- Analiza danych Ministerstwa Finansów ujawnia dlaczego prawie połowa firm rezygnuje z prostego sposobu na poprawę swojej płynności finansowej
- Efektywna optymalizacja podatkowa wymaga świadomego zarządzania ryzykiem związanym z limitem pomocy publicznej de minimis
- Eksperci rynku wskazują że bariery w transformacji cyfrowej bezpośrednio wpływają na decyzje finansowe przedsiębiorców
- Uwzględnienie ulgi w kalkulacji dostępnego wsparcia jest kluczowe dla zachowania długoterminowej rentowności firmy
- Czy jednorazowa oszczędność uzasadnia potencjalne ryzyko administracyjne w strategii rozwoju firmy?
Ostatni dzwonek po 1700 zł. Dlaczego firmy zwlekają z "wakacjami od ZUS"?
Zbliża się koniec listopada, a wraz z nim ostateczny termin na skorzystanie z tegorocznych „wakacji składkowych”. To jednorazowa ulga, która pozwala mikroprzedsiębiorcom nie płacić składek na ubezpieczenia społeczne za jeden wybrany miesiąc. Mimo to, jak pokazują dane Ministerstwa Finansów, zainteresowanie programem jest wyraźnie niższe niż w ubiegłym roku. Spośród 1,7 miliona uprawnionych firm, do 4 listopada wniosek złożyło niespełna milion, a dokładnie 986 658, co stanowi niecałe 58% tej grupy. Dla porównania, w samym tylko listopadzie 2024 roku o ulgę wystąpiło ponad 1,3 miliona przedsiębiorców. Czasu na decyzję jest coraz mniej, ponieważ wniosek o zwolnienie w grudniu trzeba złożyć najpóźniej 30 listopada. Kto nie zdąży, bezpowrotnie straci tę szansę, ponieważ niewykorzystane uprawnienie z 2025 roku nie przechodzi na kolejny rok.
Gra jest warta świeczki, bo w portfelu przedsiębiorcy może zostać od 1200 do nawet ponad 1700 złotych. Dokładna kwota zależy od wysokości opłacanych składek. Przykładowo, osoba na tzw. „dużym ZUS-ie”, która nie opłaca dobrowolnej składki chorobowej, zaoszczędzi 1646,47 zł. Jeśli jednak ją opłaca, oszczędność rośnie do 1773,96 zł. Co kluczowe, nie jest to przerwa w ubezpieczeniu. Składki za miesiąc objęty ulgą pokrywa budżet państwa, dzięki czemu ten okres wlicza się normalnie do stażu pracy i przyszłej emerytury, a przedsiębiorca zachowuje prawo do świadczeń, na przykład chorobowych. Mimo tych korzyści, wielu zwleka z decyzją. Dane pokazują jednak typowy dla przedsiębiorców trend do załatwiania formalności w ostatniej chwili. W październiku liczba wniosków skoczyła o ponad 52% w porównaniu z wrześniem, a tylko w pierwszych dniach listopada złożono ponad 10% wszystkich dotychczasowych podań.
Zapomniana ulga, cyfrowy mur i pułapka de minimis. Czy gra jest warta świeczki?
Skoro ulga jest korzystna, dlaczego tak wielu przedsiębiorców z niej rezygnuje lub zwleka z decyzją? Zdaniem ekspertów przyczyny leżą głównie w barierach informacyjnych i proceduralnych. Doradca podatkowy Monika Piątkowska zwraca uwagę, że ubiegłoroczny sukces programu był napędzany przez intensywną kampanię informacyjną rządu. W tym roku zabrakło podobnych działań, przez co wielu właścicieli firm mogło po prostu o tej możliwości zapomnieć. Istotną przeszkodą, jak zauważa doradca podatkowy Piotr Juszczyk, jest również wymóg składania wniosków wyłącznie elektronicznie, za pośrednictwem platformy PUE ZUS. To rozwiązanie, choć nowoczesne, może wykluczać osoby, które nie czują się pewnie w cyfrowym świecie lub mają utrudniony dostęp do internetu i nie są w stanie samodzielnie przebrnąć przez formalności.
Jednak największą pułapką formalną wydaje się być klasyfikacja „wakacji składkowych” jako tak zwanej pomocy de minimis. W praktyce oznacza to, że każda firma ma do dyspozycji pewien limit wsparcia publicznego, który w ciągu trzech lat nie może przekroczyć 300 tysięcy euro. Problem polega na tym, że do tego limitu wlicza się nie tylko omawiana ulga, ale również inne formy pomocy, takie jak dotacje, niektóre ulgi podatkowe czy nawet jednorazowa amortyzacja środków trwałych. Wielu przedsiębiorców nie zdaje sobie z tego sprawy i może nieświadomie przekroczyć dozwolony próg, co skończy się odrzuceniem wniosku. Konieczność samodzielnego pilnowania tego limitu, zbierania zaświadczeń z różnych instytucji i przeliczania kwot na euro staje się na tyle dużym obciążeniem administracyjnym, że dla niektórych jednorazowa oszczędność rzędu 1700 zł może po prostu nie być warta zachodu.
Polecany artykuł:
