Walka o pracownika trwa. Co jakiś czas piszemy o nowych sposobach sieci sklepów Biedronka oraz Lidla, które zatrudniając nowe osoby, proponują korzystne warunki w postaci regularnych podwyżek, pakietów socjalnych, dodatków na wakacje, wyprawkę szkolną czy nawet oferują zajęcia fitness w czasie pracy.
Zobacz także: Wydatki na 500 są niedoszacowane. Rafalska tłumaczy dlaczego
Okazuje się, że tak dobrze może nie być w instytucjach bankowych, które spotykają się z rosnącą skalą problemu braku rąk do pracy. „Bankowiec" nie brzmi już dumne, szczególnie dla młodego pokolenia, któremu praca w banku kojarzy się z nudnym i żmudnym zajęciem oraz kontaktem z niezadowolonymi klientami.
Sprawedź również: Polska kupi nowoczesne rakiety Patriot od USA. Ile zapłacimy?
Według „Pulsu Biznesu" w kwietniu 2017 roku pracujących w sektorze bankowym było o 14 tys. osób mniej niż w 2008 roku (w roku, w którym miał miejsce kryzys bankowy – przyp.red.), kiedy zatrudnionych było ponad 181 tys. osób.
Banki podnoszą więc płace, zmuszone falą odejść pracowników do administracji czy policji, gdzie nie liczą się wyniki sprzedaży ani kontakt z klientem.
Jak wynika z informacji mediów, wzrost wynagrodzeń miał miejsce w ING Banku Śląskim oraz Getin Noble Bank.
Stawki „na początek" wynoszą ok. 4 tys. złotych brutto. W 2016 roku, według danych GUS-u przeciętne wynagrodzenie brutto w sektorze finansowym wynosiło 6914,2 zł.
Źródło: /pb.pl