innych sposobów egzekucji tego prawa własności, np. ściąganie plików z Sieci stałoby się prawdopodobnie nielegalne.
Czy sto lat to nie za dużo na ochronę praw majątkowych? (Czy obecne terminy ochrony prawnoautorskiej są wciąż odpowiednie w kontekście środowiska cyfrowego?)
Dzisiaj na terenie Unii Europejskiej autorskie prawa majątkowe (które pozwalają ich właścicielom decydować, co możemy robić z ich dziełami) trwają przez 70 lat po śmierci autora/ki. Oznacza to w praktyce, że w tej chwili do domeny publicznej, czyli wolnego obiegu kultury, wchodzą prace powstałe ponad 100 lat temu. Konwencja Berneńska, która jest najważniejszą umową międzynarodową regulującą kwestie praw autorskich, wyznacza jako minimalny okres 50 lat po śmierci twórcy.
Z tej możliwości korzysta na przykład Kanada, dlatego w styczniu tego roku do domeny publicznej wchodzą tam prace Sylvii Plath, C.S. Lewisa, Aldousa Huxleya czy Georges Braque'a. My, dzięki dyrektywie unijnej z 1993 roku, musimy czekać na nie jeszcze 20 lat.
Co nam wolno zrobić z utworem?
Czy nowe ograniczenia i wyjątki powinny zostać dodane lub usunięte z istniejącego katalogu? Proszę uzasadnić, nawiązując do poszczególnych przypadków.
Prawo autorskie nie zawsze wymaga uzyskania zgody właściciela (twórcy, jego spadkobierców, wydawcy, czy producenta) na korzystanie z ich utworów. W Polsce na przykład istnieje dozwolony użytek prywatny, który zezwala na kserowanie książek na własne potrzeby, czy skopiowanie płyt CD z muzyką oraz przekazanie tej kopii komuś z rodziny lub kręgu znajomych. Dozwolony użytek publiczny pozwala np. bibliotekom wypożyczać książki, a nauczycielom wykorzystywać cudze dzieła w szkołach.
Niestety, zakres dozwolonego użytku jest stosunkowo wąski: nie obejmuje on twórczego wykorzystania dzieła (np. popularne "memy" są w większości przypadków nielegalne) ani niekomercyjnego rozpowszechniania utworów poza kręgiem bezpośrednich znajomych. Dozwolonym użytkiem w ogóle nie są objęte programy komputerowe (w tym gry), czyli nie wolno ich kopiować nawet na własny użytek (z bardzo wąskim wyjątkiem umożliwiającym w pewnych okolicznościach zrobienie kopi zapasowej).
W pozostałych państwach UE istnieją inne rozwiązania, zwykle jeszcze bardziej restrykcyjne niż polskie. Często zakazane jest m.in. kopiowanie utworów na własny użytek (w Polsce jest dozwolone). Zarówno w Polsce, jak i innych krajach Unii, nie wolno dziś publicznie rozpowszechniać cudzych dzieł (czyli np. wrzucić na swój otwarty blog), co de facto oznacza również zakaz używania technologii peer-2-peer. Nie wolno także publikować remiksów, tłumaczeń, opracowań czy adaptacji cudzych utworów bez zgody właścicieli praw autorskich, o ile nie są one parodią albo pastiszem.