Sprawa dotyczyła kredytu hipotecznego z 2008 r. waloryzowany we frankach szwajcarskich. Jego kwota opiewała na 170 tys zł. Kobieta miała nadpłacony kredyt, gdy początkowo zaczęła płacić raty nieregularnie (marzec, maj, sierpień) a potem przestała spłacać to zobowiązanie. We wrześniu bank wypowiedział jej umowę i upomniał się o spłatę zadłużenia wraz z odsetkami i kosztami. Kobieta miała spłacić ponad 250 tys. zł. Nie zrobiła tego, a bank wystąpił z pozwem do sądu.
Zobacz też: Frankowicze znów płacą mniej niż spłacający kredyt w złotówkach
Sąd Okręgowy w Olsztynie powództwo banku jednak oddalił, a białostocki sąd apelacyjny podtrzymał to orzeczenie. Dlaczego? Zdaniem sądu wypowiedzenie umowy kredytu było bezskuteczne. Zgodnie z zapisami umowy, w razie powstania zaległości, bank powinien wezwać na piśmie do spłaty zaległości i - dopiero po bezskuteczności tego pisma - bank mógł wypowiedzieć umowę.
WAŻNE! Trzecia rocznica dramatu frankowiczów. Czy warto przewalutować kredyt?
Sędzia z Białegostoku stwierdził, że bank nie przedstawił dowodów na to, że pisemne wezwanie wysłał. To wystarczyło, by oddalić apelację. Ponadto orzekający zwrócił także uwagę na fakt, że z powodu wcześniejszej nadpłaty kobieta nie zalegała bankowi z żadną kwotą z tytułu rat.