- Przed Komisją Weryfikacyjną staje porucznik Franciszek Mauer. Lat 37, żonaty, jedno dziecko. Studia prawnicze w Krakowie ukończone w 78r, z wyróżnieniem. W tym samym roku podejmuje pracę w resorcie. - Oto cytat z jednej z najbardziej znanych sceny kultowego filmu Władysława Pasikowskiego „Psy”. Podobne doświadczenie, jak filmowy bohater grany przez Bogusława Lindę, miało wielu Polaków. Na początku lat 90-tych XX wieku, po upadku PRL, musieli oni stanąć przed komisją weryfikacyjną. Uchwalona w 2016 roku ustawa sprawiła, że niemal 39 tys. z nich, czyli byłych funkcjonariuszy aparatu bezpieczeństwa PRL ma obniżone emerytury i renty. Nie mogą być one wyższe, niż średnie świadczenie wypłacane przez ZUS w Polsce, a więc 2,1 tys. zł w przypadku emerytury, 1,5 tys. zł w przypadku renty oraz 1,7 tys. zł w przypadku renty rodzinnej. Ale ci, którzy nie przeszli komisji weryfikacyjnej nie muszą się martwić o swoje emerytury.
PRZECZYTAJ TAKŻE: Będzie nowe 500 plus. Prezydent Duda zdecydował
Osoby takie nie mają prawa do mundurowej emerytury, więc trafiły do ZUS, który lata pracy dla SB wliczył im do emerytury jako okresy składkowe. Dodatkowo uwzględnił je też przy liczeniu kapitału początkowego. Jak twierdzi, na łamach „Gazety Prawnej” Zdzisław Czarnecki, prezydent Federacji Stowarzyszeń Służb Mundurowych RP zmiany w prawie nie uderzają w byłych funkcjonariuszy PRL, którzy zostali skompromitowani, lecz w te osoby, które większość swojego życia zawodowego poświęciły III RP.
- Ustawa emerytalna nie zawiera regulacji, w myśl których okresy służby na rzecz totalitarnego państwa powinny być liczone przy ustalaniu wysokości świadczeń w inny sposób aniżeli pozostałe okresy składkowe - wyjaśnia Wojciech Andrusiewicz, rzecznik prasowy ZUS.
To sprawia, że dziś są osoby, które były częścią służb PRL w pełni świadomie, a mimo to nie obniżono im emerytur. Ich świadczenia są często wyższe niż średnia krajowa emerytura wypłacana przez ZUS.